304: Leśne Opowieści 13: Cień nad Nocnym Lasem 2
Pilnowanie wioski nie należało do szczególnie ekscytujących zajęć. No dobrze. Było raczej monotonne. Szczerze mówiąc, śmiertelnie nudne.
Stokrotka bawiła się przednio. Niewiele potrzebowała do szczęścia. Dziś goniła ćmy, frunące do lampy Belta, powarkując przy tym i wyrzucając z nozdrzy smużki dymu. Sięgała Beltowi do pasa, ale wciąż miała w sobie niedbały, młodociany wdzięk, który z czasem miała zastąpić dostojna gracja dorosłego smoka. Czasami smoczycy udawało się nawet przytrzymać ćmę łapą przy ziemi, albo złapać ją w paszczę. Zawsze później ostrożnie wypuszczała nocnego motyla na wolność. Krzywdzenie niewinnych istot nie leżało w naturze Smoka Ciała.
Belt stwierdził w końcu, że ma dość nudy. Słuchanie sów pohukujących w koronach drzew i obserwowanie smoczych zabaw może być ciekawe, ale tylko do pewnego momentu.
- Wybacz mi, Geness - mruknął i wstał.
- Co się dzieje? - spytała Stokrotka, tracąc zainteresowanie ćmami.
- Czas rozprostować nogi - wyjaśnił jej Belt.
Ruszył między cichymi domami, a smoczyca pobiegła za nim, zmieniając się z niesfornego dzieciaka w bezszelestnego drapieżcę.
Polanę rozświetlał srebrny blask gwiazd i księżyca, który dopiero zaczął ubywać. Nierówna droga, wiodąca w głąb lasu, wydawała się należeć do innego świata. Zaledwie Belt i Stokrotka postąpili kilka kroków między drzewa, ciemność podkradła się ku nim, zalegając na granicy żółtego kręgu rzucanego przez lampę światła. Belt pochylił się w przód, by lepiej widzieć grunt pod swoimi stopami. Mimo to niewiele brakowało, by przeoczył ślad wilczej łapy, wyryty w stwardniałym błocie.
Stokrotka otarła się o swego opiekuna, prawie go przy tym przewracając i rozdzierając mu kurtkę wygiętym w przód rogiem.
- Całkiem duży pies - zauważyła od niechcenia. - Powinnam go pożreć?
- Uważaj, kochana. Nie masz srebrnej zbroi - przypomniał jej Belt.
Stokrotka obnażyła w gadzim uśmiechu długie zęby.
- Niech ten kundel uważa - warknęła. - Dokąd poszedł?
- Wydaje się, że na północny zachód.
Belt uniósł wyżej lampę, próbując dostrzec coś między masywnymi pniami. Bez powodzenia. Zacisnął wargi w wąską linię i zszedł ze ścieżki, zagłębiając się między paprocie, kolczaste krzewy i zwarte zarośla. Stokrotka szła za nim. Mimo usilnych starań, czynili okropny hałas. Gałęzie pękały pod ich stopami, zalegające na podłożu liście szeleściły, Belt kilka razy zaklął, gdy kolczasta gałąź podrapała mu twarz. Lampa przestała być pomocna. Utrudniała przedzieranie się przez krzaki, a jej światło zapełniało las złudnymi cieniami.
Szli tak dosyć długo, nim trafili na pobojowisko.
Belt stanął jak wryty. Stokrotka wpadła na niego i tym razem zwaliła go na kolana.
- Przepraszam - wymamrotała. - Co tu się stało?
Belt rozejrzał się uważnie. Wraz ze smoczycą stał na skraju stratowanego placka ziemi, gdzie leśne runo było doszczętnie zryte, a wszystkie zarośla zmiażdżone lub połamane.
- Wygląda jak żerowisko dzików - powiedział bez przekonania.
Stokrotka obeszła pobojowisko. Jej złote łuski lśniły w blasku lampy.
- Tylko jeżeli dziki noszą skórzane buty - oznajmiła zdecydowanie.
Belt podszedł do niej i przyjrzał się śladom.
- Masz rację - mruknął.
- Spójrz tu.
Belt uniósł wzrok. Stokrotka wskazywała łapą zwalony pień, na którym lśniła rubinowa krwawa smuga.
- Idziemy - zdecydował Belt. - Cokolwiek się tu wydarzyło, ktoś może pilnie potrzebować pomocy.
Dłuższą chwilę zajęło im znalezienie w miękkim runie kolejnych śladów ludzkich stóp, ale później poszło już prosto. Ranny powłóczał nogami i ocierał się o drzewa, zostawiając na nich ciemne ślady krwi. W dodatku nie dbał o kamuflaż, łamiąc wszystkie krzaki, które napotkał po drodze. Belt bardziej niż utratą tropu martwił się paliwem w lampie. Jej światło wydawało mu się bledsze z każdą chwilą.
Rannego znaleźli wreszcie na brzegu niewielkiego parowu, wypełnionego wodą. Ku zdumieniu Belta, była to młoda kobieta w stroju z białej skóry. Leżała, na wpół zanurzona w sadzawce, plamiąc przybrzeżny muł wyciekającą z rozszarpanego boku krwią.
Belt bez zastanowienia ruszył w kierunku rannej. Stokrotka dogoniła go w dwóch susach i zastąpiła mu drogę.
- Wilkołak mógł ją tak urządzić - rzuciła ostrzegawczo.
- Będę ostrożny - burknął Belt.
Wyminął zdecydowanie Stokrotkę i podbiegł do kobiety. Nie tylko jej ubranie było białe, ale też skóra i włosy. Belt nigdy nie widział czegoś podobnego.
Dotknął czoła rannej. Nie drgnęła. Wyjął zza pasa nóż i ostrożnie rozciął poszarpane resztki ubrania. Stokrotka dyszała mu w kark, nie spuszczając z kobiety oka. Jednym pazurem zahaczyła wisior na jej szyi, pożółkły kieł na czarnym rzemieniu. Przyglądała się mu krytycznie.
- To nie wilkołak! - wykrzyknął z ulgą Belt.
Przyczyną krwotoku nie było ukąszenie, ale cios długich szponów, które rozzarpały głęboko skórę, a zapewne także mięśnie. Belt odstawił lampę i chciał już ściągnąć koszulę, żeby podrzeć ją na bandaże, gdy jego uwagę zwróciło co innego. Stara, różowa blizna poniżej rany, mniej więcej na pozomie pępka.
Zawahał się na chwilę. Później ostrożnie odsunął strzępy białego ubrania, by odsłonić więcej ciała. Zaparło mu dech w piersiach. Brzydka, różowa blizna niewątpliwie powstała w wyniku ukąszenia ogromnej paszczy.
- Stokrotko, to... - Belt zaczął się podnosić.
"Są przebiegłe, złośliwe i pozbawione honoru", przypomniał sobie słowa Genessa, gdy ranna kobieta gwałtownie otworzyła oczy. Ułamek sekundy dzielił tę chwilę od momentu, gdy wyrwała z buta kościany nóż i rzuciła się na Belta. Uderzyła go pięścią w gardło, aż oczy na chwilę wyszły mu z orbit. Później owinęła mu szyję ramieniem. Próbował się wyszarpać, ale kobieta była zbyt zwinna. Stokrotka warknęła z frustracją i cofnęła się o krok. Zaatakowałaby, jednak bała się przypadkiem zranić Belta.
Belt zdołał tylko jęknąć, gdy kobieta gwałtownie odwróciła go tyłem do siebie. Chwiała się na nogach, ale mimo to przycisnęła nóż do szyi hodowcy. Jej oddech cuchnął zgniłym mięsem.
- Teraz ani drgnij, smoku - powiedziała ochrypłym, niemal nieludzkim głosem. - Albo poderżnę twojemu przyjacielowi to miękkie gardziołko.
Kościane ostrze ukuło Belta w szyję, aż ukazała się kropla krwi, czarna w mdłym blasku lampy.
Stokrotka bawiła się przednio. Niewiele potrzebowała do szczęścia. Dziś goniła ćmy, frunące do lampy Belta, powarkując przy tym i wyrzucając z nozdrzy smużki dymu. Sięgała Beltowi do pasa, ale wciąż miała w sobie niedbały, młodociany wdzięk, który z czasem miała zastąpić dostojna gracja dorosłego smoka. Czasami smoczycy udawało się nawet przytrzymać ćmę łapą przy ziemi, albo złapać ją w paszczę. Zawsze później ostrożnie wypuszczała nocnego motyla na wolność. Krzywdzenie niewinnych istot nie leżało w naturze Smoka Ciała.
Belt stwierdził w końcu, że ma dość nudy. Słuchanie sów pohukujących w koronach drzew i obserwowanie smoczych zabaw może być ciekawe, ale tylko do pewnego momentu.
- Wybacz mi, Geness - mruknął i wstał.
- Co się dzieje? - spytała Stokrotka, tracąc zainteresowanie ćmami.
- Czas rozprostować nogi - wyjaśnił jej Belt.
Ruszył między cichymi domami, a smoczyca pobiegła za nim, zmieniając się z niesfornego dzieciaka w bezszelestnego drapieżcę.
Polanę rozświetlał srebrny blask gwiazd i księżyca, który dopiero zaczął ubywać. Nierówna droga, wiodąca w głąb lasu, wydawała się należeć do innego świata. Zaledwie Belt i Stokrotka postąpili kilka kroków między drzewa, ciemność podkradła się ku nim, zalegając na granicy żółtego kręgu rzucanego przez lampę światła. Belt pochylił się w przód, by lepiej widzieć grunt pod swoimi stopami. Mimo to niewiele brakowało, by przeoczył ślad wilczej łapy, wyryty w stwardniałym błocie.
Stokrotka otarła się o swego opiekuna, prawie go przy tym przewracając i rozdzierając mu kurtkę wygiętym w przód rogiem.
- Całkiem duży pies - zauważyła od niechcenia. - Powinnam go pożreć?
- Uważaj, kochana. Nie masz srebrnej zbroi - przypomniał jej Belt.
Stokrotka obnażyła w gadzim uśmiechu długie zęby.
- Niech ten kundel uważa - warknęła. - Dokąd poszedł?
- Wydaje się, że na północny zachód.
Belt uniósł wyżej lampę, próbując dostrzec coś między masywnymi pniami. Bez powodzenia. Zacisnął wargi w wąską linię i zszedł ze ścieżki, zagłębiając się między paprocie, kolczaste krzewy i zwarte zarośla. Stokrotka szła za nim. Mimo usilnych starań, czynili okropny hałas. Gałęzie pękały pod ich stopami, zalegające na podłożu liście szeleściły, Belt kilka razy zaklął, gdy kolczasta gałąź podrapała mu twarz. Lampa przestała być pomocna. Utrudniała przedzieranie się przez krzaki, a jej światło zapełniało las złudnymi cieniami.
Szli tak dosyć długo, nim trafili na pobojowisko.
Belt stanął jak wryty. Stokrotka wpadła na niego i tym razem zwaliła go na kolana.
- Przepraszam - wymamrotała. - Co tu się stało?
Belt rozejrzał się uważnie. Wraz ze smoczycą stał na skraju stratowanego placka ziemi, gdzie leśne runo było doszczętnie zryte, a wszystkie zarośla zmiażdżone lub połamane.
- Wygląda jak żerowisko dzików - powiedział bez przekonania.
Stokrotka obeszła pobojowisko. Jej złote łuski lśniły w blasku lampy.
- Tylko jeżeli dziki noszą skórzane buty - oznajmiła zdecydowanie.
Belt podszedł do niej i przyjrzał się śladom.
- Masz rację - mruknął.
- Spójrz tu.
Belt uniósł wzrok. Stokrotka wskazywała łapą zwalony pień, na którym lśniła rubinowa krwawa smuga.
- Idziemy - zdecydował Belt. - Cokolwiek się tu wydarzyło, ktoś może pilnie potrzebować pomocy.
Dłuższą chwilę zajęło im znalezienie w miękkim runie kolejnych śladów ludzkich stóp, ale później poszło już prosto. Ranny powłóczał nogami i ocierał się o drzewa, zostawiając na nich ciemne ślady krwi. W dodatku nie dbał o kamuflaż, łamiąc wszystkie krzaki, które napotkał po drodze. Belt bardziej niż utratą tropu martwił się paliwem w lampie. Jej światło wydawało mu się bledsze z każdą chwilą.
Rannego znaleźli wreszcie na brzegu niewielkiego parowu, wypełnionego wodą. Ku zdumieniu Belta, była to młoda kobieta w stroju z białej skóry. Leżała, na wpół zanurzona w sadzawce, plamiąc przybrzeżny muł wyciekającą z rozszarpanego boku krwią.
Belt bez zastanowienia ruszył w kierunku rannej. Stokrotka dogoniła go w dwóch susach i zastąpiła mu drogę.
- Wilkołak mógł ją tak urządzić - rzuciła ostrzegawczo.
- Będę ostrożny - burknął Belt.
Wyminął zdecydowanie Stokrotkę i podbiegł do kobiety. Nie tylko jej ubranie było białe, ale też skóra i włosy. Belt nigdy nie widział czegoś podobnego.
Dotknął czoła rannej. Nie drgnęła. Wyjął zza pasa nóż i ostrożnie rozciął poszarpane resztki ubrania. Stokrotka dyszała mu w kark, nie spuszczając z kobiety oka. Jednym pazurem zahaczyła wisior na jej szyi, pożółkły kieł na czarnym rzemieniu. Przyglądała się mu krytycznie.
- To nie wilkołak! - wykrzyknął z ulgą Belt.
Przyczyną krwotoku nie było ukąszenie, ale cios długich szponów, które rozzarpały głęboko skórę, a zapewne także mięśnie. Belt odstawił lampę i chciał już ściągnąć koszulę, żeby podrzeć ją na bandaże, gdy jego uwagę zwróciło co innego. Stara, różowa blizna poniżej rany, mniej więcej na pozomie pępka.
Zawahał się na chwilę. Później ostrożnie odsunął strzępy białego ubrania, by odsłonić więcej ciała. Zaparło mu dech w piersiach. Brzydka, różowa blizna niewątpliwie powstała w wyniku ukąszenia ogromnej paszczy.
- Stokrotko, to... - Belt zaczął się podnosić.
"Są przebiegłe, złośliwe i pozbawione honoru", przypomniał sobie słowa Genessa, gdy ranna kobieta gwałtownie otworzyła oczy. Ułamek sekundy dzielił tę chwilę od momentu, gdy wyrwała z buta kościany nóż i rzuciła się na Belta. Uderzyła go pięścią w gardło, aż oczy na chwilę wyszły mu z orbit. Później owinęła mu szyję ramieniem. Próbował się wyszarpać, ale kobieta była zbyt zwinna. Stokrotka warknęła z frustracją i cofnęła się o krok. Zaatakowałaby, jednak bała się przypadkiem zranić Belta.
Belt zdołał tylko jęknąć, gdy kobieta gwałtownie odwróciła go tyłem do siebie. Chwiała się na nogach, ale mimo to przycisnęła nóż do szyi hodowcy. Jej oddech cuchnął zgniłym mięsem.
- Teraz ani drgnij, smoku - powiedziała ochrypłym, niemal nieludzkim głosem. - Albo poderżnę twojemu przyjacielowi to miękkie gardziołko.
Kościane ostrze ukuło Belta w szyję, aż ukazała się kropla krwi, czarna w mdłym blasku lampy.
Hrabia Cerro |
Ta opowieść jest coraz lepsza.
OdpowiedzUsuńWygląda ciekawie, aczkolwiek i tak za leniwa jestem żeby wracać do części pierwszej xd Cath, wróć do twojej opowieści, proszęęęę *słodkie oczka*
OdpowiedzUsuń