509: Smoki poza NWD 12: Smok Świętego Jerzego
Święty Jerzy (po angielsku Saint George - tak, tak, bowiem wbrew pozorom George to nie swojski Grzegorz, a właśnie Jerzy; natomiast odpowiednikiem Grzegorza jest Gregory) okrył się sławą, zabijając straszliwego smoka. A skoro sam Jerzy, żyjący w III wieku żołnierz, hrabia i męczennik jest postacią historyczną to logicznym jest twierdzić, że smok tez był prawdziwy, nieprawdaż? Przyjrzyjmy się najpierw sylwetce tego popularnego świętego, będącego patronem kilku europejskich krajów, miast i niezliczonej ilości kościołów i parafii, trzymający pieczę nad wędrowcami, górnikami, żołnierzami, kowalami, bednarzami, artystami, więźniami, skautami, harcerzy i rolnikami. Długa lista obowiązków i nie lada sława, prawda? Tylko pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski przedkładał Michała nad Jerzego, prawiąc: "Święty Jerzy smoka tylko roztratował, a święty Michał całemu komunikowi niebieskiemu przewodzi i tyle już nad piekielnymi chorągwiami odniósł wiktoryj, przeto jego wolę mieć za patrona." Jako że do zostania świętym niezbędne są cuda/widzenia/pobożny żywot/męczeńska śmierć* (*niepotrzebne skreślić), tak i Jerzy musiał spełnić choć jeden z tych warunków. Niestety, w jego przypadku chodzi o tę ostatnia możliwość - jako żołnierz armii Cesarstwa rzymskiego sprzeciwił się prześladowaniu chrześcijan, wskutek tego Cezar Dioklecjan rozkazał biedaka torturować i wreszcie ściąć.
Wróćmy jednak do centralnego punktu naszego zainteresowania, czyli monstrualnego smoka. Już wcześniej udało nam się w bezsprzeczny, logiczny sposób udowodnić, że smoki istniały (a przynajmniej ten jeden osobnik), choć poważni naukowcy nadal twierdzą, że to tylko legenda. Działo się to w jednym z libijskich miast, na obrzeżach którego zagnieździł się budzący grozę stwór, zatruwający okolicę jadowitymi oparami i blokujący dostęp do jedynego źródła wody. Aby korzystać ze stawu, mieszkańcy musieli codziennie przykupywać potwora, ofiarowując owcę. Gdy już całe pogłowie nierogacizny skończyło w paszczy maszkary, paskuda zażądała jednej dziewczyny dziennie. Okrutny los rzucił w trzewia smoka wiele dziewcząt, aż padł na córkę króla. Choć władca rozpaczał, oferując śmiałkom korce złota, to nikt nie miał odwagi stawić czoła bestii, a zrezygnowana królewna ofiarowała się gadowi. Traf chciał, że w pobliżu przejeżdżał Jerzy (wtedy jeszcze nie taki święty) na swym dziarskim rumaku. Jak na bohatera przystało, nie namyślając się wiele ruszył na smoka, zadając mu poważny cios kopią, a potem spętał gada za pomocą pasa dziewoi. Przywlókł bestię do miasta i zgładził na oczach gawiedzi. Mieszkańcy przyjęli chrzest i tak skończyła się ta wesoła historia pozbawienia życia osobnika zagrożonego gatunku. Jerzy nie był zbyt oryginalny swym czynie - podobno spryciarz zgapiał (a swoją droga, czy wiecie, że w słowniku języka polskiego nie znalazłam ani słowa zgapiać, ani odgapiać? Nic to, niech uzus językowy działa) od Bellerofonta (tego, co to zaciukał Chimerę), Perseusza (pogromcy Meduzy), Indry (tryumfował nad wężem Vritrą), babilońskiego Marduka (połozył trupem smoka Tiamata), czy nordyckiego Thora (który zakatrupił wielkiego węża Jormunganda).
Obraz smoka, fantastycznej bestii widywanej w średniowieczu (tak, tak, jest wielu takich, co to mieli znajomego, który miał teścia, którego wujkowi gad kozę porwał) nie jest spójny. Sama wizja fikcyjnej istoty pochodziła z jeszcze starszych wierzeń, gdzie pełno było wielkich węży, czy to plujących ogniem, czy to wyposażonych w skrzydła. W najprostszej postaci smoka wyobrażano sobie właśnie jako olbrzymiego węża, strzegącego skarbów. Pojawiały się też wizerunki smoków jako stworzeń o cechach gadów (węzy i jaszczurek zwłaszcza) o czterech kończynach. Zęby jadowe, rogi, kolce na ogonie, skrzydła nietoperza, wyrostki kostne, trzy głowy, grzebień na łbie, trujące wyziewy, zabójczy wzrok - do wyboru, do kolory, zależnie od wyobraźni artysty.
W sztuce średniowiecznej, zdominowanej przez tematykę religijną, przedstawienie Świętego Jerzego walczącego ze smokiem było przedmiotem popularnym, zapewne najbardziej wdzięcznym dla artystów znudzonych ciągłym odwzorowywaniem nudnych, podobnych do siebie ludzkich postaci - być może dlatego właśnie możemy podziwiać tyle różnorodnych wizji smoków? Zbliżamy się do sedna artykułu, czyli przedstawienie najciekawszych obrazów z tym motywem. Zawsze podziwiałam artystów, którzy w surowych, podporządkowanych kościołowi czasach potrafili zręcznie zaprezentować osobliwe twory rozgorączkowanych umysłów.
"Święty Jerzy walczący ze smokiem", Rafael, 1505, olej na desce, wymiary 28.5 cm × 21.5 cm
Podługowate, jakby psie ciało z takimiż kończynami, pokryte łuską. Niewielkie, przypominające bardziej opierzone niż błoniaste skrzydła. Smok leży w dość wykręconej pozie, przednią, chwytna łapą ściskając raniącą go włócznię, rozwarty pysk kierując w stronę jeźdźca. Psia w kształcie głowa zaopatrzona jest w niewielkie, odstające do tyłu uszy, niczym u niewielkiego charta. Smok nie jest duży, z łatwością mieści się pod końskim brzuchem i (jako symbol zła i szatana) jego ciemny kolor wspaniale kontrastuje z bielą końskiego ciała. Sam obraz pomimo że niewielki, namalowany jest z niezwykłą dbałością o szczegóły - wystarczy spojrzeć na pojedyncze liście na drzewie czy kolczugę rycerza. Nie ma to jak mistrz.
Gruzińska Ikona, XV wiek.
A teraz coś odrobinę innego. Legenda o świętym Gjeorgiju (i jak myślicie, skąd pochodzi powszechnie używana na zachodzie nazwa państwa "Georgia"?) dotarła aż na Kaukaz, gdzie Jerzy ma nawet swoje święto. Ta anonimowego autorstwa ikona ze świętym łączy w sobie wpływy wschodu i zachodu - Gjeorgij jedziena niewielkim, jakby mongolskim w swej aparycji koniku, a szaty rycerza i panny to taki kulturowy misz-masz. Także smok wymyka się nieco zielonoszarym, wywernopodobnym wyobrażeniom. Potwór przybrał wężopodobną postać (określaną w folklorze jako lindorm, czyli zaopatrzony w parę kończyn wąż, czasem uskrzydlony), opartą na dwóch krótkich nóżkach. Smok jest bajecznie kolorowy, każda łuska lśni inną barwą - widać, że artysta wykorzystał wszelkie dostępne mu farby, łącznie ze złotą). Można zaryzykować stwierdzenie, że taki smok, zamiast wzbudzać jedynie odrazę, mógł być... po prostu ładny.
Bułgarska Ikona przedstawiająca św. Jerzego, 1621
To chyba najdziwniejszy smok, z jakim przyszło się nam zmierzyć. Widocznie w średniowieczu popyt na sztukę sakralną i zdobienie kościołów był tak wielki, że zamawiano nawet podobne temu obrazy. Czy ten - zapewne anonimowy, tworzący na chwałę Bogu - malarz zastanawiał się kiedyś, czy może zająć się handlem lub uprawą roli? Choć mierzi mnie zupełny brak proporcji (biedna końska głowa), to obraz jest wart obejrzenia właśnie ze względu na smoka (zresztą, lekceważenie proporcji było specjalnym zabiegiem, mającym przydać powagi powiększonym elementom - tu widzimy, że największa - czyli najważniejsza - jest głowa świętego). Trudno ocenić, skąd brał inspirację autor. Może jadł zbyt ciężko i miał nocne koszmary? W każdym razie, bestia jest wyjątkowa - koszmarny, wykręcony pysk, zaopatrzony w niby-dziób, żabie stópki, skrzydła niczym grzebienie koguta, obłe ciało i wijący się ogon - trudno spotkać brzydszą niż ta maszkarę.
"The fight: St George kills the dragon",Edward Burne-Jones, 1868, gwasz
Jeden z kilku podobnych obrazów sir Edwarda, przedstawiający tę samą scenę. W wersji VI smok wyglądał jak wielka, groźna żaba czy traszka, tutaj został ubrany w pełną płytową zbroję (nawet ogon ma zabezpieczony przed ciosem - brakuje tylko hełmu) - zapewne po to, by pokazać, że nawet tak mały smok jest godnym przeciwnikiem. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Jerzy walczy tu z jakąś olbrzymią salamandrą.
"Saint George slaying the Dragon", Jost Haller, ~1450, olej na desce
Na tym obrazie widzimy smoka o wyraźnie ssaczej proweniencji, o doskonale wyrysowanej wydrzo-psiej anatomii. Choć łeb ma pokryty łuskami, to nie ma wątpliwości, że akurat ten osobnik gadem nie jest - przypomina bardziej gładkowłosego kota z niby-pism pyskiem, nawet łapy zaopatrzone w miękkie poduszki przywodzą na myśl bardziej swojskie zwierzątko. Aż chciałoby się pogłaskać, żeby sprawdzić, czy ma miękką, ciepłą skórę
"Saint George and the Dragon", Paolo Uccello, 1470, olej na płótnie, 55.6 cm × 74.2 cm
Na koniec jeden z moich ulubionych obrazów, przedstawiających smoka i Jerzego. Scena typowa - rycerz na białym rumaku razi bestię lancą, a królewna trzyma potulnego już potwora na smyczy. Tło nie zachwyca realizmem - skała z tyłu wygląda bardziej jak pomięte prześcieradło, trawa rośnie w geometrycznych rabatkach (choć na pierwszy rzut oka wygląda to nienaturalnie, proste i diagonalne linie miały wywołać wrażenie perspektywy), a drzew to typowe "lizaki" z prostym pniem i okrągłą koroną. Z tyłu, za jeźdźcem, otwiera się oko cyklonu czy huraganu, mające zapewne symbolizować ciemne moce. Sam smok to typowo gadzi wywern, kroczący na tylnych kończynach, zaopatrzony w parę skrzydeł. Co ciekawe, same skrzydła mają dziwaczny wzór złożony z trzech okręgów, przypominających wielkie oczy. Według niektórych legend, smok za pomocą tych "oczu" mógł hipnotyzować, wprawiać przeciwnika w letarg. Zauważcie, że wzór na spodniej stronie skrzydła nie jest biały i wyraźny, tylko czerwony, bardziej zlany ze skrzydłem. Uważam, że malarz musiał podglądać naturę, a konkretniej ćmy albo motyle, pyszniące się dokładnie takimi samymi ozdobami.
Dlaczego podoba mi się ten obraz? Ze względu na nogę stwora, tę bliżej księżniczki (stojącej w dziwacznie statecznej pozie, w porównaniu do dynamiki Jerzego i bestii). Przyjrzyjcie się tej ślicznej nóżce i z daleka, i z bliska. Toż to jak najbardziej klasyczna, nowoczesna noga smoka, ba, tyranozaura nawet! Korzystając z dostępnych wtedy źródeł - a poza kurzymi łapami, nogami jaszczurki i psimi kończynami nie przychodzi mi do głowy nic innego, na czym mógłby wzorować się autor - Uccello wyczarował anatomicznie poprawną, silną, doskonale odwzorowującą ruch nogę. Tak jakby dane mu było ujrzeć smoka lub choćby zapomnianego przez czas dinozaura. Genialne! I zbliżenie świętej nóżki:
Przedstawione obrazy to dopiero mały wycinek istniejących wersji legendy. Smok i Jerzy stali się tak popularnym duetem, że galerie aż roją się od dziesiątek - a może nawet setek - interpretacji. Wystarczy zagłębić się w internetowe poszukiwania, by podziwiać coraz to nowe, dziwniejsze maszkary, wydające ostatnie tchnienie na płótnie czy desce.
Zobacz także:
Smoki poza Nightwood - Tiamat
Smoki poza Nightwood - Smaug Złoty
Wróćmy jednak do centralnego punktu naszego zainteresowania, czyli monstrualnego smoka. Już wcześniej udało nam się w bezsprzeczny, logiczny sposób udowodnić, że smoki istniały (a przynajmniej ten jeden osobnik), choć poważni naukowcy nadal twierdzą, że to tylko legenda. Działo się to w jednym z libijskich miast, na obrzeżach którego zagnieździł się budzący grozę stwór, zatruwający okolicę jadowitymi oparami i blokujący dostęp do jedynego źródła wody. Aby korzystać ze stawu, mieszkańcy musieli codziennie przykupywać potwora, ofiarowując owcę. Gdy już całe pogłowie nierogacizny skończyło w paszczy maszkary, paskuda zażądała jednej dziewczyny dziennie. Okrutny los rzucił w trzewia smoka wiele dziewcząt, aż padł na córkę króla. Choć władca rozpaczał, oferując śmiałkom korce złota, to nikt nie miał odwagi stawić czoła bestii, a zrezygnowana królewna ofiarowała się gadowi. Traf chciał, że w pobliżu przejeżdżał Jerzy (wtedy jeszcze nie taki święty) na swym dziarskim rumaku. Jak na bohatera przystało, nie namyślając się wiele ruszył na smoka, zadając mu poważny cios kopią, a potem spętał gada za pomocą pasa dziewoi. Przywlókł bestię do miasta i zgładził na oczach gawiedzi. Mieszkańcy przyjęli chrzest i tak skończyła się ta wesoła historia pozbawienia życia osobnika zagrożonego gatunku. Jerzy nie był zbyt oryginalny swym czynie - podobno spryciarz zgapiał (a swoją droga, czy wiecie, że w słowniku języka polskiego nie znalazłam ani słowa zgapiać, ani odgapiać? Nic to, niech uzus językowy działa) od Bellerofonta (tego, co to zaciukał Chimerę), Perseusza (pogromcy Meduzy), Indry (tryumfował nad wężem Vritrą), babilońskiego Marduka (połozył trupem smoka Tiamata), czy nordyckiego Thora (który zakatrupił wielkiego węża Jormunganda).
Obraz smoka, fantastycznej bestii widywanej w średniowieczu (tak, tak, jest wielu takich, co to mieli znajomego, który miał teścia, którego wujkowi gad kozę porwał) nie jest spójny. Sama wizja fikcyjnej istoty pochodziła z jeszcze starszych wierzeń, gdzie pełno było wielkich węży, czy to plujących ogniem, czy to wyposażonych w skrzydła. W najprostszej postaci smoka wyobrażano sobie właśnie jako olbrzymiego węża, strzegącego skarbów. Pojawiały się też wizerunki smoków jako stworzeń o cechach gadów (węzy i jaszczurek zwłaszcza) o czterech kończynach. Zęby jadowe, rogi, kolce na ogonie, skrzydła nietoperza, wyrostki kostne, trzy głowy, grzebień na łbie, trujące wyziewy, zabójczy wzrok - do wyboru, do kolory, zależnie od wyobraźni artysty.
W sztuce średniowiecznej, zdominowanej przez tematykę religijną, przedstawienie Świętego Jerzego walczącego ze smokiem było przedmiotem popularnym, zapewne najbardziej wdzięcznym dla artystów znudzonych ciągłym odwzorowywaniem nudnych, podobnych do siebie ludzkich postaci - być może dlatego właśnie możemy podziwiać tyle różnorodnych wizji smoków? Zbliżamy się do sedna artykułu, czyli przedstawienie najciekawszych obrazów z tym motywem. Zawsze podziwiałam artystów, którzy w surowych, podporządkowanych kościołowi czasach potrafili zręcznie zaprezentować osobliwe twory rozgorączkowanych umysłów.
"Święty Jerzy walczący ze smokiem", Rafael, 1505, olej na desce, wymiary 28.5 cm × 21.5 cm
Podługowate, jakby psie ciało z takimiż kończynami, pokryte łuską. Niewielkie, przypominające bardziej opierzone niż błoniaste skrzydła. Smok leży w dość wykręconej pozie, przednią, chwytna łapą ściskając raniącą go włócznię, rozwarty pysk kierując w stronę jeźdźca. Psia w kształcie głowa zaopatrzona jest w niewielkie, odstające do tyłu uszy, niczym u niewielkiego charta. Smok nie jest duży, z łatwością mieści się pod końskim brzuchem i (jako symbol zła i szatana) jego ciemny kolor wspaniale kontrastuje z bielą końskiego ciała. Sam obraz pomimo że niewielki, namalowany jest z niezwykłą dbałością o szczegóły - wystarczy spojrzeć na pojedyncze liście na drzewie czy kolczugę rycerza. Nie ma to jak mistrz.
Gruzińska Ikona, XV wiek.
A teraz coś odrobinę innego. Legenda o świętym Gjeorgiju (i jak myślicie, skąd pochodzi powszechnie używana na zachodzie nazwa państwa "Georgia"?) dotarła aż na Kaukaz, gdzie Jerzy ma nawet swoje święto. Ta anonimowego autorstwa ikona ze świętym łączy w sobie wpływy wschodu i zachodu - Gjeorgij jedziena niewielkim, jakby mongolskim w swej aparycji koniku, a szaty rycerza i panny to taki kulturowy misz-masz. Także smok wymyka się nieco zielonoszarym, wywernopodobnym wyobrażeniom. Potwór przybrał wężopodobną postać (określaną w folklorze jako lindorm, czyli zaopatrzony w parę kończyn wąż, czasem uskrzydlony), opartą na dwóch krótkich nóżkach. Smok jest bajecznie kolorowy, każda łuska lśni inną barwą - widać, że artysta wykorzystał wszelkie dostępne mu farby, łącznie ze złotą). Można zaryzykować stwierdzenie, że taki smok, zamiast wzbudzać jedynie odrazę, mógł być... po prostu ładny.
Bułgarska Ikona przedstawiająca św. Jerzego, 1621
To chyba najdziwniejszy smok, z jakim przyszło się nam zmierzyć. Widocznie w średniowieczu popyt na sztukę sakralną i zdobienie kościołów był tak wielki, że zamawiano nawet podobne temu obrazy. Czy ten - zapewne anonimowy, tworzący na chwałę Bogu - malarz zastanawiał się kiedyś, czy może zająć się handlem lub uprawą roli? Choć mierzi mnie zupełny brak proporcji (biedna końska głowa), to obraz jest wart obejrzenia właśnie ze względu na smoka (zresztą, lekceważenie proporcji było specjalnym zabiegiem, mającym przydać powagi powiększonym elementom - tu widzimy, że największa - czyli najważniejsza - jest głowa świętego). Trudno ocenić, skąd brał inspirację autor. Może jadł zbyt ciężko i miał nocne koszmary? W każdym razie, bestia jest wyjątkowa - koszmarny, wykręcony pysk, zaopatrzony w niby-dziób, żabie stópki, skrzydła niczym grzebienie koguta, obłe ciało i wijący się ogon - trudno spotkać brzydszą niż ta maszkarę.
"The fight: St George kills the dragon",Edward Burne-Jones, 1868, gwasz
Jeden z kilku podobnych obrazów sir Edwarda, przedstawiający tę samą scenę. W wersji VI smok wyglądał jak wielka, groźna żaba czy traszka, tutaj został ubrany w pełną płytową zbroję (nawet ogon ma zabezpieczony przed ciosem - brakuje tylko hełmu) - zapewne po to, by pokazać, że nawet tak mały smok jest godnym przeciwnikiem. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Jerzy walczy tu z jakąś olbrzymią salamandrą.
"Saint George slaying the Dragon", Jost Haller, ~1450, olej na desce
Na tym obrazie widzimy smoka o wyraźnie ssaczej proweniencji, o doskonale wyrysowanej wydrzo-psiej anatomii. Choć łeb ma pokryty łuskami, to nie ma wątpliwości, że akurat ten osobnik gadem nie jest - przypomina bardziej gładkowłosego kota z niby-pism pyskiem, nawet łapy zaopatrzone w miękkie poduszki przywodzą na myśl bardziej swojskie zwierzątko. Aż chciałoby się pogłaskać, żeby sprawdzić, czy ma miękką, ciepłą skórę
"Saint George and the Dragon", Paolo Uccello, 1470, olej na płótnie, 55.6 cm × 74.2 cm
Na koniec jeden z moich ulubionych obrazów, przedstawiających smoka i Jerzego. Scena typowa - rycerz na białym rumaku razi bestię lancą, a królewna trzyma potulnego już potwora na smyczy. Tło nie zachwyca realizmem - skała z tyłu wygląda bardziej jak pomięte prześcieradło, trawa rośnie w geometrycznych rabatkach (choć na pierwszy rzut oka wygląda to nienaturalnie, proste i diagonalne linie miały wywołać wrażenie perspektywy), a drzew to typowe "lizaki" z prostym pniem i okrągłą koroną. Z tyłu, za jeźdźcem, otwiera się oko cyklonu czy huraganu, mające zapewne symbolizować ciemne moce. Sam smok to typowo gadzi wywern, kroczący na tylnych kończynach, zaopatrzony w parę skrzydeł. Co ciekawe, same skrzydła mają dziwaczny wzór złożony z trzech okręgów, przypominających wielkie oczy. Według niektórych legend, smok za pomocą tych "oczu" mógł hipnotyzować, wprawiać przeciwnika w letarg. Zauważcie, że wzór na spodniej stronie skrzydła nie jest biały i wyraźny, tylko czerwony, bardziej zlany ze skrzydłem. Uważam, że malarz musiał podglądać naturę, a konkretniej ćmy albo motyle, pyszniące się dokładnie takimi samymi ozdobami.
Dlaczego podoba mi się ten obraz? Ze względu na nogę stwora, tę bliżej księżniczki (stojącej w dziwacznie statecznej pozie, w porównaniu do dynamiki Jerzego i bestii). Przyjrzyjcie się tej ślicznej nóżce i z daleka, i z bliska. Toż to jak najbardziej klasyczna, nowoczesna noga smoka, ba, tyranozaura nawet! Korzystając z dostępnych wtedy źródeł - a poza kurzymi łapami, nogami jaszczurki i psimi kończynami nie przychodzi mi do głowy nic innego, na czym mógłby wzorować się autor - Uccello wyczarował anatomicznie poprawną, silną, doskonale odwzorowującą ruch nogę. Tak jakby dane mu było ujrzeć smoka lub choćby zapomnianego przez czas dinozaura. Genialne! I zbliżenie świętej nóżki:
Przedstawione obrazy to dopiero mały wycinek istniejących wersji legendy. Smok i Jerzy stali się tak popularnym duetem, że galerie aż roją się od dziesiątek - a może nawet setek - interpretacji. Wystarczy zagłębić się w internetowe poszukiwania, by podziwiać coraz to nowe, dziwniejsze maszkary, wydające ostatnie tchnienie na płótnie czy desce.
Zobacz także:
Smoki poza Nightwood - Tiamat
Smoki poza Nightwood - Smaug Złoty
Entomologia |
Nie mówiłam Ci tego jeszcze, ale ten artykuł jest genialny. *-* Najbardziej urzekł mnie ten fragment o "nóżce". c':
OdpowiedzUsuń