499: Zajrzyjmy na chwilę do redakcji iNightwood 3
Część pierwsza
Część druga
Akayla
Potwór znieruchomiał, Rołdż leżała jak zabita na śniegu omotana jakimś czarem, Cath znów straciła przytomność, a Akayla siedziała w wodnej bańce. Zaczęła rzucać zaklęcie, przeplatając je krasnoludzkimi przekleństwami. Wreszcie wokół niej pojawiła się kula płomieni. Eksplozja rozprzestrzeniała się we wszystkich kierunkach i zmiotła bańkę, tak jakby nie był to wytwór magii niezwykle potężnej bestii. Niestety wybuch spopielił też gałąź na której stała. Akayla poleciała na ziemię, gdzie wylądowała z głuchym łoskotem. Zaraz jednak wstała, podrapana, w poszarpanym ubraniu i uniosła ręce do góry. Drzewa dookoła płonęły, a liżący je ogień usłuchał jej wezwania. Nie bawiąc się w pokazy pirotechniczne, zmusiła płomienie do urośnięcia, pociągnęła je ku sobie. Otoczyły ją jak węże, a potem wystrzeliły w kierunku potwora, zalewając go całego, topiąc śnieg po drodze i zasypując całą okolicę snopami iskier. Rykacz stanął w ogniu, podobnie jak większość okolicznych drzew i trawa pod śniegiem, które Akayla teraz starała się siłą woli ugasić.
Rołdż
Potwór zawył z bólu. To było jak zbawienie dla Rołdż. Nagle cierpienie ustało i mogła otworzyć oczy. Usiadła na zimnej i twardej ziemi, a śnieg wokół niej zamieniał się w błoto. Nadal mając mroczki przed oczyma, ręką odszukała łuk. Obolałą ręką napięła cięciwę i, polegając jedynie na węchu i słuchu, oddała strzał. Chyba celny, bo usłyszała jak grot wbija się w ciało stwora. Tak, tak. Usłyszała. Nagle poczuła to samo ciepło, co wcześniej. Nim płomienne jęzory dotarły do niej, zaczęły się cofać. Akayla ogień miała opanowany do perfekcji. To trzeba było przyznać. Resztkami sił wstała i szerokim łukiem ominęła bestię. Mimo, że płomienie nie trawiły ciała rykacza, to i tak odczuwał ogromny ból. Jednak to nie wystarczyło do zabicia go.
W końcu Rołż doczołgała się do Akayli
- Rescue vrål. Spróbuj. Dasz radę - wyszeptała, po czym chwyciła elfkę za nogę.
Rołdż przekazała siłę z pierścienia Akayli. Miała nadzieję, że to wystarczy, aby ta mogła rzucić na nią potężne zaklęcie. Gdyby jednak okazała się za słaba, Rołdż po cichu liczyła, że Akayla zorientuje się i spróbuje przekazać całą moc omdlałej Cath.
Akayla
Drzewa zgasły, a Rołdż chwyciła ją za nogę. W jej ciało wlała się magiczna siła. Akayla wzięła głęboki wdech i podjęła próbę wypowiedzenia inkantacji.
- Rescue vrål. - Nasyciła te dwa słowa mocą, która przed chwilą wlała się w jej ciało.
Miała nadzieję, że to zadziała.
Nie zadziałało. Pokręciła głową z rezygnacją. Może użyła za mało mocy? Zdecydowała się przelać tę siłę w leżącą nieopodal Cath.
Catherinne_
~ Nie tylko nie to! Ile razy można mdleć?
Rozejrzała się dokoła, przyglądając się pobojowisku. Bestia nadal żyła. Zirytowana do granic możliwości Cath skumulowała całą moc magiczną, jaką dysponowała i krzyknęła:
- Rescue vrål!
Rołdż
Do uszu Rołdż doszły słowa Cath. W tej samej chwili, w której dźwięk zaklęcia zabrzmiał w powietrzu, potwór wstał, skumulował całą swoją energię i rzucił się na Rołdż. Jednak ta została uniesiona w powietrze przez niewidzialną siłę. Jej oczy lśnił intensywniej niż zawsze, a blada cera stała się prawie przeźroczysta. Potencjalni obserwatorzy mogliby pomyśleć, że raczej umiera, a nie nabiera sił. Rykacz szerzej otworzył ślepia. Jeżeli nic nie zrobi, będzie pierwszym, który zginie.
Rołdż, napełniona pradawną siłą, dotknęła ziemi. Spod łap rykacza zaczął usuwać się grunt. Bestia miotała się przeraźliwie. Z czeluści zaczęły wychodzić okropne cienie. To mała dziewczynka z nożem z brzuchu, to młody wisielec. Jako ostatnie wyszły dwa małe demony. Mimo, że dla innych były to tylko słabe zarysy kontur, to Rołdż widziała każdy ich szczegół. Demony o szkaradnych twarzach uśmiechnęły się do trzech kobiet i skinęły głowami. Ich długie, czarne kudły owinęły rykacza, który z przerażeniem w oczach próbował zrzucić z siebie setki malutkich cieni. Rołdż mrugnęła, a demony zaczęły wlec bestię do czeluści. Nagle grzmoty ucichły, a wiatr nie był już taki porywisty i gorący. Nastała cisza. Przerażająca cisza. Rołdż upadła na ziemię, plując krwią.
- Koniec - wymamrotała, nieobecna duchem. Z uśmiechem na ustach zamknęła powieki.
Akayla
Akayla podeszła do Roldż i przyklękła. Szepcząc proste uzdrawiające zaklęcia, przelała w Rołdż energię pozostałą w kikutach spalonych drzew. Pobojowisko wyglądało okropnie.
Rołdż
Rołdż ciężko dysząc usiłowała wstać. Zachwiała się, aż musiała przytrzymać się czarodziejki. Dopiero teraz poczuła pęknięte żebra, przypaloną skórę, siniaki na całym ciele i olbrzymią ranę na biodrze. Nieludzkie zmęczenie owładnęło jej ciałem.
- Nie, nie lecz! Chcę dojść do siebie za pomocą jedynie maści i leków. Mam dość magii. - Zaśmiała się, siadając na mokrej ziemi.
Akayla
-Proszę bardzo. Ale może jednak postaram się zapobiec przeziębieniu? - zapytała, wzrokiem taksując wilgotną, zimną ziemię, która powoli zaczynała zamarzać.
Rołdż
Pokazała dziewczynie język.
- Po prostu zanieś mnie do mojego domu - powiedziała, po czym zemdlała z wyczerpania.
Akayla
- A myślisz, że ja nie jestem zmęczona? - mruknęła z rozdrażnieniem.
Używając magii ogrzała kawałek ziemi dla siebie, Rołdż i Cath. Potrzebowała chwili, by zebrać siły, po czym przerzuciła sobie nieprzytomną kobietę przez ramię i doniosła do nagrzanego fragmentu gleby. Usiadła obok nieprzytomnych towarzyszek i wytworzyła wokół nich kokon z gorącego powietrza. Jako źródło energii podtrzymującej zaklęcie ustaliła kilka pobliskich, niemal do szczętu spopielonych drzew. Miała nadzieję, że to wystarczy na te dwie godziny, które zamierzała przespać...
Rołdż
Rołdż ocknęła się. Myślała, że jej ciałem wstrząśnie fala zimna. Jednak tak nie było. Przetarła oczy.
~ Mój dom to nie jest ~ przeleciało jej przez myśl. Jednak było równie ciepło, jakby znajdowała się w chacie. Nawet może cieplej. Wsparła się na łokciu, natychmiast pęknięte żebra zmusiły ją, by położyła się na ziemi. Zauważyła śpiącą Akaylę i... nieprzytomną Cath? Możliwe, zaklęcie musiało wyssać z niej całą energię. Uśmiechnęła się do śpiącego maga ognia. Ta dziewczyna ją uratowała. Nie znały się w ogóle, a ta bez wahania ruszyła jej na ratunek. Nagle poczuła dławiącą gulę w gardle. Pierwszy raz od tak dawna, zapłonęła do kogoś uczuciem. Rołdż pomyślała, że właśnie dla tego maga skłonna byłaby zginąć. Cath owszem, również był jej bliska. A po tym wszystkim jeszcze bardziej. Jednak znała ją już długo. A sympatia, która zakiełkowała tak nagle... była dziwna i kryło się za nią coś więcej. Przez chwilę myślała, że to właśnie Akayla jest jej siostrą z pierwszego związku taty. Ale to chyba niemożliwe. Ogarnęła ją ciemność. Znów zemdlała.
Cerro
Poszły sobie.
W zasadzie on też nie miał już nic do roboty. Odłożył pióro, chcąc swoim zwyczajem odczekać dzień czy dwa, zanim poprawi artykuł. To było głupie... ale ta praca sprawiała mu ogromną przyjemność. Nawet nie chciał przyznać, jak wielką.
Podniósł porzuconego przez Rołdż królika, zawahał się. Narzucił na ramiona płaszcz i wyszedł przed chatę, żeby tam oskórować zwierzynę.
Widział wyrytą w śniegu, szeroką ścieżkę, jakby ktoś ruszył przed siebie, odgarniając śnieg łopatą.
~ Ciekawe ~ uznał. Przesunął palcami po bliźnie na twarzy, a później przytroczył królika do paska i ruszył po śladach. Zaczął nucić pod nosem.
Szedł tak dość długo - zdążył zaśpiewać cztery całkiem długie piosenki - kiedy jego oczom ukazało się... pole bitwy. Nie miał na to innego określenia. Spalone drzewa, stopiony śnieg, spod którego wyzierała czarna trawa. Jak po przejściu stada wściekłych smoków. Ziemię przecinała długa rozpadlina.
Melodia zamarła Cerro na wargach. Przez kilka sekund tylko stał i mrugał, patrząc na trzy kobiety, śpiące albo nieprzytomne w kokonie drgającego z gorąca powietrza.
Wreszcie poruszył się. Poszedł znaleźć wśród kikutów drzew trochę drewna, które jeszcze się do czegoś nadawało. Ułożył z niego ogniskowy stosik, który rozpalił, stukając nożem o resztkę noszonego w kieszeni krzemyka (podstawowa zasada Człowieka Z Północy - zawsze mieć coś, co pozwala się ogrzać), usiadł w kucki na ziemi i zaczął skórować królika.
Rołdż
Rołdż mdlała i budziła się na przemian. Nie wiedziała, ile to trwało, ale chyba dość długo. Do jej nozdrzy doszedł ostry, nieprzyjemny zapach. Zwymiotowała. Znowu... Zaczęło burczeć jej w brzuchu i głód zrobił się nieznośny. Legła na ziemi i łapczywie wciągała powietrze. Chyba już nie straci przytomności.
Ostrożnie podniosła się. Poczuła ukłucie w klatce piersiowej, jednak zacisnęła wargi i wstała do końca. Przyjemne ciepło buchało z każdej strony. Powoli zaczęła się odwracać. Nagle spostrzegła coś dziwnego. Przecież to Cerro siedział i skubał zająca. Jej zająca! Ostrożnie wyciągnęła rękę przed siebie. Gorące powietrze nic jej nie robiło. Postąpiła krok naprzód i jeszcze jeden...
- A co ty robisz? - zapytała dość nieuprzejmie. Zmarszczyła brew. Naraz zrobiło jej się niesamowicie zimno. Przysiadła obok Cerro i wyciągnęła dłonie nad wesoło tańczący płomień.
- Porządna sztuka co nie? - Świat wokół nich wygląda jakby przeszła fala zniszczenia, a ona mówi o zającu. Cała ona...
Cerro
Cerro skinął głową. Skończył oprawiać zająca, nabił go na patyk i zaczął obracać nad ogniem czekając, aż mięso się upiecze.
Akayla
Gdy się przebudziła, poczuła lekki chłód. Zaklęcie przestawało działać. Najwyraźniej spała dłużej, niż zamierzała. Wstała, mroczki latały jej przed oczyma. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem rzucała tyle tak silnych zaklęć w tak krótkim czasie. Przez chwilę masowała skronie, czekając, aż wrócą jej zmysły. Po chwili mogła się już rozejrzeć. Cath wciąż była nieprzytomna, za to poza obszarem działania zaklęcia, przy ognisku, siedzieli Rołdż i ten redaktor od noża. Piekli zająca. Dopiero teraz Akayla w pełni zdała sobie sprawę z tego, jaka jest głodna. W duchu przygotowując się na gwałtowną zmianę temperatury, wyszła poza kokon gorącego powietrza. Mimo że wiedziała, co się stanie, zadygotała. Zaraz też zaczęła się magicznie ogrzewać. Robiła tak za każdym razem, kiedy w zimie miała chodzić po świeżym powietrzu. Po prostu nienawidziła krępujących ruchy, grubych ubrań. To było przyczyną jej stosunkowo lekkiego ubioru. Równie dobrze mogłaby chodzić w krótkim rękawku... ale wtedy po dotarciu do celu byłaby półżywa z wyczerpania.
~ Ach te magiczne niuanse... ~ Paroma słowami wzmocniła zaklęcie, w którym wciąż znajdowała się Cath i dosiadła się do ogniska, już znacznie bardziej ożywiona, głównie dzięki obecności ognia.
- Jak nas znalazłeś? - zwróciła się do redaktora. Po chwili roześmiała się, gdy dotarła do niej bezsensowność tego pytania. Przecież sama zostawiła po sobie ślad, którego nawet najmniej zaznajomiony z tropicielstwem człowiek nie mógł przeoczyć. I do tego spaliła las w promieniu co najmniej kilkudziesięciu, jeśli nie więcej, metrów od pola bitwy.
~ Genialne pytanie... Za krótko spałam.
Catherinne_
Czuła się jakby przebiegła maraton. Wszystko ją bolało, a co najgorsze powieki ciążyły tak mocno, że nie była w stanie unieść ich ani o milimetr. Jakby z oddali dochodziły głosy Rołdż i Akayli. Oraz przyjemna woń pieczonego mięsa. Zaburczało jej w brzuchu. Ignorując sygnały, jakie dawało jej ciało, postanowiła się podnieść. Z niemałym wysiłkiem otworzyła oczy i widok, który się jej ukazał, potwierdził jej przypuszczenia. Jęknęła i podeszła ku towarzyszkom, które wyglądały okropnie. Zresztą całe ich otoczenie wyglądało jak pobojowisko z prawdziwego zdarzenia. Zaskoczona zauważyła siedzącego przy ogniu Cerro, który jak zwykle się wyróżniał, w nienagannych szatach z tym swoim tajemniczym, trochę mrocznym spojrzeniem.
- On nie żyje? - zapytała, chcąc się upewnić.
Akayla
- Kto nie żyje? Rykacz? - dopytała się, niezbyt pewna, czy Cath mówi o potworze, czy o Cerro.
Catherinne_
- Rykacz, rykacz - mruknęła, wyczuwając aluzję, ale nic sobie z niej nie robiąc.
Akayla
- Tak, martwy. Chyba... w sumie to nie bardzo wiem, co te... demony mu zrobiły. Nawet nie wiem, czy powinnam się cieszyć, że to widziałam... - Wskazała na ziejącą czernią rozpadlinę. - Kiedy rzuciłaś zaklęcie, jakaś energia spłynęła na Rołdż, a ona wywołała to coś, z tego wyszła banda duchów, demonów i innych potworów i zaciągnęła rykacza do środka... a co dalej nie wiem i nie chcę wiedzieć...
Wzdrygnęła się. Paskudny koniec, nawet jak dla takiej bestii.
Cerro
Rykacz? Demony?
Cerro nie miał najmniejszego pojęcia, co tutaj zaszło. Wiedział tylko jedno - ominęła go bitka (co było smutne), a trzy siedzące z nim przy ognisku kobiety poradziły sobie... z czymś dużym. To sprawiło, że zaczął całkiem poważnie się zastanawiać, KOGO Cath przyjmuje do redakcji i SKĄD wytrzasnęła niby zwyczajnych ludzi, potrafiących obrócić w popiół ładny kawał lasu.
~ Może ona tak naprawdę zbiera jakąś armię, żeby podbić Nocny Las? ~ pomyślał z ironią, patrząc na naczelną.
Odruchowo przeciągnął dwoma palcami po bliźnie na twarzy, a potem ostrożnie zdjął znad ognia upieczonego królika i zaczął dzielić go na porcje. Nie lubił magii ani spisków i wolał nie zastanawiać się zbyt długo nad żadną z tych rzeczy.
Akayla
Zauważyła ten gest, ale nic nie powiedziała. Z wdzięcznością przyjęła porcję z pieczeni z zająca i ze zdecydowanie zbyt wielką radością wgryzła się w mięso. W ogóle nie doprawione było może nie najlepsze w smaku, ale przynajmniej syciło jej dziki apetyt. Na szczęście miała dostatecznie dużo wstrzemięźliwości, by nie ubabrać się w kapiącym tłuszczu...
Rołdż
Rołdż ocknęła się. Znów zasnęła. Była bardzo wyczerpana. Siedziała ledwie przytomna i mało co do niej docierało. Przyjęła zająca i z satysfakcją jadła dobrze upieczone mięso. Dobrze, że postanowiła zapolować. Ale to było rano, czy wczoraj?
- Co dziś mamy? - zapytała ocierając usta.
Catherinne_
Cath powstrzymała wzdrygnięcie, na widok pieczonego mięsa z zabitego, niewinnego zwierzęcia. Normalnie nie wzięłaby czegoś takiego do ust, ale w tym momencie była tak głodna, że zjadłaby chyba wszystko. Użycie tak potężnej magii wyczerpało jej organizm, co jeszcze bardziej wzmogło u niej apetyt. Powoli przeżuwała mięso, uważnie obserwując swoje przyjaciółki i Cerro, który znowu jej się przyglądał. Nie miała pojęcia, o czym w tej chwili myślał, ale przeczucie mówiło jej, że nie było to nic pochlebnego.
Zerknęła z ukosa na Rołdż, która wyrwana z letargu również zaczęła powoli jeść.
Z lekkim wahaniem odpowiedziała na zadane pytanie:
- Chyba poniedziałek, ale głowy nie dam za to uciąć. Jak się czujecie? Gdyby któraś z was potrzebowała, mam maść przeciwbólową na zranienia. Z przyzwyczajenia zawsze ją ze sobą noszę.
Rołdż
Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo i mruknęła coś w stylu "biedny zajączek". Oczywiście uwaga była skierowana do konkretnej osoby. Nachyliła się, po czym mgła przesłoniła jej oczy. Długo wzdychała i ze świstem wypuszczała powietrze. Chwyciła się za brzuch i przymknęła nienaturalnie bladożółte oczy. W głowię dudniło jej, jakby tysiąc bębniarzy waliło w swoje instrumenty w tym samym czasie. Doszła do niej nie wyraźna odpowiedź Cath.
-Leki-jęknęła--na ból-westchnęła-wszystkiego.-skończyła wyczerpana. Ciało szybko reagowało na najmniejszy ruch, doprowadzając Rołdż do udręki. Chciała zapalić Czarnokwiat, ale ostatnie trzy skręty spaliły się w walce. One dobrze by na nią podziałały. Musi szybko iść w góry do Wiedźm.
Catherinne_
Cath podeszła do osłabionej Rołdż i szybko postawiła diagnozę - całkowite wyczerpanie organizmu i jeszcze coś... dopiero po chwili zrozumiała, że to głód narkotykowy, wywołany Czarnokwiatem. A raczej jego brakiem.
~ Nie pierwsza i nie ostatnia dała się opętać tej zwodniczej truciźnie ~ pomyślała sobie. Osobiście nigdy tego nie próbowała, stroniła bowiem od wszystkiego, co mogło uzależniać. Brzydziła się używkami wszelkiego rodzaju. Jednak świetnie potrafiła rozpoznawać ich skutki. Przypomniały się jej te dwa lata, kiedy pracowała w lecznicy wiedźm i spotykała się z najróżniejszymi schorzeniami, często również psychicznymi.
Westchnęła bezsilnie i wyciągnęła z kieszeni mały słoiczek z maścią. Jej gęsta konsystencja i charakterystyczny, niezbyt przyjemny zapach nie zachęcały do użycia, jednak było to jedno z najlepszych lekarstw w swoim rodzaju, o recepturze pilnie strzeżonej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Trochę niepewnie posmarowała czoło Rołdż, szyję dziewczyny, a później ramiona. Przez chwilę jej się przyglądała, po czym uznała, że taka dawka musi jej wystarczyć. Nie chciała przesadzić też w drugą stronę.
- Ma może ktoś odrobinę Czarnokwiatu? - zapytała z nadzieją, patrząc na Akaylę i Cerro. - Nie dla mnie, tylko dla niej. Obawiam się, że w tej chwili to jedyna rzecz, będąca w stanie całkowicie postawić ją na nogi - dodała szybko.
Rołdż
Rołdż poczuła przyjemny chłód na ciele, który stopniowo łagodził jej ból.
- Żadnej magii - szepnęła, kiedy lek zaczął rozchodzić się po jej organizmie. Nawet ból klatki piersiowej ustąpił. No, nie całkiem, ale mogła usiąść. Spojrzała na Cath. Badawczo ją obserwowała, jakby... była jakimś psychopatą. A chyba nie była. Skinęła do niej głową, w geście podziękowania.
Akayla
- Nie mam - odpowiedziała, gdy już się rozprawiła z zającem. Po chwili zastanowienia dodała. - Ale mogę pozbawić ją przytomności na czas potrzebny na dotarcie do wiedźm. - Wzruszyła ramionami, tę kwestię pozostawiając do rozstrzygnięcia pozostałym. - Cath, zdaje się, że przed tym wszystkim chciałaś ze mną rozmawiać na osobności... wybacz, zamyśliłam się wtedy. Jeśli chcesz, to możemy teraz...
Catherinne_
Przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć, jednak w końcu zdecydowała:
-Tak, lepiej byłoby, abyś pozbawiła ją przytomności. Jej organizm szybciej by się regenerował i nie czułaby bólu. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną do wiedźm. Pewnie po drodze zdążyłybyśmy porozmawiać - zaproponowała.
Rołdż
Rołdż drgnęła.
- Oszalałyście?! Dajcie mi piwa Elfów i idę z wami do Wiedźm! - krzyknęła zbulwersowana. Oczywiście szybko pożałowała swojej decyzji. Ból w klatce piersiowej nasilił się. Całą swoją siłą woli powstrzymała się, aby nie pokazać grymasu na twarzy. W końcu kłucie ustało i Rołdż mogła wyglądać bardziej przekonująco.
Akayla
- Nic nie mogę zrobić wbrew jej woli - powiedziała z lekkim uśmiechem. Ale argumenty podane przez Cath były jak najbardziej słuszne, zaczęła więc perswadować. - Rołdż, nie udawaj, że nie boli. Doskonale wiem, że masz połamane żebra i masę siniaków. A do tego głód po narkotyku, którego nie mamy. Będzie lepiej dla ciebie, jeśli dostarczymy cię do wiedźm nieprzytomną i bardziej wypoczętą, a nie przytomną, ale półżywą z bólu i zmęczenia. - Oczywiście pominęła fakt, że jeśli nadzieją się po drodze na jakąś bestię, to będą miały poważne kłopoty... ale to szczegół.
Rołdż
Rołdz oburzyła się na poważnie. Wstała i zaczęła iść w stronę gór. Przez zaciśnięte zęby wycedziła:
- Nie jestem na głodzie.
Po tych słowach odwróciła się i zniknęła w lesie. Wiedząc, że zaczną ją gonić z trudem wlazła na jedno z drzew.
Akayla
Rołdż znikła. Akayla wywróciła oczami.
- Nie ma dobrego rozwiązania tej sytuacji...
Skupiła się na otoczeniu i rzekach energii krążących wokół niej. Czuła, że wszystko dookoła drży, przesycone mocą życiową. Wszystko, nawet lodowate powietrze. Gdy otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła, świeciły się one na czerwono, jakby były z ognia. Teraz wszystko widziała błyszczące, bardziej lub mniej jasne, a przy tym wszystkim w niejednolitym kolorze - inaczej widziała buchający ciepłem ogień, inaczej siedzącego obok Cerro, a jeszcze inaczej drzewa, których energia była uśpiona. Gdy dokładnie przyjrzała się koronom drzew, dostrzegła ciepło emanujące z iglastej korony jednego z nich.
~ Ha, mam cię.
- Rołdż, widzę cię. Nie uciekaj, chcemy ci tylko pomóc.
Rołdż
Rołdż sklęła pod nosem. Zeszła, a raczej spadła z drzewa. Zaplątała się w jedną z gałęzi i z łomotem trzasnęła w ziemię.
~ Może i mają racje? Nie, nie! Nie jestem uzależniona! ~ myślała, skołowana. Wiedziała jedno. Dojdzie do tych cholernych Wiedźm choćby miało kosztować ją to życie! I to bez żadnej pomocy. Sama, sama, sama! Zawsze sobie radziła w pojedynkę. Nie mogła jednak przyznać, że jest w dobrej formie. Nie okłamałaby siebie. Podeszła do towarzyszy na bezpieczną odległość, z miną męczennika.
- Żadnej magii, nałogów i uśpień! - warknęła. Machnęła na nich ręką.
- Ruszcie się. Nie chcę spędzać tu jeszcze jednej nocy.
Akayla
- Co ty taka antymagiczna? No, ale dobrze. Nie, to nie. - Przywróciła sobie normalny wzrok i popatrzyła na Cath. - Idziemy?
Rołdż
Chciała powiedzieć, że się nią brzydzi. Ugryzła się jednak w język. W końcu dzięki magii jeszcze żyła. Przestępowała z nogi na nogę. Coraz bardziej się niecierpliwiła. A z nieba zaczęły padać płatki białego puchu...
Cerro
~ Ileż można roztrząsać jedną kwestię? Idziemy? Nie idziemy? ~ myślał Cerro, po raz pierwszy od dawna szczerze rozbawiony. Chowanie się na drzewach, kłótnie o leczenie zaklęciami i przede wszystkim narkotykowy głód Rołdż... ~Czyste wariactwo.
Osobiście nic nie miał przeciwko temu, żeby posiedzieć jeszcze jakiś czas przy dogasającym ognisku, ale miał nadzieję, że jego towarzyszki zdecydują się szybko. Nie byłoby mądrze pozostać w miejscu takim jak to po zmroku, a zachód słońca zbliżał się przecież z każdą chwilą.
Catherinne_
- Jasne. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej tam dotrzemy - powiedziała, po czym mijając Rołdż i Akaylę, poprowadziła je we właściwym kierunku.
~ Dlaczego Rołdż tak boi się magii? Skąd ma kontakty z wiedźmami? Co chodzi po głowie Cerro? ~ To były tylko niektóre z pytań, które pojawiły jej się w głowie i nie chciały dać spokój. Jednak w tej chwili musiała się skupić na prowadzeniu do siedziby. Dla pewności dotknęła zawieszki naszyjnika, który wskazał jej najszybszą, możliwą drogę. Śnieg padał coraz mocniej, a zimny wiatr hulał pomiędzy gałęziami drzew.
~ To będzie długa droga ~ pomyślała sobie i rzuciła na siebie czar ogrzewający. To samo zaproponowałaby Rołdż, ale domyślała się jej reakcji i tylko rzuciła jej oceniające spojrzenie. Nie była pewna, czy dojdzie tam o własnych siłach.
~ Skoro się uparła cierpieć, to niech cierpi. A nasza rozmowa z Akaylą znowu musi poczekać.
Akayla
Dogoniła Cath i od czasu do czasu miotając kule ogniste oczyszczała im drogę.
- Z tego, co pamiętam, zaklęcie, które uniemożliwiało podsłuchanie rozmowy dwóch osób znajdujących się w większej grupie, brzmiało Rean'er Vas... - Drobne zaklęcie, nie powinno być wyczerpujące nawet dla nieprzeszkolonego maga, ale przez wzgląd na charakter własnych umiejętności Akayla nie była wstanie go rzucić.
Rołdż
Rołdż prąc w zaparte do przodu, co jakiś czas krzywiła się znacznie. Jednak szybko przybierała normalną minę, aby nie oceniali jej jako stratną. Czemu nie chciała sobie pomóc? Z magią doszłaby tam raz dwa i to bez żadnego skrzywienia, czy powiewu zimna! Nie, nie i jeszcze raz nie. Walka magią z rykaczem była konieczna. Inaczej by nie dały rady. Ale teraz... nie! Żadnej magii na jej warcie. Potknęła się, ale w porę wyprostowała. Rozejrzała się nerwowo, czy aby ktoś ją widział. Przeklęła pod nosem, kiedy zorientowała, że idzie pośrodku i bardziej z boku niż inni. Mogli ją zobaczyć. Ale przecież jest zawieja śnieżna. Może nie zwrócili uwagi? Coraz bardziej zbliżali się do majestatycznych i niebezpiecznych gór. Cath szła pewnie, ani na moment się nie zawahała. Mimo narastającego bólu Rołdż dała radę się uśmiechnąć. Maść Cath, owszem pomogła. Na uporczywy ból głowy i wzrok, który jakimś cudem zaczął jej szwankować. Nie widziała już tak wyraźnie i daleko. Słuch właściwie też jej się pogarszał. Musi wypalić Czarnokwiata. Musi.
Catherinne_
Kątem oka obserwowała pogarszający się stan Rołdż. W końcu nie wytrzymała, podeszła do niej i popartrzyła groźnym wzrokiem.
- Skoro nie zależy ci na własnym zdrowiu, zrób to do cholery dla mnie. Nie mogę patrzeć, jak wykańczasz się na moich oczach!
Akayla
Zatrzymała i wyczekująco popatrzyła na towarzyszki. Nie mogła powstrzymać podziwu dla uporu i odporności Rołdż. Zaiste, twarda kobieta. W Akayli zaczęła kiełkować sympatia, która z czasem mogła się przerodzić w przyjaźń, tym silniejszą, że zrodzoną w ogniu walki.
Rołdż
Dziewczyna drgnęła widząc twarz Cath tuż przy swojej. Spokojnie odsunęła się i stanowczo oświadczyła:
- Nie.
Jedno słowo. Przepełnione tyloma emocjami targającymi Rołdż. Nie i koniec. Choćby miała iść na kolanach.
Catherinne_
Cath nie mogła się nadziwić sile charakteru koleżanki. Podziwiała ją. Sama nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Walczyła ze sobą, aby nie nakrzyczeć na Rołdż.
~ To jej życie. Jak później będzie miała jakiekolwiek pretensje to tylko do siebie, a nie do mnie
- Niech ci będzie - westchnęła.
Powoli zbliżały się do wieży. Miała nadzieję, że dotrą na czas. Jeśli nie... będzie nieciekawie.
Część druga
Akayla
Potwór znieruchomiał, Rołdż leżała jak zabita na śniegu omotana jakimś czarem, Cath znów straciła przytomność, a Akayla siedziała w wodnej bańce. Zaczęła rzucać zaklęcie, przeplatając je krasnoludzkimi przekleństwami. Wreszcie wokół niej pojawiła się kula płomieni. Eksplozja rozprzestrzeniała się we wszystkich kierunkach i zmiotła bańkę, tak jakby nie był to wytwór magii niezwykle potężnej bestii. Niestety wybuch spopielił też gałąź na której stała. Akayla poleciała na ziemię, gdzie wylądowała z głuchym łoskotem. Zaraz jednak wstała, podrapana, w poszarpanym ubraniu i uniosła ręce do góry. Drzewa dookoła płonęły, a liżący je ogień usłuchał jej wezwania. Nie bawiąc się w pokazy pirotechniczne, zmusiła płomienie do urośnięcia, pociągnęła je ku sobie. Otoczyły ją jak węże, a potem wystrzeliły w kierunku potwora, zalewając go całego, topiąc śnieg po drodze i zasypując całą okolicę snopami iskier. Rykacz stanął w ogniu, podobnie jak większość okolicznych drzew i trawa pod śniegiem, które Akayla teraz starała się siłą woli ugasić.
Rołdż
Potwór zawył z bólu. To było jak zbawienie dla Rołdż. Nagle cierpienie ustało i mogła otworzyć oczy. Usiadła na zimnej i twardej ziemi, a śnieg wokół niej zamieniał się w błoto. Nadal mając mroczki przed oczyma, ręką odszukała łuk. Obolałą ręką napięła cięciwę i, polegając jedynie na węchu i słuchu, oddała strzał. Chyba celny, bo usłyszała jak grot wbija się w ciało stwora. Tak, tak. Usłyszała. Nagle poczuła to samo ciepło, co wcześniej. Nim płomienne jęzory dotarły do niej, zaczęły się cofać. Akayla ogień miała opanowany do perfekcji. To trzeba było przyznać. Resztkami sił wstała i szerokim łukiem ominęła bestię. Mimo, że płomienie nie trawiły ciała rykacza, to i tak odczuwał ogromny ból. Jednak to nie wystarczyło do zabicia go.
W końcu Rołż doczołgała się do Akayli
- Rescue vrål. Spróbuj. Dasz radę - wyszeptała, po czym chwyciła elfkę za nogę.
Rołdż przekazała siłę z pierścienia Akayli. Miała nadzieję, że to wystarczy, aby ta mogła rzucić na nią potężne zaklęcie. Gdyby jednak okazała się za słaba, Rołdż po cichu liczyła, że Akayla zorientuje się i spróbuje przekazać całą moc omdlałej Cath.
Akayla
Drzewa zgasły, a Rołdż chwyciła ją za nogę. W jej ciało wlała się magiczna siła. Akayla wzięła głęboki wdech i podjęła próbę wypowiedzenia inkantacji.
- Rescue vrål. - Nasyciła te dwa słowa mocą, która przed chwilą wlała się w jej ciało.
Miała nadzieję, że to zadziała.
Nie zadziałało. Pokręciła głową z rezygnacją. Może użyła za mało mocy? Zdecydowała się przelać tę siłę w leżącą nieopodal Cath.
Catherinne_
~ Nie tylko nie to! Ile razy można mdleć?
Rozejrzała się dokoła, przyglądając się pobojowisku. Bestia nadal żyła. Zirytowana do granic możliwości Cath skumulowała całą moc magiczną, jaką dysponowała i krzyknęła:
- Rescue vrål!
Rołdż
Do uszu Rołdż doszły słowa Cath. W tej samej chwili, w której dźwięk zaklęcia zabrzmiał w powietrzu, potwór wstał, skumulował całą swoją energię i rzucił się na Rołdż. Jednak ta została uniesiona w powietrze przez niewidzialną siłę. Jej oczy lśnił intensywniej niż zawsze, a blada cera stała się prawie przeźroczysta. Potencjalni obserwatorzy mogliby pomyśleć, że raczej umiera, a nie nabiera sił. Rykacz szerzej otworzył ślepia. Jeżeli nic nie zrobi, będzie pierwszym, który zginie.
Rołdż, napełniona pradawną siłą, dotknęła ziemi. Spod łap rykacza zaczął usuwać się grunt. Bestia miotała się przeraźliwie. Z czeluści zaczęły wychodzić okropne cienie. To mała dziewczynka z nożem z brzuchu, to młody wisielec. Jako ostatnie wyszły dwa małe demony. Mimo, że dla innych były to tylko słabe zarysy kontur, to Rołdż widziała każdy ich szczegół. Demony o szkaradnych twarzach uśmiechnęły się do trzech kobiet i skinęły głowami. Ich długie, czarne kudły owinęły rykacza, który z przerażeniem w oczach próbował zrzucić z siebie setki malutkich cieni. Rołdż mrugnęła, a demony zaczęły wlec bestię do czeluści. Nagle grzmoty ucichły, a wiatr nie był już taki porywisty i gorący. Nastała cisza. Przerażająca cisza. Rołdż upadła na ziemię, plując krwią.
- Koniec - wymamrotała, nieobecna duchem. Z uśmiechem na ustach zamknęła powieki.
Akayla
Akayla podeszła do Roldż i przyklękła. Szepcząc proste uzdrawiające zaklęcia, przelała w Rołdż energię pozostałą w kikutach spalonych drzew. Pobojowisko wyglądało okropnie.
Rołdż
Rołdż ciężko dysząc usiłowała wstać. Zachwiała się, aż musiała przytrzymać się czarodziejki. Dopiero teraz poczuła pęknięte żebra, przypaloną skórę, siniaki na całym ciele i olbrzymią ranę na biodrze. Nieludzkie zmęczenie owładnęło jej ciałem.
- Nie, nie lecz! Chcę dojść do siebie za pomocą jedynie maści i leków. Mam dość magii. - Zaśmiała się, siadając na mokrej ziemi.
Akayla
-Proszę bardzo. Ale może jednak postaram się zapobiec przeziębieniu? - zapytała, wzrokiem taksując wilgotną, zimną ziemię, która powoli zaczynała zamarzać.
Rołdż
Pokazała dziewczynie język.
- Po prostu zanieś mnie do mojego domu - powiedziała, po czym zemdlała z wyczerpania.
Akayla
- A myślisz, że ja nie jestem zmęczona? - mruknęła z rozdrażnieniem.
Używając magii ogrzała kawałek ziemi dla siebie, Rołdż i Cath. Potrzebowała chwili, by zebrać siły, po czym przerzuciła sobie nieprzytomną kobietę przez ramię i doniosła do nagrzanego fragmentu gleby. Usiadła obok nieprzytomnych towarzyszek i wytworzyła wokół nich kokon z gorącego powietrza. Jako źródło energii podtrzymującej zaklęcie ustaliła kilka pobliskich, niemal do szczętu spopielonych drzew. Miała nadzieję, że to wystarczy na te dwie godziny, które zamierzała przespać...
Rołdż
Rołdż ocknęła się. Myślała, że jej ciałem wstrząśnie fala zimna. Jednak tak nie było. Przetarła oczy.
~ Mój dom to nie jest ~ przeleciało jej przez myśl. Jednak było równie ciepło, jakby znajdowała się w chacie. Nawet może cieplej. Wsparła się na łokciu, natychmiast pęknięte żebra zmusiły ją, by położyła się na ziemi. Zauważyła śpiącą Akaylę i... nieprzytomną Cath? Możliwe, zaklęcie musiało wyssać z niej całą energię. Uśmiechnęła się do śpiącego maga ognia. Ta dziewczyna ją uratowała. Nie znały się w ogóle, a ta bez wahania ruszyła jej na ratunek. Nagle poczuła dławiącą gulę w gardle. Pierwszy raz od tak dawna, zapłonęła do kogoś uczuciem. Rołdż pomyślała, że właśnie dla tego maga skłonna byłaby zginąć. Cath owszem, również był jej bliska. A po tym wszystkim jeszcze bardziej. Jednak znała ją już długo. A sympatia, która zakiełkowała tak nagle... była dziwna i kryło się za nią coś więcej. Przez chwilę myślała, że to właśnie Akayla jest jej siostrą z pierwszego związku taty. Ale to chyba niemożliwe. Ogarnęła ją ciemność. Znów zemdlała.
Cerro
Poszły sobie.
W zasadzie on też nie miał już nic do roboty. Odłożył pióro, chcąc swoim zwyczajem odczekać dzień czy dwa, zanim poprawi artykuł. To było głupie... ale ta praca sprawiała mu ogromną przyjemność. Nawet nie chciał przyznać, jak wielką.
Podniósł porzuconego przez Rołdż królika, zawahał się. Narzucił na ramiona płaszcz i wyszedł przed chatę, żeby tam oskórować zwierzynę.
Widział wyrytą w śniegu, szeroką ścieżkę, jakby ktoś ruszył przed siebie, odgarniając śnieg łopatą.
~ Ciekawe ~ uznał. Przesunął palcami po bliźnie na twarzy, a później przytroczył królika do paska i ruszył po śladach. Zaczął nucić pod nosem.
Szedł tak dość długo - zdążył zaśpiewać cztery całkiem długie piosenki - kiedy jego oczom ukazało się... pole bitwy. Nie miał na to innego określenia. Spalone drzewa, stopiony śnieg, spod którego wyzierała czarna trawa. Jak po przejściu stada wściekłych smoków. Ziemię przecinała długa rozpadlina.
Melodia zamarła Cerro na wargach. Przez kilka sekund tylko stał i mrugał, patrząc na trzy kobiety, śpiące albo nieprzytomne w kokonie drgającego z gorąca powietrza.
Wreszcie poruszył się. Poszedł znaleźć wśród kikutów drzew trochę drewna, które jeszcze się do czegoś nadawało. Ułożył z niego ogniskowy stosik, który rozpalił, stukając nożem o resztkę noszonego w kieszeni krzemyka (podstawowa zasada Człowieka Z Północy - zawsze mieć coś, co pozwala się ogrzać), usiadł w kucki na ziemi i zaczął skórować królika.
Rołdż
Rołdż mdlała i budziła się na przemian. Nie wiedziała, ile to trwało, ale chyba dość długo. Do jej nozdrzy doszedł ostry, nieprzyjemny zapach. Zwymiotowała. Znowu... Zaczęło burczeć jej w brzuchu i głód zrobił się nieznośny. Legła na ziemi i łapczywie wciągała powietrze. Chyba już nie straci przytomności.
Ostrożnie podniosła się. Poczuła ukłucie w klatce piersiowej, jednak zacisnęła wargi i wstała do końca. Przyjemne ciepło buchało z każdej strony. Powoli zaczęła się odwracać. Nagle spostrzegła coś dziwnego. Przecież to Cerro siedział i skubał zająca. Jej zająca! Ostrożnie wyciągnęła rękę przed siebie. Gorące powietrze nic jej nie robiło. Postąpiła krok naprzód i jeszcze jeden...
- A co ty robisz? - zapytała dość nieuprzejmie. Zmarszczyła brew. Naraz zrobiło jej się niesamowicie zimno. Przysiadła obok Cerro i wyciągnęła dłonie nad wesoło tańczący płomień.
- Porządna sztuka co nie? - Świat wokół nich wygląda jakby przeszła fala zniszczenia, a ona mówi o zającu. Cała ona...
Cerro
Cerro skinął głową. Skończył oprawiać zająca, nabił go na patyk i zaczął obracać nad ogniem czekając, aż mięso się upiecze.
Akayla
Gdy się przebudziła, poczuła lekki chłód. Zaklęcie przestawało działać. Najwyraźniej spała dłużej, niż zamierzała. Wstała, mroczki latały jej przed oczyma. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem rzucała tyle tak silnych zaklęć w tak krótkim czasie. Przez chwilę masowała skronie, czekając, aż wrócą jej zmysły. Po chwili mogła się już rozejrzeć. Cath wciąż była nieprzytomna, za to poza obszarem działania zaklęcia, przy ognisku, siedzieli Rołdż i ten redaktor od noża. Piekli zająca. Dopiero teraz Akayla w pełni zdała sobie sprawę z tego, jaka jest głodna. W duchu przygotowując się na gwałtowną zmianę temperatury, wyszła poza kokon gorącego powietrza. Mimo że wiedziała, co się stanie, zadygotała. Zaraz też zaczęła się magicznie ogrzewać. Robiła tak za każdym razem, kiedy w zimie miała chodzić po świeżym powietrzu. Po prostu nienawidziła krępujących ruchy, grubych ubrań. To było przyczyną jej stosunkowo lekkiego ubioru. Równie dobrze mogłaby chodzić w krótkim rękawku... ale wtedy po dotarciu do celu byłaby półżywa z wyczerpania.
~ Ach te magiczne niuanse... ~ Paroma słowami wzmocniła zaklęcie, w którym wciąż znajdowała się Cath i dosiadła się do ogniska, już znacznie bardziej ożywiona, głównie dzięki obecności ognia.
- Jak nas znalazłeś? - zwróciła się do redaktora. Po chwili roześmiała się, gdy dotarła do niej bezsensowność tego pytania. Przecież sama zostawiła po sobie ślad, którego nawet najmniej zaznajomiony z tropicielstwem człowiek nie mógł przeoczyć. I do tego spaliła las w promieniu co najmniej kilkudziesięciu, jeśli nie więcej, metrów od pola bitwy.
~ Genialne pytanie... Za krótko spałam.
Catherinne_
Czuła się jakby przebiegła maraton. Wszystko ją bolało, a co najgorsze powieki ciążyły tak mocno, że nie była w stanie unieść ich ani o milimetr. Jakby z oddali dochodziły głosy Rołdż i Akayli. Oraz przyjemna woń pieczonego mięsa. Zaburczało jej w brzuchu. Ignorując sygnały, jakie dawało jej ciało, postanowiła się podnieść. Z niemałym wysiłkiem otworzyła oczy i widok, który się jej ukazał, potwierdził jej przypuszczenia. Jęknęła i podeszła ku towarzyszkom, które wyglądały okropnie. Zresztą całe ich otoczenie wyglądało jak pobojowisko z prawdziwego zdarzenia. Zaskoczona zauważyła siedzącego przy ogniu Cerro, który jak zwykle się wyróżniał, w nienagannych szatach z tym swoim tajemniczym, trochę mrocznym spojrzeniem.
- On nie żyje? - zapytała, chcąc się upewnić.
Akayla
- Kto nie żyje? Rykacz? - dopytała się, niezbyt pewna, czy Cath mówi o potworze, czy o Cerro.
Catherinne_
- Rykacz, rykacz - mruknęła, wyczuwając aluzję, ale nic sobie z niej nie robiąc.
Akayla
- Tak, martwy. Chyba... w sumie to nie bardzo wiem, co te... demony mu zrobiły. Nawet nie wiem, czy powinnam się cieszyć, że to widziałam... - Wskazała na ziejącą czernią rozpadlinę. - Kiedy rzuciłaś zaklęcie, jakaś energia spłynęła na Rołdż, a ona wywołała to coś, z tego wyszła banda duchów, demonów i innych potworów i zaciągnęła rykacza do środka... a co dalej nie wiem i nie chcę wiedzieć...
Wzdrygnęła się. Paskudny koniec, nawet jak dla takiej bestii.
Cerro
Rykacz? Demony?
Cerro nie miał najmniejszego pojęcia, co tutaj zaszło. Wiedział tylko jedno - ominęła go bitka (co było smutne), a trzy siedzące z nim przy ognisku kobiety poradziły sobie... z czymś dużym. To sprawiło, że zaczął całkiem poważnie się zastanawiać, KOGO Cath przyjmuje do redakcji i SKĄD wytrzasnęła niby zwyczajnych ludzi, potrafiących obrócić w popiół ładny kawał lasu.
~ Może ona tak naprawdę zbiera jakąś armię, żeby podbić Nocny Las? ~ pomyślał z ironią, patrząc na naczelną.
Odruchowo przeciągnął dwoma palcami po bliźnie na twarzy, a potem ostrożnie zdjął znad ognia upieczonego królika i zaczął dzielić go na porcje. Nie lubił magii ani spisków i wolał nie zastanawiać się zbyt długo nad żadną z tych rzeczy.
Akayla
Zauważyła ten gest, ale nic nie powiedziała. Z wdzięcznością przyjęła porcję z pieczeni z zająca i ze zdecydowanie zbyt wielką radością wgryzła się w mięso. W ogóle nie doprawione było może nie najlepsze w smaku, ale przynajmniej syciło jej dziki apetyt. Na szczęście miała dostatecznie dużo wstrzemięźliwości, by nie ubabrać się w kapiącym tłuszczu...
Rołdż
Rołdż ocknęła się. Znów zasnęła. Była bardzo wyczerpana. Siedziała ledwie przytomna i mało co do niej docierało. Przyjęła zająca i z satysfakcją jadła dobrze upieczone mięso. Dobrze, że postanowiła zapolować. Ale to było rano, czy wczoraj?
- Co dziś mamy? - zapytała ocierając usta.
Catherinne_
Cath powstrzymała wzdrygnięcie, na widok pieczonego mięsa z zabitego, niewinnego zwierzęcia. Normalnie nie wzięłaby czegoś takiego do ust, ale w tym momencie była tak głodna, że zjadłaby chyba wszystko. Użycie tak potężnej magii wyczerpało jej organizm, co jeszcze bardziej wzmogło u niej apetyt. Powoli przeżuwała mięso, uważnie obserwując swoje przyjaciółki i Cerro, który znowu jej się przyglądał. Nie miała pojęcia, o czym w tej chwili myślał, ale przeczucie mówiło jej, że nie było to nic pochlebnego.
Zerknęła z ukosa na Rołdż, która wyrwana z letargu również zaczęła powoli jeść.
Z lekkim wahaniem odpowiedziała na zadane pytanie:
- Chyba poniedziałek, ale głowy nie dam za to uciąć. Jak się czujecie? Gdyby któraś z was potrzebowała, mam maść przeciwbólową na zranienia. Z przyzwyczajenia zawsze ją ze sobą noszę.
Rołdż
Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo i mruknęła coś w stylu "biedny zajączek". Oczywiście uwaga była skierowana do konkretnej osoby. Nachyliła się, po czym mgła przesłoniła jej oczy. Długo wzdychała i ze świstem wypuszczała powietrze. Chwyciła się za brzuch i przymknęła nienaturalnie bladożółte oczy. W głowię dudniło jej, jakby tysiąc bębniarzy waliło w swoje instrumenty w tym samym czasie. Doszła do niej nie wyraźna odpowiedź Cath.
-Leki-jęknęła--na ból-westchnęła-wszystkiego.-skończyła wyczerpana. Ciało szybko reagowało na najmniejszy ruch, doprowadzając Rołdż do udręki. Chciała zapalić Czarnokwiat, ale ostatnie trzy skręty spaliły się w walce. One dobrze by na nią podziałały. Musi szybko iść w góry do Wiedźm.
Catherinne_
Cath podeszła do osłabionej Rołdż i szybko postawiła diagnozę - całkowite wyczerpanie organizmu i jeszcze coś... dopiero po chwili zrozumiała, że to głód narkotykowy, wywołany Czarnokwiatem. A raczej jego brakiem.
~ Nie pierwsza i nie ostatnia dała się opętać tej zwodniczej truciźnie ~ pomyślała sobie. Osobiście nigdy tego nie próbowała, stroniła bowiem od wszystkiego, co mogło uzależniać. Brzydziła się używkami wszelkiego rodzaju. Jednak świetnie potrafiła rozpoznawać ich skutki. Przypomniały się jej te dwa lata, kiedy pracowała w lecznicy wiedźm i spotykała się z najróżniejszymi schorzeniami, często również psychicznymi.
Westchnęła bezsilnie i wyciągnęła z kieszeni mały słoiczek z maścią. Jej gęsta konsystencja i charakterystyczny, niezbyt przyjemny zapach nie zachęcały do użycia, jednak było to jedno z najlepszych lekarstw w swoim rodzaju, o recepturze pilnie strzeżonej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Trochę niepewnie posmarowała czoło Rołdż, szyję dziewczyny, a później ramiona. Przez chwilę jej się przyglądała, po czym uznała, że taka dawka musi jej wystarczyć. Nie chciała przesadzić też w drugą stronę.
- Ma może ktoś odrobinę Czarnokwiatu? - zapytała z nadzieją, patrząc na Akaylę i Cerro. - Nie dla mnie, tylko dla niej. Obawiam się, że w tej chwili to jedyna rzecz, będąca w stanie całkowicie postawić ją na nogi - dodała szybko.
Rołdż
Rołdż poczuła przyjemny chłód na ciele, który stopniowo łagodził jej ból.
- Żadnej magii - szepnęła, kiedy lek zaczął rozchodzić się po jej organizmie. Nawet ból klatki piersiowej ustąpił. No, nie całkiem, ale mogła usiąść. Spojrzała na Cath. Badawczo ją obserwowała, jakby... była jakimś psychopatą. A chyba nie była. Skinęła do niej głową, w geście podziękowania.
Akayla
- Nie mam - odpowiedziała, gdy już się rozprawiła z zającem. Po chwili zastanowienia dodała. - Ale mogę pozbawić ją przytomności na czas potrzebny na dotarcie do wiedźm. - Wzruszyła ramionami, tę kwestię pozostawiając do rozstrzygnięcia pozostałym. - Cath, zdaje się, że przed tym wszystkim chciałaś ze mną rozmawiać na osobności... wybacz, zamyśliłam się wtedy. Jeśli chcesz, to możemy teraz...
Catherinne_
Przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć, jednak w końcu zdecydowała:
-Tak, lepiej byłoby, abyś pozbawiła ją przytomności. Jej organizm szybciej by się regenerował i nie czułaby bólu. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną do wiedźm. Pewnie po drodze zdążyłybyśmy porozmawiać - zaproponowała.
Rołdż
Rołdż drgnęła.
- Oszalałyście?! Dajcie mi piwa Elfów i idę z wami do Wiedźm! - krzyknęła zbulwersowana. Oczywiście szybko pożałowała swojej decyzji. Ból w klatce piersiowej nasilił się. Całą swoją siłą woli powstrzymała się, aby nie pokazać grymasu na twarzy. W końcu kłucie ustało i Rołdż mogła wyglądać bardziej przekonująco.
Akayla
- Nic nie mogę zrobić wbrew jej woli - powiedziała z lekkim uśmiechem. Ale argumenty podane przez Cath były jak najbardziej słuszne, zaczęła więc perswadować. - Rołdż, nie udawaj, że nie boli. Doskonale wiem, że masz połamane żebra i masę siniaków. A do tego głód po narkotyku, którego nie mamy. Będzie lepiej dla ciebie, jeśli dostarczymy cię do wiedźm nieprzytomną i bardziej wypoczętą, a nie przytomną, ale półżywą z bólu i zmęczenia. - Oczywiście pominęła fakt, że jeśli nadzieją się po drodze na jakąś bestię, to będą miały poważne kłopoty... ale to szczegół.
Rołdż
Rołdz oburzyła się na poważnie. Wstała i zaczęła iść w stronę gór. Przez zaciśnięte zęby wycedziła:
- Nie jestem na głodzie.
Po tych słowach odwróciła się i zniknęła w lesie. Wiedząc, że zaczną ją gonić z trudem wlazła na jedno z drzew.
Akayla
Rołdż znikła. Akayla wywróciła oczami.
- Nie ma dobrego rozwiązania tej sytuacji...
Skupiła się na otoczeniu i rzekach energii krążących wokół niej. Czuła, że wszystko dookoła drży, przesycone mocą życiową. Wszystko, nawet lodowate powietrze. Gdy otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła, świeciły się one na czerwono, jakby były z ognia. Teraz wszystko widziała błyszczące, bardziej lub mniej jasne, a przy tym wszystkim w niejednolitym kolorze - inaczej widziała buchający ciepłem ogień, inaczej siedzącego obok Cerro, a jeszcze inaczej drzewa, których energia była uśpiona. Gdy dokładnie przyjrzała się koronom drzew, dostrzegła ciepło emanujące z iglastej korony jednego z nich.
~ Ha, mam cię.
- Rołdż, widzę cię. Nie uciekaj, chcemy ci tylko pomóc.
Rołdż
Rołdż sklęła pod nosem. Zeszła, a raczej spadła z drzewa. Zaplątała się w jedną z gałęzi i z łomotem trzasnęła w ziemię.
~ Może i mają racje? Nie, nie! Nie jestem uzależniona! ~ myślała, skołowana. Wiedziała jedno. Dojdzie do tych cholernych Wiedźm choćby miało kosztować ją to życie! I to bez żadnej pomocy. Sama, sama, sama! Zawsze sobie radziła w pojedynkę. Nie mogła jednak przyznać, że jest w dobrej formie. Nie okłamałaby siebie. Podeszła do towarzyszy na bezpieczną odległość, z miną męczennika.
- Żadnej magii, nałogów i uśpień! - warknęła. Machnęła na nich ręką.
- Ruszcie się. Nie chcę spędzać tu jeszcze jednej nocy.
Akayla
- Co ty taka antymagiczna? No, ale dobrze. Nie, to nie. - Przywróciła sobie normalny wzrok i popatrzyła na Cath. - Idziemy?
Rołdż
Chciała powiedzieć, że się nią brzydzi. Ugryzła się jednak w język. W końcu dzięki magii jeszcze żyła. Przestępowała z nogi na nogę. Coraz bardziej się niecierpliwiła. A z nieba zaczęły padać płatki białego puchu...
Cerro
~ Ileż można roztrząsać jedną kwestię? Idziemy? Nie idziemy? ~ myślał Cerro, po raz pierwszy od dawna szczerze rozbawiony. Chowanie się na drzewach, kłótnie o leczenie zaklęciami i przede wszystkim narkotykowy głód Rołdż... ~Czyste wariactwo.
Osobiście nic nie miał przeciwko temu, żeby posiedzieć jeszcze jakiś czas przy dogasającym ognisku, ale miał nadzieję, że jego towarzyszki zdecydują się szybko. Nie byłoby mądrze pozostać w miejscu takim jak to po zmroku, a zachód słońca zbliżał się przecież z każdą chwilą.
Catherinne_
- Jasne. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej tam dotrzemy - powiedziała, po czym mijając Rołdż i Akaylę, poprowadziła je we właściwym kierunku.
~ Dlaczego Rołdż tak boi się magii? Skąd ma kontakty z wiedźmami? Co chodzi po głowie Cerro? ~ To były tylko niektóre z pytań, które pojawiły jej się w głowie i nie chciały dać spokój. Jednak w tej chwili musiała się skupić na prowadzeniu do siedziby. Dla pewności dotknęła zawieszki naszyjnika, który wskazał jej najszybszą, możliwą drogę. Śnieg padał coraz mocniej, a zimny wiatr hulał pomiędzy gałęziami drzew.
~ To będzie długa droga ~ pomyślała sobie i rzuciła na siebie czar ogrzewający. To samo zaproponowałaby Rołdż, ale domyślała się jej reakcji i tylko rzuciła jej oceniające spojrzenie. Nie była pewna, czy dojdzie tam o własnych siłach.
~ Skoro się uparła cierpieć, to niech cierpi. A nasza rozmowa z Akaylą znowu musi poczekać.
Akayla
Dogoniła Cath i od czasu do czasu miotając kule ogniste oczyszczała im drogę.
- Z tego, co pamiętam, zaklęcie, które uniemożliwiało podsłuchanie rozmowy dwóch osób znajdujących się w większej grupie, brzmiało Rean'er Vas... - Drobne zaklęcie, nie powinno być wyczerpujące nawet dla nieprzeszkolonego maga, ale przez wzgląd na charakter własnych umiejętności Akayla nie była wstanie go rzucić.
Rołdż
Rołdż prąc w zaparte do przodu, co jakiś czas krzywiła się znacznie. Jednak szybko przybierała normalną minę, aby nie oceniali jej jako stratną. Czemu nie chciała sobie pomóc? Z magią doszłaby tam raz dwa i to bez żadnego skrzywienia, czy powiewu zimna! Nie, nie i jeszcze raz nie. Walka magią z rykaczem była konieczna. Inaczej by nie dały rady. Ale teraz... nie! Żadnej magii na jej warcie. Potknęła się, ale w porę wyprostowała. Rozejrzała się nerwowo, czy aby ktoś ją widział. Przeklęła pod nosem, kiedy zorientowała, że idzie pośrodku i bardziej z boku niż inni. Mogli ją zobaczyć. Ale przecież jest zawieja śnieżna. Może nie zwrócili uwagi? Coraz bardziej zbliżali się do majestatycznych i niebezpiecznych gór. Cath szła pewnie, ani na moment się nie zawahała. Mimo narastającego bólu Rołdż dała radę się uśmiechnąć. Maść Cath, owszem pomogła. Na uporczywy ból głowy i wzrok, który jakimś cudem zaczął jej szwankować. Nie widziała już tak wyraźnie i daleko. Słuch właściwie też jej się pogarszał. Musi wypalić Czarnokwiata. Musi.
Catherinne_
Kątem oka obserwowała pogarszający się stan Rołdż. W końcu nie wytrzymała, podeszła do niej i popartrzyła groźnym wzrokiem.
- Skoro nie zależy ci na własnym zdrowiu, zrób to do cholery dla mnie. Nie mogę patrzeć, jak wykańczasz się na moich oczach!
Akayla
Zatrzymała i wyczekująco popatrzyła na towarzyszki. Nie mogła powstrzymać podziwu dla uporu i odporności Rołdż. Zaiste, twarda kobieta. W Akayli zaczęła kiełkować sympatia, która z czasem mogła się przerodzić w przyjaźń, tym silniejszą, że zrodzoną w ogniu walki.
Rołdż
Dziewczyna drgnęła widząc twarz Cath tuż przy swojej. Spokojnie odsunęła się i stanowczo oświadczyła:
- Nie.
Jedno słowo. Przepełnione tyloma emocjami targającymi Rołdż. Nie i koniec. Choćby miała iść na kolanach.
Catherinne_
Cath nie mogła się nadziwić sile charakteru koleżanki. Podziwiała ją. Sama nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Walczyła ze sobą, aby nie nakrzyczeć na Rołdż.
~ To jej życie. Jak później będzie miała jakiekolwiek pretensje to tylko do siebie, a nie do mnie
- Niech ci będzie - westchnęła.
Powoli zbliżały się do wieży. Miała nadzieję, że dotrą na czas. Jeśli nie... będzie nieciekawie.
Opracowała Hrabia Cerro |
0 komentarze:
Twój komentarz będzie widoczny po akceptacji administratorki gazetki.