214: Leśne Opowieści 10: Otto w Nocnym Lesie cz.1: Spotkanie
Dodane 18 V o 16:13.
Ponieważ na razie nie ma za bardzo kto pisać Leśnych Opowieści, musiałam się tym zająć ja. Zaczęłam całkiem nowe opowiadanie. Jeśli się Wam będzie podobało, zostanie kontynuowane. A jeśli nikt się pod nim nie wypowie, uznam, że nie było one warte uwagi. Pisałam je na lekcjach w szkole, więc nie jest ono jakieś idealne. Przepraszam za błędy, po prostu nie miałam czasu na to.
Zapraszam do czytania :)
Ponieważ na razie nie ma za bardzo kto pisać Leśnych Opowieści, musiałam się tym zająć ja. Zaczęłam całkiem nowe opowiadanie. Jeśli się Wam będzie podobało, zostanie kontynuowane. A jeśli nikt się pod nim nie wypowie, uznam, że nie było one warte uwagi. Pisałam je na lekcjach w szkole, więc nie jest ono jakieś idealne. Przepraszam za błędy, po prostu nie miałam czasu na to.
Zapraszam do czytania :)
Rozdział I: Spotkanie
Noc powoli spowijała wszystko dookoła swą ciemną pajęczyną,
gdy na brzeg lasu dotarł ciemnowłosy młodzieniec. Czarne pukle opadały na jego
niemal szkarłatną ze zmęczenia twarz. Od wielu godzin uciekał przed grupą
trzydziestu wysłanników Gwardii Ochrony Zapomnianego Królestwa, których jedynym
celem było: dopaść i zabić jak najszybciej. Tylko dzięki ogromnej wytrzymałości
chłopaka, wytrwałości, przebiegłości, a przede wszystkim olbrzymim szczęściu,
udało mu się dotrzeć aż tutaj.
Znajdował się on na granicy dwóch krain, wbrew pozorom,
oddzielonym od siebie potężną barierą. Ochronna magia tej krainy nie
przepuszczała wszystkich w swe tajemnicze zakątki. Tylko nieliczni dostąpili
zaszczytu zgłębienia się w zakamarki Nocnego Lasu, zamieszkiwanego przez stwory
z legend i baśni: smoki.
Owe miejsce stanowiło swoisty azyl dla dobrych, uczciwych
ludzi, którzy coraz częściej niesłusznie oskarżani przez gwardię, przenosili
się tam. Tak przynajmniej słyszał z opowieści krążących pomiędzy pałacowymi
służącymi, a nawet wielkimi damami z dworu.
Nagle dobiegły go krzyki i odgłosy pogoni. Niepotrzebnie
przystanął na skraju lasu.
- Tam jest!
- Szybko, zanim ucieknie!
- Jak wejdzie do tego przeklętego lasu to już go nie
znajdziemy!
- Głupia bariera! Gdyby tylko było to możliwe… już dawno te
ziemie by zapłonęły! Teraz się tylko marnują!
- Dobrze się czujesz? To przecież setki kilometrów! Cały
majątek!
- Do którego na razie nie mamy wstępu.
Młodzieniec dłużej już nie podsłuchiwał. Oprawcy zbliżali
się w szybkim tempie. Jeszcze tylko kilka drzew i kępa tarniówek. Nie marnując czasu podjął decyzję. To było
jedyne wyjście z intrygi, w którą został wplątany.
Kilka szybkich kroków. Nieudolny skok. I… Jest! Udało się!
Jest już bezpieczny. Już nikt więcej nie będzie chciał go zabić. Dosyć
pałacowych porachunków, kolejnych miłych niespodzianek, niesłusznych kar u
surowych opiekunów.
Teraz jest wolny. Niczym ten ptak latający po granatowym
niebie. Zaraz… Toż to nie ptak! Czy to naprawdę… smok? Chłopak, który do tej
pory spacerując, powoli oddalał się od granicy, teraz się zatrzymał i przyjrzał
lepiej wspaniałemu gadowi, przelatującemu ponad wierzchołkami drzew. „To
niesamowite” – pomyślał, a następnie przeniósł wzrok ponownie przed siebie.
Teraz już się nie śpieszył. Szedł wręcz ślimaczym krokiem w głąb lasu,
podziwiając jego niesamowitą florę w świetle księżyca w pełni.
Wysokie, stare drzewa rosły dookoła nierównomiernie. Tu i
ówdzie mógł dostrzec jakieś nieznane mu krzewy z czarnymi, soczystymi
jagodami. Wszędzie zakwitały modre
kwiaty paproci, a przy płynącym nieopodal strumieniu – niezapominajki. Bujny
bluszcz porastał niektóre drzewa, pod którymi można było znaleźć Glistnik.
Gdzieniegdzie pod licznymi, opadłymi już liśćmi, skrywały się grzyby, o których
istnieniu świadczyły tylko wystające skrawki kapeluszy.
Jakiś czas szedł prosto przed siebie, aż w końcu dotarł do
wysypanej ciemnymi kamyczkami ścieżki.
- Na zachód czy wschód? – zapytał sam siebie, patrząc
bezradnie to na jeden, to na drugi znikający w mroku kraniec. Po chwili wahania
skręcił w lewo.
Wydawało mu się, że idzie samotnie w nieskończoność. O
upływie czasu świadczył jedynie zmieniający się kolor nocnego nieba. W końcu
się poddał. Położył się na rosnącym przy ścieżce pasie zielonego mchu. Gdy
tylko przymknął lekko powieki, wdychając wolne od zanieczyszczeń świeże
powietrze, zasnął.
Obudziły go odgłosy rozmów.
- On musiał uciec z Krainy Zapomnianego Królestwa.
- Kolejny przybysz! Ostatnimi czasy, strasznie się ich
namnożyło.
- I tak większość gubi się na Milczącej Pustyni albo w
mgłach Strefy Eteru. Ten też pewnie nawet tygodnia nie przeżyje.
- Ludzie są skąpi. Łakomym na bogactwo głupcom wydaje się,
że od razu odnajdą skarby tej krainy. Skarby, które nasze chowańce tylko czasem
mają szczęście odnaleźć po setkach godzin spędzonych na bezsensownych
poszukiwaniach!
- Cisze – skarcił go drugi.
- Zostawiamy go, czy idziemy dalej? - usłyszał zniecierpliwiony, kobiecy głos.
Chłopak postanowił w tym momencie wreszcie otworzyć oczy i
wstać, pokazując nieznajomym, że wszystko słyszał.
- Kim jesteście? – zapytał, patrząc na przybyszów. Najbliżej
niego stał krótko obcięty blondyn o metalicznych oczach i lekkim uśmiechu na
twarzy. Był on młody i miał co najwyżej 17 lat, czyli tyle co on sam. Nieco
dalej stał czarnooki brunet z włosami związanymi w koński ogon. Obok na oko
trzydziesto paro letniego mężczyzny stała kobieta o długich, fioletowych
włosach i błękitnych niczym lodowata toń górskiego jeziora oczach, których
chłód przytłaczał samym spojrzeniem. Cała trójka ubrana była w brązowe, wędrowne
szaty z kapturami i ciemniejszą o ton peleryną.
- Straszliwymi nekromantami, którzy cię zabiją, potną i
wsadzą do ogromnych słojów, aby wykorzystywać cię w swoich pokątnych badaniach
– odezwał się najmłodszy.
- Kristopher! – krzyknęła oburzona kobieta. – Zachowuj się!
- Nie jesteś moją matką – odpyskował od razu.
- Ale opiekuję się tobą od dziewięciu lat – szybko znalazła
odpowiedni argument. – Byliśmy głupcami, biorąc cię pod nasze skrzydła.
- Nie denerwuj się Saro – po raz pierwszy odezwał się
brunet. – Kiedyś wydorośleje i mu to przejdzie.
- Szczerze w to wątpię – powiedziała, ale po chwili jej
uwaga skupiła się na nim samym.
- Jesteśmy mieszkańcami tego miejsca – odpowiedziała mu. –
To nasz dom, nasza ojczyzna. A ty jesteś obcym! Kolejnym intruzem który nie
wiem po co tu przybył i przeszkodził nam w naszej wędrówce!
- Nie wyspała się dzisiaj po prostu – odezwał się
przepraszającym głosem starszy mężczyzna, który najwyraźniej przewodził grupą.
– Kim jesteś? – zapytał, uważnie lustrując go swoim mrocznym spojrzeniem.
- Ja… - chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Zalała go fala
wspomnień, dręczących go od wielu lat, a od których tak bardzo pragnął się
oderwać. Gdy przekroczył granicę lasu, uciekły gdzieś w odległy zakamarek jego
umysłu, a teraz powróciły ze zdwojoną siłą.
Nagła śmierć ojca i
starszego brata, który po nim miał objąć tron. Przejęcie władzy w państwie
przez nienawidzącą go macochę i jej męża. Wysłanie go do klasztoru. Ciężkie
życie z surowymi mnichami. Częste konflikty ze staroświeckimi opiekunami.
Wplątanie go w kolejną intrygę. Oskarżenie o zabicie przełożonego klasztoru.
Ucieczka przed gwardią…
- Ja… Jestem… Otto – przedstawił się. Pominął celowo swój
książęcy tytuł. I znowu nadeszła kolejna fala, uderzająca w skały jego umysłu,
próbującego ją odepchnąć z dala od siebie.
Gdyby nie wojna… Jego
najbliżsi by żyli… Byłby nadal księciem, zarządzającym finansami
królestwa. Żyłby w pałacu w otoczeniu
bogactw i służy, która na najdrobniejsze skinienie jego palca, zrobiłaby dla
niego wszystko. A teraz nie miał nic. Ani jednego rubina, ani jednej nawet
srebrnej monety. Uciekał przed pościgiem mając przy sobie tylko sztylet
odziedziczony po ojcu i rodowy pierścień. Nie mógł ich sprzedać. Wolałby umrzeć
niż stracić jedyne pamiątki rodzinne.
Z zamyślenia wyrwał go blondyn:
- A ja jestem Kris – przedstawił się jego rówieśnik. – Ta z
fiołkowymi włosami to Sarah, a obok niej stoi Antonio. Dlaczego przybyłeś do
naszego lasu, skąd się w nim wziąłeś?
- Ja… Chciałbym zapomnieć o przeszłości i zacząć tu przęstko
od nowa – teraz już odpowiedział bez wahania.
- Jakoś nie masz przy sobie zbyt dużo bagażu – stwierdziła
Sarah, zakładając jedną rękę za drugą.
- Nie miałem czasu się pakować, a zresztą… Nie chciałbym o tym mówić.
- Rozumiem – powiedział zamyślony Antonio. – Nie wnikam.
Prędzej czy później dowiem się wszystkiego, co chcę wiedzieć. A teraz ciekawi
mnie tylko jedna rzecz: Jak poradzisz sobie sam? Bez żadnych środków? Czyjejś
pomocy? Nasz las obfituje bogactwem i różnorodnością, ale bez wiedzy o
tutejszych roślinach, w ogóle całym ekosystemie… nie poradzisz sobie.
- I co? Chcesz przygarnąć kolejnego bachora? – fuknęła
fioletowłosa.
- Nie pamiętasz Saro? Przecież to ty upierałaś się, aby
przygarnąć Krisa!
- Siedmioletniego, zagubionego chłopczyka! A nie takiego
paskudnego, leniwego, pyskatego…
- Spokojnie, nie unoś się już – przerwał jej brunet.
- Proszę, zgódźcie się! Nareszcie będę miał z kim normalnie
pogadać – nalegał blondyn.
- Jak ty coś wymyślisz – narzekała Sarah. – Z tobą same
problemy, a co dopiero z nim – zwróciła się do swojego podopiecznego.
- Jesteś pracowity, umiesz się bronić w razie potrzeby?
Pomagałbyś nam i wykonywał nasze polecenia? Chciałbyś do nas dołączyć i razem z
nami wyruszyć na wyprawę w… - zaczął mówić Antonio, ale tym razem kobieta to
jemu przerwała.
- Czyś ty zgłupiał do reszty? Chcesz kolejne kłopoty
sprowadzić na nas?
- Tak, tak, tak – zgodził się Otto, zanim Sarah zdążyła
zniszczyć jego jedyną szansę.
- Mam nadzieję, że nie próbujesz mnie oszukać – powiedział
brunet. – Ale nie bój się, każde kłamstwo szybko wychodzi na jaw.
- Hurra! – krzyknął najmłodszy.
- Czyli ja już tu nie mam nic do powiedzenia – mruknęła
kobieta z rezygnacją.
Poranne promienie słoneczne leniwie próbowały się przedostać
pomiędzy wierzchołkami drzew, gdy na twarzy księcia po raz pierwszy od kilku
miesięcy zagościł szczery uśmiech.
Fajna opowieść. Ciekawe, jak w twojej wizji wygląda Mglista Polana. Książe Otto będzie miał smoka?
OdpowiedzUsuńTo jest extra *.* Czekam na więcej!!
OdpowiedzUsuńOczywiście, będzie miał smoka :)
OdpowiedzUsuń