719: Kronika poszukiwań Cath cz. III
A: Hello, guys! *odhacza punkt "powitanie"*
Dobra. To o czym dzisiaj? Może by wątek Arie, Shena i Arakiela, czy jak mu tam było?
C: Arakielowi było Borubar, Shenlongowi było Shen, a Ariedale było Ariedale, o ile pamiętam ^^
Cała trójka zaczęła poszukiwania w sposób nader charakterystyczny. Shen od mówienia do siebie, Ariedale od wtapiania się w ścianę, a Arakiel od zdemaskowania Syrusa, spoglądania na kobiece pośladki i narzekania na brak poczęstunku. Nie wiedział, biedny, że i tak dostałby co najwyżej ryż z ryżem.
A: Owszem XD
Dwoje pierwszych, to jest Ariedale i Shen, szukali też groźnych wrogów wśród zebranych konkurentów. I generalnie starali się nie zwracać na siebie uwagi. Co akurat temu drugiemu niezbyt się udało.
No. I Syrus (lub Wuj Stach) udzielił odpowiedzi na pytania postawione przez Tondrę i Badb, nie kryjąc zacnych uczuć swych wobec całej zbieraniny. Druga z pań w sumie zainteresowała się rzeczami istotniejszymi, niż pierwsza. W efekcie grupa pozostałych w chacie poszukiwaczy rozproszyła się we wszystkich kierunkach, z czego śledzona przez nas trójka obrała kurs pierwej na Gąszcz, później zaś na Wieżę Wiedźm, gdzie Cath widziano po raz ostatni.
C: Tyle spoilerów w twojej wypowiedzi. Najpierw to oni w ogóle postanowili działać razem. Co dziwi o tyle, że Ariedale podobno jest odludkiem. Jakoś tak towarzysko rozrywanym odludkiem :3
A: Jak, spoilerów? Skierowali się wszyscy tam i dopiero jak wyszli, to się zgadali. Przy czym Shen nazwał Borubara bodajże gnomem. A potem, jak się już dogadali w kilku pięknych i bardzo długich odpisach, Shen wysłał pod niebiosa ptaszka swego, Dusta - tego wróbla zdolnego trzy kilo udźwignąć - wyposażając go w dzwoneczek. Którego ptaszek wkrótce skwapliwie użył.
C: Owszem, ujrzał bowiem wielce podejrzaną grupę mężczyzn. No, bo przyznajmy - w lesie nie dziwi spotkanie z niedźwiedziem lub Czerwonym Kapturkiem, ale gromada wieszająca na drzewie skrępowanego jak szynkę delikwenta nie należy już do widoków równie pospolitych.
Ale najpierw wspomnijmy może, że Borubar opuścił dzielnych poszukiwaczy. Poszedł posiłek przygotować. Zatruty. I złe futra go zjadły, chociaż nikt o tym nie wie, bo nikt nie poszedł sprawdzić.
Zaś wracając do tematu. Ariedale z Shenem poczęli podkradać się do zauważonych przez Wróbla Pudziana podejrzanych. No i szło im całkiem sprawnie.
Uczcijmy minutą ciszy jedyną chwilę, kiedy Cichy Chód do czegoś się przydał.
A: *milczy*
Dobra, minuta minęła.
Więc Shen polazł za "panią kapitan" i zaczaili się oboje, aby podsłuchiwać, co grupa wieszająca biednego, niewinnego człowieka ma do powiedzenia. Tu ze strony Shena padło jedno z niewielu słusznych podejrzeń w całym naszym RPG, mianowicie - patrzą na wilkołaki w ich ludzkich postaciach.
Z podsłuchanej rozmowy wynikło, że:
1 - wieszany człowiek, rudzielec swoją drogą, nazywa się Khardos
2 - Khardos zna się z nadmienionymi wilkołakami
3 - wilkołaki zwęszyły poszukiwaczy
4 - i niezbyt lubią Khardosa.
Wywęszywszy poszukiwaczy, wilkołaki zwinęły się, pozostawiając rudzielca dyndającego głową w dół. Ariedale wylazła z krzaków i upewniwszy się, że wataha polazła, poszła obejrzeć sobie broń skrępowanego człowieka. I tu stwierdziła, iż nieco żałuje, że nie jest on martwy, bo miałaby ochotę przywłaszczyć sobie jego kuszę.
Zagadnęła Khardosa. Ale o tym, żeby go uprzejmie odwiązać, nie pomyślała.
C: No i biednemu człowiekowi, który skądinąd był niewspółmiernie do sytuacji uprzejmy, krew zaczęła napływać do głowy. Myślę, że mógł oskarżyć Arie przed ONZ z paragrafu zakazującego stosowania tortur.
W dodatku cała dyskusja dotycząca kwestii odwiązania Khardosa była w ogóle niepotrzebna. Bo on naprawdę gotów był rozmawiać. Ba, on też szukał Cath! Tyle że na odkrycie tych dwóch faktów zeszło wiele, wiele odpisów...
A: Za to Arie drapnęła trzy bełty, a Khardos poniekąd sam się rozwiązał, ujawniając swą polimorficzną naturę. Po czym zaczęła się rozmowa, czy raczej wypytywanie. Shen radził Khardosowi z "dobroci serca, którego nie posiadał", aby ten odpowiedział na zadane przez Arie pytania. No i odpowiedział. Przy czym wyszło na jaw, że zna on Syrusa, a nawet jest wtajemniczony w jego plany.
*namysł*
Tak teraz dochodzę do wniosku, że Khardos z fajką w paszczy dziwnie przypomina Gandalfa. Niby tylko trochę, ale...
C: Nie.
Ku nieszczęściu Ariedale, Khardos w kradzieży bełtów się zorientował. Chociaż posądził o nią nie ją, ale wilkołak. I niespecjalnie się tym przejął. Później Ariedale przyznała się do kradzieży, rzadki w naszych czasach przejaw słuchania głosu sumienia.
W efekcie rozmowy z Khardosem, wycieczka do Gąszczu naszym drogim śmiałkom wydała się... hmmm... nieco mniej atrakcyjna.
A: Owszem. A Shen nabrał podejrzeń co do osoby Syrusa - bo po co najmować jednocześnie niezorganizowaną grupę i polimorfa?
Może by zdał sobie sprawę z bezsensu takiego rozumowania, gdyby zwrócił uwagę, że Khardos mówi o Catherinne "szefowa". Ale, jak to klasycznemu rębajle, natura poskąpiła Shenowi bystrości.
No więc, rozeszli się z Khardosem i wkrótce dotarli do rzeczki, która dzieliła ich od Gąszczu. Mogli przekroczyć ją spróchniałym mostkiem lub wpław. Zdecydowali się na mostek. Co dla Ariedale nie stanowiło najmniejszej różnicy, bo i tak się wykąpała.
Ładnych kilka odpisów to trwało, ale wreszcie przekroczyli rzekę. Wtedy też zyskali sobie dodatkowego towarzysza...
C: Kruka. Tfu. Gałganka. Tfu. Syrusa-Gałganka, czyli skruczonego Syrusa, który postanowił sprawdzić jak radzi sobie jego zacna drużyna... brak wiary w jej możliwości wyziera z tego człowieka na każdym kroku.
Pierwszym, co Syrus zrobił, była próba powstrzymania Ariedale i Shena przed wejściem do samotnej chatki stojącej na skraju Gąszczu. Specjalistą ds. PR to on nie jest, tyle mu trzeba przyznać. Jego zachowanie wzbudziło w poszukiwaczach uzasadnione wątpliwości, które niczym nie zaowocowały, bo w końcu dali za wygraną, poszli sobie i do chatki już nawet myślami nie wrócili.
A: Zaspoilerowałaś tym Gałgankiem. I w ogóle warto dodać, że Ariedale drugie słuszne i dość błyskotliwe podejrzenie wysnuła, domyślając się, że kruk jest Syrusem.
Ano i owszem, tak było. Przy czym odejście od chaty nastąpiło dopiero po długiej, burzliwej i naprawdę bezsensownej kłótni, z której w sumie przez cały czas nic nie wynikało. Nic ponad to, że wejście do opuszczonej skądinąd chatki grozi naszym poszukiwaczom rychłą śmiercią (co akurat było najświętszą prawdą) oraz, że Syrus nie potwierdza rzucanych pod jego adresem oskarżeń, jakkolwiek nieprawdziwych. Niemal doszło do rękoczynów, a w każdym razie Shen przez cały czas się na nie gotował, łamignat jeden.
W ogóle, to była ta scena, którą bardzo lubię. Dostarczyła mi sporo emocji - radości i frustracji głównie. Tej drugiej dlatego, że cała dysputa de facto kręciła się w kółko, co i Syrusa coraz bardziej irytowało. Aż w końcu zirytowało na tyle, że zapodał cytat Konfucjusza, zszedł poszukiwaczom z drogi i zajął miejsce pod drzewem, stwierdzając, że nie ważne, co też Arie i Shen zrobią, on nie powie, co jest w chacie. Bo byłby wtedy niewiele lepszy od zdrajcy. (I ogólnie guzik obchodzi go ich żywot, chociaż tego nie wyraził werbalnie).
Tutaj, przyznam się, obgryzałam palce, bo akurat tej dwójki poszukiwaczy żal by mi było stracić przez taką błahostkę, jak ich upór, by wejść do jakiejś tam chaty...
C: Dobra, dobra. Ty nie udawaj, że on jest niewinny. Veyrona już WIE i powiedziała Istil, co zrobił Cath, o!
Poza tym, mieliby szansę przeżycia. Małą. Ale mieliby!
*zastanawia się* Noooo... dobra, jednak nie.
Spod owej chatki nasi dzielni poszukiwacze udali się (wreszcie!) do Wieży Wiedźm.
A: No, nie mieliby.
I ty nie wyskakuj mi tu z Veyroną. Teraz wie, a czy my jesteśmy w "teraz"? Nie!
No, właśnie. Wracając do tematu, poleźli do tej Wieży, z którą tyle ciekawych wspomnień wiążę... wiążemy... i tu pojawił się jeden z pierwszych naszych "tasiemców".
Ale o tym może w przyszłym miesiącu, bo choć temat ciekawy, warto go podzielić na dwie połowy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń(głupi blogger)
OdpowiedzUsuńPasujecie do siebie jak toster do zimnego chleba, więc Wasze wspólne artykuły czyta się wybornie. c':
Dzię-ku-je-my :D
OdpowiedzUsuń