330: Leśne Opowieści 15: Cień nad Nocnym Lasem 3
Stokrotka warknęła z frustracją, uderzając ogonem po bokach. Belt dyszał ciężko.
- Możemy się dogadać - spróbował.- Owszem - przytaknęła. - Ale tylko tak długo, jak długo nie próbujesz mnie zabić.
- Może coś przeoczyłem, ale zdaje się, że to ty przyciskasz mi nóż do gardła.
- Masz mnie za głupią? - warknęła. - Powinnam uwierzyć, że bez gwarancji twojego życia, ten
wściekły gad nie rozerwie mnie na strzępy?
- Stokrotka jest łagodna jak baranek - skłamał rozpaczliwie Belt.
Kobieta roześmiała się kpiąco. Jakby w odpowiedzi na ten dźwięk, płomień lampy zamigotał
i zgasł. Zapadły nieprzeniknione ciemności.
Wtem rozległ się szelest - nie głośniejszy od delikatnego muśnięcia wiatru w koronach
drzew. Kobieta zaskomliła jak pies, odpychając od siebie Belta.
Coś zeskoczyło spośród zwartych koron nad ich głowami, czemu towarzyszył odgłos
miękkiego pacnięcia. Beltowi nieprzyjemnie skojarzył się z dźwiękiem, jaki wydaje spadający z
sufitu pająk. Niepewny, co robić, sięgnął do skórzanego buta, w którym nosił ukryty nóż.
Stokrotka dobyła z gardła stłumiony, ostrzegawczy ryk. Wilkołak zawarczała głucho,
cofając się z chlupotem płytkiej wody.
Cokolwiek zleciało z drzew, zaatakowało błyskawicznie. Belt dostrzegł w ciemności
jedynie słaby zarys bestii, ale Stokrotka z pewnością widziała w ciemności lepiej, a z wilkołakiem nikt
nie mógł się pod tym względem mierzyć.
Belt nie zobaczył walki. Słyszał jedynie głośny plusk wody i warczenie.
- Stokrotko! - zawołał. - Zmywajmy się.
Smoczyca dotknęła go czubkiem pyska, jej ciepły oddech owionął twarz hodowcy.
- Nie, Belt - zaprotestowała. - Nie czujesz tego?
Belt czuł tylko oszołomienie i strach.
- Czego? - spytał.
- To coś jest złe do szpiku kości. Gorsze niż sama śmierć.
Kobieta zapiszczała jak szczenię. Belt usłyszał, jak z chlupotem wali się w wodę. Jej głos załamał się
na rozpaczliwych akordach, po chwili jednak rozległ się głośny, złowrogi syk.
Później wszystko ucichło.
- Stokrotko - wyszeptał Belt.
Smoczyca zawarczała.
Z ciemności dobiegła podobna odpowiedź. Belt nigdy w życiu nie uwierzyłby, że ucieszy
go kiedyś odgłos wilkołaczego warczenia.
- Co...? - wyjąkał Belt.
- Nie zaczęliśmy najlepiej - odrzekła kobieta. - Słabnę, hodowco. Pospieszmy się. Chodź za mną.
Usłyszał, jak wywleka z wody zabitego albo może ogłuszonego przeciwnika. Położył rękę na boku
Stokrotki. Smoczyca oddychała ciężko.
- Ufać wilkołakowi - burknęła. - Absurd. Żadne łagodniejsze określenie nie przychodzi mi do głowy.
Mimo to ruszyła przez las. Beltowi nie pozostało nic innego, jak trzymać rękę na jej boku i
przedzierać się na oślep przez krzaki.
Ku jego uldze, po może dziesięciu minutach uciążliwego marszu, wyszli na otwartą
przestrzeń. Na zalanej księżycowym światłem polanie przynajmniej cokolwiek widział.
Kobieta w bieli puściła długą kończynę stworzenia, z którego szyi sterczała rękojeść jej
noża. Wyrwała broń, cofnęła się o kilka kroków i zachwiała. Nawet stojąc, krzywiła się na stronę
zranionego boku. Jej usta wykrzywiał grymas bólu.
- Hodowco - powiedziała. Jej głos zabrzmiał odmiennie, bardziej oficjalnie. - Jestem Sanrae, Biała Wilczyca. Przychodzę w imieniu watahy, prosić smocze klany Nocnego Lasu o pomoc i oferując współpracę mieszkańców Nory.
Belt patrzył na nią bez zrozumienia. Stokrotka wydała z siebie zirytowane prychnięcie.
- Dlaczego mielibyśmy ją przyjąć? - spytała.
- Dlatego. - Sanrae wskazała okrwawionym ostrzem swojego noża zabitą kreaturę.
Belt spuścił wzrok, żeby przyjrzeć się stworzeniu. Miało długie, chude kończyny, zakończone wygiętymi hakowato szponami. Z jego wielkiej czaszki, porośniętej gęstą grzywą, wystawało dwoje ogromnych, wachlarzowatych uszu. Troje osobliwych, bursztynowych oczu powlekała mgła śmierci.
- Co to jest? - wydusił Belt. - I skąd, na wszystkich bogów, przypełzło?
- To luskrad, hodowco - wyjaśniła ze znużeniem Sanrae. - Obawiam się, że nie znasz miejsca, z którego przybył. Nie należy do naszego świata.
Hrabia Cerro |
Nie mogę się doczekać co będzie dalej. To opowiadanie jest nieprzywidywalne.
OdpowiedzUsuń