11 kwietnia 2013

531: Warsztaty literackie: Savoir-vivre albo jak przygotować tekst, żeby ktokolwiek zaszczycił go spojrzeniem

Ostatnio było na temat tego, co należy zrobić przed pisaniem tekstu. Dzisiaj przegięcie w drugą stronę, czyli optymistyczne założenie, że tekst już mamy. I z kolei zastanawiamy się, co teraz? Napisane, zdaje się ciekawie, dzieło trochę szkoda wrzucić na dno szuflady.

http://i47.tinypic.com/2pzcke8.pngWniosek? Trzeba je posłać w świat. Dokąd? Ano, potencjalnych miejsc trochę jest. I o nich innym razem.

Dzisiaj trochę o tym jak przygotować tekst, by z miejsca nie został on uznany za bezwartościowy. Bowiem w przypadku oceniania opowiadań czy powieści w jakiejkolwiek redakcji czy to pisma, czy wydawnictwa, zwykle pierwszym kryterium - stosowanym świadomie lub nie - jest właśnie sposób podania tekstu.

Dlaczego tak się dzieje? To przecież jawna niesprawiedliwość! My tu tworzymy sztukę! Liczy się treść, a nie...

Dobrze, dobrze. A teraz wczujmy się w recenzenta. W końcu empatia jest ważna dla pisarza.

Przeczytaliśmy właśnie sześćdziesiąt stron propozycji wydawniczej. W drukarce tusz się skończył, a szefostwo do końca miesiąca nie da na nowy. Czytamy więc na ekranie. Kończymy. Tekst, jak większość, okazał się splunięcia niewart. Patrzymy na zegarek i myślimy: Dobra, jeszcze jeden. Oczy nas pieką od ślipienia w ekran. Otwieramy maila. A tam, nawet nie spakowane do pliku, z formatowaniem zniszczonym do cna, czcionką Times New Roman rozmiar 10, linijka pod linijką, biegają te małe, czarne, paskudne LITERKI, w oczach nam się troi, wyrzucamy maila do kosza, obrażamy się na naszą pracę i idziemy odreagować, uprawiając jogging w parku.

No, dobrze, to lekka przesada – recenzenci mają zwykle ogromną cierpliwość – ale chodzi o pokazanie sytuacji. Na litość, nie róbmy ludziom takich rzeczy!

Przede wszystkim nigdy, ale to nigdy, nie wolno wklejać tekstu w treść maila. Tam jest miejsce na to, żeby przedstawić się, wyjaśnić, co się przysyła, poprosić o przeczytanie i podać dane kontaktowe. Tyle.

Tekst – długi, krótki, nieważne – należy dodać jako załącznik. W nim, na pierwszej stronie, również podać dane kontaktowe. To sprawia, że recenzent, nawet jeśli w pierwszej chwili obrazi się na tekst, bo akurat ma zły dzień, może zapisać go sobie na dysku twardym komputera, wrócić do niego w dowolnej chwili i skontaktować się z autorem bez przegrzebywania usuniętych maili, których – uwierzcie – ma dużo. Najlepszym formatem dla załącznika jest Rich Text Format, czyli .rtf i można ustawić go w każdym edytorze tekstowym przy zapisywaniu plików. W ostateczności dobry jest też .txt, chociaż wtedy występują problemy z formatowaniem. No dobrze, wtedy nie ma mowy o formatowaniu. Natomiast .doc czy też .docx należy traktować jako zło wcielone. Strasznie nabija to kilobajty, do plików tego typu lubią przyczepiać się makra, których czasem sam autor usunąć nie potrafi, poza tym nie każdy ma akurat najnowszą wersję Microsoft World 3006-Turbo, na której dokument został sporządzony, co rodzi problemy z jego otwarciem.

Druga sprawa. Istnieje coś takiego, jak maszynopis znormalizowany. Jest to mantra twórcy. Bez względu na to, jak pisze mu się najwygodniej – ręcznie, czcionką o rozmiarze 7 z użyciem lupy, hieroglifami – zawsze na koniec pracy, przed pokazaniem jej komukolwiek, powinien swój tekst sprowadzić do maszynopisu znormalizowanego.

Teoria dotyczące tego na poły mistycznego zjawiska brzmi skomplikowanie. Żeby powtórzyć za Wikipedią: Znormalizowany maszynopis liczy 1800 znaków na stronie (w tym spacje i znaki interpunkcyjne) w układzie: 60 (przeciętnie) znaków w wierszu, 30 wierszy na stronie, podwójny odstęp między wierszami. Czyli co? Po skończeniu tekstu mamy siedzieć i znaki liczyć?

Otóż nie.

Obecnie pod hasłem maszynopisu znormalizowanego rozumie się tekst napisany czcionką Times New Roman, rozmiar 12, z marginesami 2-2,5 cm oraz interlinią (czyli odstępami między wierszami) półtorej lub dwa, najlepiej jeszcze wyrównany do lewej i prawej krawędzi. Wszystko to da się zmienić w magicznym menu „Format”. Przygotowany w ten sposób tekst po pierwsze wygląda estetycznie i profesjonalnie, a po drugie jest łatwiejszy do czytania. Czyli jego notowania rosną.

Na koniec kilka spraw, zdaje się, oczywistych (no, pewnie nie dla wszystkich).

Podział na akapity. Jest niesamowicie ważny dla przejrzystości tekstu. Niestety, również bardzo instynktowny. Generalnie przyjęte jest, że każda nowa myśl, w sensie odnoszenia się narracji do wydarzeń, oraz każda kwestia dialogowa, rozpoczynają się nowym akapitem. Dla podkreślenia akapitu, warto korzystać z wcięć, uzyskiwanych choćby dzięki klawiszowi Tab.

Interpunkcja. Żeby wszystko miało sens, musimy nad nią jako-tako panować. Dlatego pamiętajmy: znaki interpunkcyjne zawsze są przyklejone do wyrazu, który je poprzedza i oderwane od tego, który następuje za nimi. Czyli nie piszemy zdań , wrzucając je w , o , ten właśnie sposób. Ani też nie robimy tego ,doklejając je w różnych dziwnych miejscach ,jak tutaj.
Wyjątkiem od tej żelaznej reguły są myślniki. W zasadzie zawsze powinny być one oderwane od wyrazu, tak na początku wypowiedzi, jak i w środku. Nie dotyczy to sytuacji, w której myślnik jest częścią złożonego wyrazu (np. czerwono-czarny) lub gdy wyraz przenosimy do następnej linijki (chociaż nie polecam korzystać z tego przy pisaniu tekstów w edytorze).

Literówki. Są zmorą tekstów. Zwykle nie udaje się wychwycić wszystkich. Ale mimo to wypada przed pokazaniem tekstu komukolwiek użyć narzędzia sprawdzania pisowni, bo w znalezieniu i usunięciu wielu takich drobnych błędów bardzo on pomaga.

O ortografii nawet nie wspominam. Znać ją bezwzględnie trzeba. A na wszelkie kłopoty z nią najlepszy jest solidny, grubaśny słownik języka polskiego. Bo w przeciwieństwie do edytora tekstowego (i niektórych TFU!rców) on rozumie różnicę między warzeniem i ważeniem.

To, w bardzo dużym skrócie, wszystko. Ostateczna konkluzja? Warto poświęcić chwilę nie tylko na samo napisanie tekstu, ale także na odpowiednią jego oprawę. Dla nikogo nie jest przyjemne czytanie czegoś, co wygląda źle, książek w księgarni również nie kupujemy jak psu z gardła wyjętych. Dlatego właściwe przygotowanie opowiadania przed pokazaniem go komukolwiek należy również traktować jako okazanie szacunku czytelnikowi - bo przecież między innymi dla nich tak okrutnie męczymy nasze biedne klawiatury.


Zobacz także:
Zajrzyjmy na chwilę do redakcji iNightwood 4
Leśne Opowieści: Przybysz, część III
Warsztaty literackie: Prolog
Hrabia Cerro
Hrabia Cerro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz będzie widoczny po akceptacji administratorki gazetki.