530: Wywiad 29: Ariedale
Ariedale: To jedna z tych historii, które chyba
powinny być niesamowite? Cóż... Moja należy raczej do tych
sztampowych i nudnych. Cztery lata temu, któregoś leniwego
popołudnia poszukiwałyśmy z koleżanką jakiejś gry, z początku
tylko dla zabicia nadmiaru wolnego czasu w zimny, brzydki weekend. Mi
szperanie szło dość kiepsko, za to ona już po kilku chwilach
wysłała mi na GG link do Nightwood. Ochoczo podchwyciłam pomysł
i, jak widać, jestem tu aż do dziś.
Jeden z Twoich smoków zajmuje
czternaste miejsce na Top 40 całego okresu. Trudno było to
osiągnąć? Długo na to pracowałaś?
Szczerze mówiąc, wcale się o to nie
starałam. Obecność Xipe na liście jest tylko i wyłącznie
skutkiem ubocznym zarabiania srebra, które przeznaczam na szkolenie
innej bestii. Czy było trudno? Nie, w sumie nie, właśnie dlatego,
że nie traktuję podboju toplisty jak mojego celu w grze.
Pojedynkuję się tylko wówczas, kiedy braknie mi środków na
składniki, ewentualnie żeby pościgać się ze znajomymi w
tygodniówce. Jeżeli mi się nie chce lub nie mam czasu, to
zwyczajnie tego nie robię. Natomiast licznik czasu wspinaczki na owo
czternaste miejsce wystartował, gdy mój smok stał się
dracolichem, czyli 12 czerwca 2010 r. No, co tu dużo mówić, bywali
prędsi hodowcy...
Czternaste miejsce w mniej niż trzy
lata to jednak nie takie złe tempo. Aż mnie korci żeby zapytać,
ile czasu poświęcasz w ciągu dnia na walki?
Ciężko mi powiedzieć, naprawdę.
Kiedyś, gdy zbierałam na solidny zapas składników i faktycznie
się temu poświęcałam, moim minimum dziennym było 3 mln srebra, co
daje jakieś 2,5 h walk. Innym razem, podczas wyścigów z
zaprzyjaźnionymi graczami, dawałam z siebie wszystko i ubijałam
5 mln srebra (nieco ponad 4h). Ale miewam również zastoje, kiedy
miesiąc lub dwa nie walczę w ogóle, bo zupełnie nie mam na to
ochoty. Zwyczajnie mam takie swoje okresy w roku, gdy nabieram
motywacji do gry lub odwrotnie - na myśl o pojedynkach robi mi się
niedobrze. Zapał pojawia się także wówczas, kiedy muszę się
uczyć - wtedy potrafię podbić tygodniówkę w takim tempie, że
sama jestem zdziwiona...
Rety, to naprawdę niesamowite
osiągi! No, ale z tego co wiem, wysokie miejsce na topce nie jest
jedynym Twoim osiągnięciem hodowlanym. Zdobyłaś ordery Robinsona
i Super Hodowcy. Czy mogłabyś przybliżyć nam przebieg tamtych
edycji tych dwóch konkursów i swoje uczucia, kiedy okazało się,
że wygrałaś?
Do Robinsonów po dziś dzień mam
dystans. Pamiętam, że do połączenia plemion zabawa była
przednia, bawił mnie ten kompletny chaos w sojuszach, na
konferencjach i w planach zawodników. Późniejszą grę wspominam
natomiast bardziej jako targanie się wzajemnie za włosy i skakanie
sobie do gardeł, które nie było już niczym fajnym, przynajmniej z
punktu widzenia z natury niemającego złej woli człeka, czyli
mojego. Bycie zdradliwym i do szpiku kości podstępnym to nie moja
działka, a do wychodzenia naprzeciw jawnej głupocie mam zbyt
choleryczny charakter. Wygrana była dla mnie przede wszystkim
ogromną ulgą; gdybym miała okazję zagrać jeszcze raz na
podobnych warunkach, nie zdecydowałabym się.
Super Hodowcy nie pamiętam za to
dokładnie. To był rok 2009, ledwie parę miesięcy wcześniej
założyłam tu konto i właściwie jeszcze nie orientowałam się w
tajnikach hodowli. Decyzja o udziale była spontaniczna i nie do
końca zdawałam sobie sprawę z rangi konkursu, tym bardziej, że
była to jego pierwsza edycja i nie był on wówczas owiany taką
sławą jak obecnie. Ale nie zapomnę nigdy, jak bałam się
rywalizacji z Katheriną - kiedy Nazir niespodziewanie się wycofał,
obudziła się we mnie nowa nadzieja na zdobycie tytułu i choć
doskonale wiedziałam, że gdyby nie jego rezygnacja, nie
zwyciężyłabym, to mimo wszystko wygrana była dla mnie moim
osobistym sukcesem. Sądzę, że całkiem dużym - właśnie z uwagi
na to, że byłam jeszcze wtedy zupełnie "zielonym"
Nightwoodowiczem.
Jestem pod wrażeniem. Jeszcze o
Robinsonach - kto był według ciebie najbardziej wymagającym rywalem
do orderu? I jak spisywali się prowadzący konkursu?
Największym
rywalem był, zdaje się, Poiu. Jego przyjaźń z Catastrophe, z
początku utrzymywana w tajemnicy, jak również duża inteligencja,
spryt i charyzma niewątpliwie działały na jego korzyść. Bardzo
sprawnie lawirował pomiędzy graczami, osiągając dokładnie to,
czego chciał. I chociaż jego intencje były oczywiste, wielu
uczestników bez oporu poddawało się jego darowi przekonywania.
Kiedy podjął próbę zwycięstwa w późniejszej edycji, byłam
niemal stuprocentowo przekonana, że wygra - i tak też się stało.
Może zabrzmię dziwnie, ale poczułam wtedy jakąś taką...
satysfakcję? Bo jego praca wreszcie została nagrodzona. A ja lubię,
kiedy ludzie, którzy na coś zasługują, dostają to.
Jeśli zaś
chodzi o prowadzącego, to cóż mogę powiedzieć? Wywiązywał się
ze swoich obowiązków, zorganizował naprawdę, ale to naprawdę
wymagający konkurs (a to się chwali) i odwalił kawał takiej
roboty, że na samą myśl mam ochotę pokiwać głową z uznaniem.
Co prawda zdarzały mu się jakieś niedomówienia albo mało
profesjonalne manewry, ale ogółem jest osobą, która sprawdza się
w obranej przez siebie roli.
Skoro już mowa o prowadzących i
prowadzeniu, w 2012 roku prowadziłaś Super Hodowcę. Jak to
wspominasz?
Ogólnie miło, z tym jednym ale, że
COŚ mnie bierze, kiedy widzę - co tu dużo mówić - głupie posty
w temacie. Zaapelowałabym z tego miejsca do graczy, żeby czytali
edycje i moje wypowiedzi w nich, sęk w tym, że wątpię, czy
cokolwiek by mi to dało. No, ale mimo wszystko prowadzenie Super
Hodowcy sprawia mi dużą frajdę. Sądzę, że taki konkurs na NWD
od zawsze był potrzebny i mam tylko nadzieję, że oferuję hodowcom
atrakcyjną zabawę, a w roli organizatorki spisuję się w miarę
dobrze.
Sprawiało Ci jakieś kłopoty
eliminowanie uczestników w poszczególnych etapach?
Zależy, o jakich
kłopotach mowa. Jeśli chodzi o te natury czysto technicznej, nie
przypominam sobie chyba żadnych. Gorzej z tymi dylematami, które
wynikały z konieczności eliminacji kogoś, kto - moim zdaniem -
zasługiwał na dojście o wiele dalej. Przykrym obowiązkiem jest
dla mnie wykreślenie z listy uczestników kogoś, kto ma na smoku
mnóstwo szkoleń, a nie wyposażył się np. w taką błahostkę jak
porządna ramka. Zawsze w takich sytuacjach jestem mocno
rozczarowana, a zarazem bezsilna wobec czyjegoś zaniedbania.
Czy oprócz tego, co już
wymieniłaś, było dla Ciebie jeszcze coś trudnego w byciu jurorem?
Odpowiadanie na - często niezbyt
inteligentne - wiadomości, wymyślanie jak najciekawszych
konkurencji, mobilizowanie się do sprawdzania nadesłanych prac i
pisania odpisów w etapie z RPG... To chyba wszystko. Choć pewnie
było tego jeszcze mnóstwo, nie pomnę.
A wyniki? Były dla Ciebie
zaskoczeniem?
Jako aktywny gracz
raczej orientuję się w tym, kto i jak intensywnie (oczywiście z
grubsza) szkoli smoka. Wiadomo, że fakty mogą mniej lub bardziej
różnić się od moich domysłów, ale ogółem mogę śmiało
powiedzieć, że gdybym żyła z obstawiania swoich pewniaków, to z
głodu bym bez wątpienia nie umarła, bez obaw. Ot, zasługa
walcząco-szkolącego towarzystwa, wśród którego się kręcę. I
uważnej obserwacji również, a jakże.
Zmieńmy temat. W swoim czasie
wykonałaś też sporo smoczych gifów, ale obecnie nie widuję
Twoich dzieł w temacie z wariantami gotowymi do dodania. Dlaczego?
Nie? Ostatnio
wprowadzono piach autorstwa mojego i Leiraliel, co prawda nie
przeszedł przez temat, o którym wspominasz, ale chyba się liczy?
Chociaż faktycznie, miałam długą przerwę w grafikowaniu. Głównie
dlatego, bo zwyczajnie męczy mnie rysowanie tego samego stworka w
czterech różnych pozach. Naszkicowanie smoka w kilku wersjach, tak
aby w każdej wciąż wyglądał jak ten sam osobnik, tylko w innym
wieku, jest dość trudną sztuką. Jestem perfekcjonistką i nie
popuszczę, dopóki praca nie będzie taka, jaką ją sobie
wyobrażałam. Ale jestem też choleryczką, dlatego spędzanie kilku
godzin nad dopieszczaniem samego lineartu doprowadza mnie do szału.
Faktycznie, był. Przepraszam,
zapomniałam o nim. Od dawna interesujesz się grafiką?
Chyba od momentu,
kiedy zaczęłam tworzyć gify dla NWD. To właśnie możliwość
wykazania się tutaj umiejętnościami rysowniczymi i chęć dania
czegoś od siebie sprowokowała mnie do zakupu tabletu. Mogę śmiało
powiedzieć, że gdyby nie dział z gifami na Zgromadzeniu i drobna
zachęta w postaci panelu grafika - pewnie nigdy nie przemyślałabym
opcji, by tworzyć tę formę komputerowej sztuki.
Artystka z Ciebie świetna, to muszę
przyznać. Wciąż wspominam Twoje opowiadanie, które wygrało
Wigilijny Konkurs Literacki zorganizowany przez Gazetkę. Jak długo
interesujesz się pisaniem?
Chyba należałoby
zadać najpierw pytanie, czy w ogóle się nim interesuję. Bo chyba
jednak nie bardzo. To znaczy - piszę całkiem chętnie, wszystko i o
wszystkim, ale nie nazwałabym tego moim hobby. Pisanie to przydatna
umiejętność i cieszę się, że ją posiadam, aczkolwiek nie
zajmuje ona u mnie miejsca na podium zainteresowań. Nie tworzę na
przykład żadnych opowiadań ani książek, jak można by
podejrzewać. W obecnych czasach twórczości literackiej nie ceni
się wysoko, więc choć w mojej głowie wprost wrze od pomysłów,
to daruję sobie zbędne wysiłki i poszukuję zajęć, na które
jest większe zapotrzebowanie. Takie życie.
Po Twoich tekstach zdecydowanie nie
widać, że nie interesujesz się pisaniem. W takim razie - co jest
Twoim hobby?
Poza byciem wredną
dla innych, robieniem wszystkim na przekór i układaniem planów
zagłady ludzkości? Hm... Tak przede wszystkim to chyba
wielogodzinne, piesze tułaczki po lesie. Brzmi na pozór dziwnie lub
nawet śmiesznie, ale wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego,
jakie to fajne zajęcie. Można posłuchać, co nuci padający deszcz
albo jak płaczą drzewa podczas wichury. Można bezkarnie poskakać
sobie po kałużach, powspinać się po zwalonych pniach i
bezwstydnie podglądać hasające zaledwie parę metrów dalej sarny.
Można bez zapowiedzi odwiedzić norę zająca i przyłączyć się
do wędrówki stadka dzików, nie pytając o zgodę. I zaczerpnąć
wiedzy, która - zapożyczana z książek - nie wywoływałaby tylu
emocji co ta dostrzeżona na własne oczy.
Zwierzęta
intrygowały mnie od dziecka, ale dopiero teraz jestem w stanie
pomału dążyć do... bo ja wiem, znajomości z nimi. Dlatego do
listy swoich zamiłowań zaliczam także wolontariat w schronisku dla
bezdomnych psów oraz behawioryzm. Sporo czasu zabiera mi również
trening umiejętności mojego własnego sierściucha. I uczenie go
moresu, oj tak.
A tak poza
powyższym, lubię podłubać w samochodowych bebechach i postudiować
więzienną gwarę, tatuaże i zwyczaje. Takie już ze mnie dziwne
stworzonko, które - odkąd pamięta - zadawało się z osobnikami
płci męskiej. O ile w ogóle z jakimikolwiek osobnikami, heh.
Rozumiem. Czy jest coś, co
chciałabyś dodać od siebie? Pozdrowić kogoś?
Czy napisałaś: pozdrowić? Ach, nie ukrywam, że na to czekałam najbardziej niecierpliwie. c:
W takim razie gorące pozdrowienia dla Chodnika, Naoto, Liji, Basetli, Fatguya i Gala! *eksplozja nieopanowanego entuzjazmu* I TeDe, i Kamii, i Matki Boskiej! I dla Crowy też, i Órisna, żeby nie było. I tej tamtej, co w swoim wywiadzie mnie imiennie nie pozdrowiła. Będzie wiedziała, że to o nią chodzi.
To chyba wszyscy, których chciałam wyróżnić. Ale, ale, jeszcze serdeczne podziękowania dla osób, które pomogły mi na początku mojej przygody z NWD. Bez Was pewnie nie osiągnęłabym tu tego, co mam teraz - zwłaszcza bez Ciebie, Samaelu. Naprawdę, dzięki.
A Tobie, Akaylo, dziękuję za miłą wymianę zdań. Trzymaj się i powodzenia w dalszym tworzeniu artykułów!
Również dziękuję bardzo ^^
Akayla |
i tak jej nie lubie
OdpowiedzUsuńOch, dziękuję, pochlebiasz mi. :)
OdpowiedzUsuń