09 kwietnia 2013

530: Wywiad 29: Ariedale

W dzisiejszym wywiadzie Akayla rozmawiała z Ariedale.

Akayla: Jak trafiłaś do Nightwood?
Ariedale: To jedna z tych historii, które chyba powinny być niesamowite? Cóż... Moja należy raczej do tych sztampowych i nudnych. Cztery lata temu, któregoś leniwego popołudnia poszukiwałyśmy z koleżanką jakiejś gry, z początku tylko dla zabicia nadmiaru wolnego czasu w zimny, brzydki weekend. Mi szperanie szło dość kiepsko, za to ona już po kilku chwilach wysłała mi na GG link do Nightwood. Ochoczo podchwyciłam pomysł i, jak widać, jestem tu aż do dziś.

Jeden z Twoich smoków zajmuje czternaste miejsce na Top 40 całego okresu. Trudno było to osiągnąć? Długo na to pracowałaś?
Szczerze mówiąc, wcale się o to nie starałam. Obecność Xipe na liście jest tylko i wyłącznie skutkiem ubocznym zarabiania srebra, które przeznaczam na szkolenie innej bestii. Czy było trudno? Nie, w sumie nie, właśnie dlatego, że nie traktuję podboju toplisty jak mojego celu w grze. Pojedynkuję się tylko wówczas, kiedy braknie mi środków na składniki, ewentualnie żeby pościgać się ze znajomymi w tygodniówce. Jeżeli mi się nie chce lub nie mam czasu, to zwyczajnie tego nie robię. Natomiast licznik czasu wspinaczki na owo czternaste miejsce wystartował, gdy mój smok stał się dracolichem, czyli 12 czerwca 2010 r. No, co tu dużo mówić, bywali prędsi hodowcy...

Czternaste miejsce w mniej niż trzy lata to jednak nie takie złe tempo. Aż mnie korci żeby zapytać, ile czasu poświęcasz w ciągu dnia na walki?
Ciężko mi powiedzieć, naprawdę. Kiedyś, gdy zbierałam na solidny zapas składników i faktycznie się temu poświęcałam, moim minimum dziennym było 3 mln srebra, co daje jakieś 2,5 h walk. Innym razem, podczas wyścigów z zaprzyjaźnionymi graczami, dawałam z siebie wszystko i ubijałam 5 mln srebra (nieco ponad 4h). Ale miewam również zastoje, kiedy miesiąc lub dwa nie walczę w ogóle, bo zupełnie nie mam na to ochoty. Zwyczajnie mam takie swoje okresy w roku, gdy nabieram motywacji do gry lub odwrotnie - na myśl o pojedynkach robi mi się niedobrze. Zapał pojawia się także wówczas, kiedy muszę się uczyć - wtedy potrafię podbić tygodniówkę w takim tempie, że sama jestem zdziwiona...

Rety, to naprawdę niesamowite osiągi! No, ale z tego co wiem, wysokie miejsce na topce nie jest jedynym Twoim osiągnięciem hodowlanym. Zdobyłaś ordery Robinsona i Super Hodowcy. Czy mogłabyś przybliżyć nam przebieg tamtych edycji tych dwóch konkursów i swoje uczucia, kiedy okazało się, że wygrałaś?
Do Robinsonów po dziś dzień mam dystans. Pamiętam, że do połączenia plemion zabawa była przednia, bawił mnie ten kompletny chaos w sojuszach, na konferencjach i w planach zawodników. Późniejszą grę wspominam natomiast bardziej jako targanie się wzajemnie za włosy i skakanie sobie do gardeł, które nie było już niczym fajnym, przynajmniej z punktu widzenia z natury niemającego złej woli człeka, czyli mojego. Bycie zdradliwym i do szpiku kości podstępnym to nie moja działka, a do wychodzenia naprzeciw jawnej głupocie mam zbyt choleryczny charakter. Wygrana była dla mnie przede wszystkim ogromną ulgą; gdybym miała okazję zagrać jeszcze raz na podobnych warunkach, nie zdecydowałabym się.
Super Hodowcy nie pamiętam za to dokładnie. To był rok 2009, ledwie parę miesięcy wcześniej założyłam tu konto i właściwie jeszcze nie orientowałam się w tajnikach hodowli. Decyzja o udziale była spontaniczna i nie do końca zdawałam sobie sprawę z rangi konkursu, tym bardziej, że była to jego pierwsza edycja i nie był on wówczas owiany taką sławą jak obecnie. Ale nie zapomnę nigdy, jak bałam się rywalizacji z Katheriną - kiedy Nazir niespodziewanie się wycofał, obudziła się we mnie nowa nadzieja na zdobycie tytułu i choć doskonale wiedziałam, że gdyby nie jego rezygnacja, nie zwyciężyłabym, to mimo wszystko wygrana była dla mnie moim osobistym sukcesem. Sądzę, że całkiem dużym - właśnie z uwagi na to, że byłam jeszcze wtedy zupełnie "zielonym" Nightwoodowiczem.

Jestem pod wrażeniem. Jeszcze o Robinsonach - kto był według ciebie najbardziej wymagającym rywalem do orderu? I jak spisywali się prowadzący konkursu?
Największym rywalem był, zdaje się, Poiu. Jego przyjaźń z Catastrophe, z początku utrzymywana w tajemnicy, jak również duża inteligencja, spryt i charyzma niewątpliwie działały na jego korzyść. Bardzo sprawnie lawirował pomiędzy graczami, osiągając dokładnie to, czego chciał. I chociaż jego intencje były oczywiste, wielu uczestników bez oporu poddawało się jego darowi przekonywania. Kiedy podjął próbę zwycięstwa w późniejszej edycji, byłam niemal stuprocentowo przekonana, że wygra - i tak też się stało. Może zabrzmię dziwnie, ale poczułam wtedy jakąś taką... satysfakcję? Bo jego praca wreszcie została nagrodzona. A ja lubię, kiedy ludzie, którzy na coś zasługują, dostają to.
Jeśli zaś chodzi o prowadzącego, to cóż mogę powiedzieć? Wywiązywał się ze swoich obowiązków, zorganizował naprawdę, ale to naprawdę wymagający konkurs (a to się chwali) i odwalił kawał takiej roboty, że na samą myśl mam ochotę pokiwać głową z uznaniem. Co prawda zdarzały mu się jakieś niedomówienia albo mało profesjonalne manewry, ale ogółem jest osobą, która sprawdza się w obranej przez siebie roli.

Skoro już mowa o prowadzących i prowadzeniu, w 2012 roku prowadziłaś Super Hodowcę. Jak to wspominasz?
Ogólnie miło, z tym jednym ale, że COŚ mnie bierze, kiedy widzę - co tu dużo mówić - głupie posty w temacie. Zaapelowałabym z tego miejsca do graczy, żeby czytali edycje i moje wypowiedzi w nich, sęk w tym, że wątpię, czy cokolwiek by mi to dało. No, ale mimo wszystko prowadzenie Super Hodowcy sprawia mi dużą frajdę. Sądzę, że taki konkurs na NWD od zawsze był potrzebny i mam tylko nadzieję, że oferuję hodowcom atrakcyjną zabawę, a w roli organizatorki spisuję się w miarę dobrze.

Sprawiało Ci jakieś kłopoty eliminowanie uczestników w poszczególnych etapach?
Zależy, o jakich kłopotach mowa. Jeśli chodzi o te natury czysto technicznej, nie przypominam sobie chyba żadnych. Gorzej z tymi dylematami, które wynikały z konieczności eliminacji kogoś, kto - moim zdaniem - zasługiwał na dojście o wiele dalej. Przykrym obowiązkiem jest dla mnie wykreślenie z listy uczestników kogoś, kto ma na smoku mnóstwo szkoleń, a nie wyposażył się np. w taką błahostkę jak porządna ramka. Zawsze w takich sytuacjach jestem mocno rozczarowana, a zarazem bezsilna wobec czyjegoś zaniedbania.

Czy oprócz tego, co już wymieniłaś, było dla Ciebie jeszcze coś trudnego w byciu jurorem?
Odpowiadanie na - często niezbyt inteligentne - wiadomości, wymyślanie jak najciekawszych konkurencji, mobilizowanie się do sprawdzania nadesłanych prac i pisania odpisów w etapie z RPG... To chyba wszystko. Choć pewnie było tego jeszcze mnóstwo, nie pomnę.

A wyniki? Były dla Ciebie zaskoczeniem?
Jako aktywny gracz raczej orientuję się w tym, kto i jak intensywnie (oczywiście z grubsza) szkoli smoka. Wiadomo, że fakty mogą mniej lub bardziej różnić się od moich domysłów, ale ogółem mogę śmiało powiedzieć, że gdybym żyła z obstawiania swoich pewniaków, to z głodu bym bez wątpienia nie umarła, bez obaw. Ot, zasługa walcząco-szkolącego towarzystwa, wśród którego się kręcę. I uważnej obserwacji również, a jakże.

Zmieńmy temat. W swoim czasie wykonałaś też sporo smoczych gifów, ale obecnie nie widuję Twoich dzieł w temacie z wariantami gotowymi do dodania. Dlaczego?
Nie? Ostatnio wprowadzono piach autorstwa mojego i Leiraliel, co prawda nie przeszedł przez temat, o którym wspominasz, ale chyba się liczy? Chociaż faktycznie, miałam długą przerwę w grafikowaniu. Głównie dlatego, bo zwyczajnie męczy mnie rysowanie tego samego stworka w czterech różnych pozach. Naszkicowanie smoka w kilku wersjach, tak aby w każdej wciąż wyglądał jak ten sam osobnik, tylko w innym wieku, jest dość trudną sztuką. Jestem perfekcjonistką i nie popuszczę, dopóki praca nie będzie taka, jaką ją sobie wyobrażałam. Ale jestem też choleryczką, dlatego spędzanie kilku godzin nad dopieszczaniem samego lineartu doprowadza mnie do szału.

Faktycznie, był. Przepraszam, zapomniałam o nim. Od dawna interesujesz się grafiką?
Chyba od momentu, kiedy zaczęłam tworzyć gify dla NWD. To właśnie możliwość wykazania się tutaj umiejętnościami rysowniczymi i chęć dania czegoś od siebie sprowokowała mnie do zakupu tabletu. Mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie dział z gifami na Zgromadzeniu i drobna zachęta w postaci panelu grafika - pewnie nigdy nie przemyślałabym opcji, by tworzyć tę formę komputerowej sztuki.

Artystka z Ciebie świetna, to muszę przyznać. Wciąż wspominam Twoje opowiadanie, które wygrało Wigilijny Konkurs Literacki zorganizowany przez Gazetkę. Jak długo interesujesz się pisaniem?
Chyba należałoby zadać najpierw pytanie, czy w ogóle się nim interesuję. Bo chyba jednak nie bardzo. To znaczy - piszę całkiem chętnie, wszystko i o wszystkim, ale nie nazwałabym tego moim hobby. Pisanie to przydatna umiejętność i cieszę się, że ją posiadam, aczkolwiek nie zajmuje ona u mnie miejsca na podium zainteresowań. Nie tworzę na przykład żadnych opowiadań ani książek, jak można by podejrzewać. W obecnych czasach twórczości literackiej nie ceni się wysoko, więc choć w mojej głowie wprost wrze od pomysłów, to daruję sobie zbędne wysiłki i poszukuję zajęć, na które jest większe zapotrzebowanie. Takie życie.

Po Twoich tekstach zdecydowanie nie widać, że nie interesujesz się pisaniem. W takim razie - co jest Twoim hobby?
Poza byciem wredną dla innych, robieniem wszystkim na przekór i układaniem planów zagłady ludzkości? Hm... Tak przede wszystkim to chyba wielogodzinne, piesze tułaczki po lesie. Brzmi na pozór dziwnie lub nawet śmiesznie, ale wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie to fajne zajęcie. Można posłuchać, co nuci padający deszcz albo jak płaczą drzewa podczas wichury. Można bezkarnie poskakać sobie po kałużach, powspinać się po zwalonych pniach i bezwstydnie podglądać hasające zaledwie parę metrów dalej sarny. Można bez zapowiedzi odwiedzić norę zająca i przyłączyć się do wędrówki stadka dzików, nie pytając o zgodę. I zaczerpnąć wiedzy, która - zapożyczana z książek - nie wywoływałaby tylu emocji co ta dostrzeżona na własne oczy.
Zwierzęta intrygowały mnie od dziecka, ale dopiero teraz jestem w stanie pomału dążyć do... bo ja wiem, znajomości z nimi. Dlatego do listy swoich zamiłowań zaliczam także wolontariat w schronisku dla bezdomnych psów oraz behawioryzm. Sporo czasu zabiera mi również trening umiejętności mojego własnego sierściucha. I uczenie go moresu, oj tak.
A tak poza powyższym, lubię podłubać w samochodowych bebechach i postudiować więzienną gwarę, tatuaże i zwyczaje. Takie już ze mnie dziwne stworzonko, które - odkąd pamięta - zadawało się z osobnikami płci męskiej. O ile w ogóle z jakimikolwiek osobnikami, heh.

Rozumiem. Czy jest coś, co chciałabyś dodać od siebie? Pozdrowić kogoś?
Czy napisałaś: pozdrowić? Ach, nie ukrywam, że na to czekałam najbardziej niecierpliwie. c:
W takim razie gorące pozdrowienia dla Chodnika, Naoto, Liji, Basetli, Fatguya i Gala! *eksplozja nieopanowanego entuzjazmu* I TeDe, i Kamii, i Matki Boskiej! I dla Crowy też, i Órisna, żeby nie było. I tej tamtej, co w swoim wywiadzie mnie imiennie nie pozdrowiła. Będzie wiedziała, że to o nią chodzi.
To chyba wszyscy, których chciałam wyróżnić. Ale, ale, jeszcze serdeczne podziękowania dla osób, które pomogły mi na początku mojej przygody z NWD. Bez Was pewnie nie osiągnęłabym tu tego, co mam teraz - zwłaszcza bez Ciebie, Samaelu. Naprawdę, dzięki.
A Tobie, Akaylo, dziękuję za miłą wymianę zdań. Trzymaj się i powodzenia w dalszym tworzeniu artykułów!

Również dziękuję bardzo ^^
Akayla
Akayla

2 komentarze:

Twój komentarz będzie widoczny po akceptacji administratorki gazetki.