522: Zajrzyjmy na chwilę do redakcji iNightwood 4
Rołdż
Rołdż czuła się coraz gorzej. Do rany na biodrze chyba wdarło się zakażenie. Czułą jak gorączka trawi jej organizm. Ale i tak najgorsze były żebra. Miała wrażenie, jakby przebijały płuca. Ale to mogło być wyjątkowo zimne powietrze. Tak, na pewno! Była jednak zadowolona, że Cath odpuściła. Ruszyła za nią wolnym i zmęczonym krokiem.
~ Wieża jest już blisko, będzie dobrze! ~ powtarzała w myślach.
Akayla
Dostrzegła plamę krążącą na niebie, ledwie widoczną. Gwizdnęła przeciągle. Plamka zaczęła się powiększać, a po chwili zmieniła się w pędzącego z zawrotną szybkością, średnio dużego ptaka, który gwałtownie wyhamował tuż przy nich i wylądował na jej ramieniu. Obrócił się dziobem w kierunku marszu i popatrzył ciekawie na pozostałe dwie kobiety. Sokół wędrowny. Pogładziła go po głowie.
- Ma na imię Rayloth.
Odczepiła od nogi ptaka mały zwój i przeczytała.
- Och, nie mam teraz czasu! Później im odpowiem... - Schowała kartkę za pazuchę.
Rołdż
- Piękny! - powiedziała tylko, patrząc na sokoła. Miała już drżący głos. A zamieć sprawiała, że wydawał się jak ciche pisknięcia myszy. Dawno nie wiedziała piękniejszego ptaka.
Catherinne_
Cath znowu popatrzyła na Rołdż i nagle ją oświeciło.
- Akayla, wy idźcie powoli z Rołdż, a ja pobiegnę szybciej do Wiedźm i sprowadzę pomoc. Mogę sobie pomóc przy tym magią i będzie jeszcze szybciej - powiedziała i rzuciła w ich stronę pytające spojrzenie.
Rołdż
- Nie trzeba. Jak was spowalniam, to możecie iść. Znam drogę. - Pogładziła pierścień. - Jakbym umarła, to Wiedźmy mnie znajdą. - Uśmiechnęła się szyderczo.
Akayla
- Cath, idź. Rołdż, nie ma mowy, nie zostawię cię samej w lesie.
Ptak przekrzywił głowę, popatrzył na Rołdż i skinął łebkiem w podziękowaniu za komplement.
Rołdż
Rołdż energicznie zaprzeczyła głową.
- Oszalałyście? Im bliżej Wiedźm, tym niebezpieczniej. Proponuję trzymać się razem. Albo wy idźcie i torujcie mi drogę. - To prawda. Zawsze jak tu szła, napotykała różne dzikie stworzenia, które myślą tylko o mięsie. A ludzie, to dla nich prawdziwa rozkosz. Najczęściej atakują samotnych ludzi. Wiedziała o tym.
Akayla
Akayla nigdy nie zapuszczała się w te okolice, ale była skłonna wierzyć Rołdż.
- Ma ktoś czysty kawałek papieru i coś do pisania? - zapytała, wymownie patrząc na Raylotha. Ptak zakwilił z oburzeniem.
- Tak, wiem, że dopiero co przyniosłeś wiadomość, że jest zimno i pada śnieg. Ale to ważne... - powiedziała cicho. Sokół syknął i nastroszył się. Akayla, starając nie dać po sobie poznać zdenerwowania, dodała jeszcze ciszej - Khaala nie miałaby nic przeciwko temu... - Ptak pisnął i od razu podstawił nogę. Argument "Khaala nie..." zawsze działał.
Rołdż
Rołdż zaczęła grzebać w kieszeni. Wyciągnęła tylko resztki po pudełku. Z żalem wyrzuciła je. Pokiwała przecząco do Akayli. Raczej nie przywykła do pisania wiadomości. Niepostrzeżenie wzięła kulkę śniegu i szybko wsadziła pod kurtkę. Przez nagły dotyk zimna drgnęła. Ale chłód rozszedł się po ranie kojąco. Odetchnęła.
Akayla
Z nadzieją popatrzyła na Cath. Wprawdzie zawsze mogła wypożyczyć od Rołdż strzałę i naskrobać coś na kawałku kory, lodu lub na kamyku, ale podejrzewała, że w najlepszym wypadku Rayloth nie byłby tym zachwycony...
Cerro
Oczywiście, zapomnieli o nim.
Biorąc pod uwagę sytuację, był to całkiem pozytywny obrót wydarzeń.
Zamieć, zbliżająca się noc, gadanie o wiedźmach...
~ Zdecydowanie usłyszałem dość ~ stwierdził.
Wyciągnął z buta nóż, obrócił go ostrzem do siebie i z całej siły zdzielił Rołdż za uchem, aż padła nieprzytomnie na śnieg. Podał Akayli ułamany kawałek grafitu - jedyne, co znalazł w kieszeni - po czym przerzucił sobie Rołdż przez ramię, spojrzał na Cath i znacząco skinął głową w kierunku, w którym szli do tej pory.
Rołdż
Rołdż zdążyła usłyszeć jedynie ostrze, przecinające powietrze. W innej sytuacji zdążyłaby zrobić unik. Ale nie teraz. Nie była sobą. W kolejnej chwili leżała już nieprzytomna.
Akayla
Skinęła głową w podziękowaniu i ostatecznie zdecydowała się na kamień. Na przetartym szlaku bez trudu znalazła jeden płaski, na tyle mały, by sokół mógł go unieść, a zarazem na tyle duży, żeby móc na nim coś napisać. Naskrobała parę słów, coś w rodzaju: "Mamy ranną, pomocy". Dała kamień Raylothowi. Zgodnie z przewidywaniami, sokół zakwilił z niezadowoleniem. Uciszyła protesty syknięciem i wskazała na znajdującą się przed nimi Wieżę Wiedźm. Ptak skrzecząc, uderzył skrzydłami i poleciał w tamtym kierunku. Wyraźnie było widać, że się ociąga. Akayla oddała Cerro kawałek grafitu i pomasowała obolałe ramię. Pazury Raylotha jak zwykle prawie przebiły się do skóry.
- Idziemy.
Nie oglądając się, ruszyła przodem.
Rołdż
Ktoś już od dawna przyglądał się czwórce wędrowców. Czarne małe ślepia nie ustępowały na krok od ludzi. Gęsta sierść była mokra od śniegu, a pysk brudny od rycia w ziemi. Dawno nie jadł ludzkiego mięsa. Zawoła tylko sześciu towarzyszy. Taaak, w siódemkę wreszcie się najedzą! Oblizał czarne wargi długim językiem. Zawył tak, jakby to tylko wiatr szumiał. Znak łowów. Czas na ucztę.
Akayla
Intuicja podpowiedziała jej, że coś jest nie tak. Tak, jakby byli obserwowani. Rozejrzała się, ale nic nie zobaczyła. Ponownie przestawiła swoje oczy na widzenie energii. I wtedy dostrzegła potwora. Z jej ust posypała się wiązanka przekleństw w różnych językach.
- Uwaga, potwory! - wrzasnęła, a wokół obu jej dłoni pojawiły się kule płomieni. Dobrze by było, gdyby wiedźmy były skłonne się jednak pojawić. Jak najszybciej.
Cerro
~ Wspaniale ~ uznał.
Miał przecież przy sobie nóż, którym zawsze mógł rzucić. Zawsze mógł też rzucić Rołdż. Później pozostawały mu pięści i buty.
~ Gdybym wiedział, że skończę walcząc na śniegu z dzikimi bestiami, wziąłbym z domu trochę więcej sprzętu. Praca w iNightwood zrobiła się ostatnio strasznie niebezpiecznym zajęciem ~ stwierdził z ironią.
Dostrzegł potwory, ciemne kształty majaczące w zadymce. Przysiągłby, że to zwykłe wilki, gdyby nie reakcja Akayli.
Ale polowały stadnie. Jak wilki. Może zachowywały się podobnie. W takim wypadku płomienie Akayli może byłyby w stanie zatrzymać je przez jakiś czas.
- Stańmy w kręgu - powiedział cicho.
Nie byłoby dobrze, gdyby te bestie zdołały ich rozproszyć i wyłapać.
Akayla
Lekko uniosła brew.
~ To on umie mówić? ~ pomyślała nieco ironicznie.
Skinęła głową i stanęła tam, gdzie powinna. Jednak nieustannie kręciła się, obserwując las.
- Siedem - szepnęła, na tyle głośno, by pozostali ją usłyszeli. Bestie zachowywały się jak wilki, ale dobrze wiedziała, że nimi nie są. Jednakże nie wiedziała, czym w takim razie są. Wilkołak w biały dzień, to wszak widok niespotykany.
Catherinne_
Cichy głos Cerro przyprawił Cath o gęsią skórkę. Nie słyszała go odkąd... Właśnie zdała sobie sprawę, że w ogóle go jeszcze nie słyszała. Jakoś przywykła do tego, że nigdy się nie odzywał. I tak reszta za niego nadrabiała, nawet z nadwyżką.
Jednak znacznie większy niepokój wywołały u niej zmiany w otoczeniu. Wyczuwała w pobliżu obecność kilku silnych źródeł energii. A to zawsze zwiastowało kłopoty. Nie wierzyła, że mogą być do nich przychylnie nastawione. Już nie była taka naiwna, jak dawniej.
Szybko wykonała polecenie Cerro i popatrzyła na niego z nadzieją. Chociaż w jej kieszeni spoczywał woreczek z pyłem niewidzialności, wiedziała, że nie wystarczy tego dla wszystkich.
Akayla
Niespodziewanie jeden z potworów wypadł z lasu naprzeciwko niej. Potworny pysk, bardziej świński niż psi, ubrudzony ziemią i zaschniętą krwią, wypełniony ostrymi jak brzytwa kłami znalazł się niebezpiecznie blisko. Z ręki Akayli wystrzelił ognisty bat, którym chlasnęła bestię po łbie. Stwór zaskomlał zaskoczony i cofnął się nieco, jednak tylko trochę poza jej zasięg. Jego ciało pokrywała gęsta, szaro biała sierść, długa, skudlona i całkowicie mokra. Poruszał się na łapach, którym najbliżej było do lwich- mocne, z wysuwanymi pazurami, umożliwiające szybkie i ciche przemieszczanie się. Z łba patrzyły na nią świdrująco małe, czarne oczka. Zauważyła brak widocznych uszu. Cały stwór był tylko trochę większy od wyrośniętego wilka.
- Czy ktoś wie, co to jest? - zapytała, wzrokiem nieustannie pilnując potwora. Wiedziała, że chwila nieuwagi wystarczy, by bestia ją zabiła.
Cerro
Kilka bestii podpełzło do zbitych w gromadkę towarzyszy. Rzucił nożem, trochę niezgrabnie, bo Rołdż na jego ramieniu lekko się poruszyła. Ostrze przeorało pysk jednego napastnika, rozcinając mu ryjek, policzek i wybijając oko. Potwór cofnął się. W tej samej chwili inny skoczył na Cerro, siłą uderzenia zwalając go w śnieg.
Cerro runął na plecy jak deska. Sapnął ciężko, chwytając za cuchnące futro na szyi potwora. Zaczął wściekle kopać obiema nogami w brzuch bestii, usiłując ją z siebie zrzucić. W końcu potężnym uderzeniem obu kończyn odrzucił od siebie bestię i na pożegnanie kopnął ją w pysk.
Dopiero wtedy zorientował się, że obok niego nie ma Rołdż. Jeden z potworów wlókł ją za kostkę przez śnieg.
Rołdż
Rołdż powoli odzyskiwała przytomność. I to baardzo wolno. Docierały do niej niektóre dźwięki, ale zaraz ucichały i dawały miejsce dzwonieniu w uszach. Czuła potworny ból w całym ciele. Widocznie źle ją nieśli, albo... wlekli ją. Tak, wcale by się nie zdziwiła. W końcu na pewno mieli jej dość. Znów ogarnęła ją ciemność i cisza.
Catherinne_
Cath z przerażeniem patrzyła na otaczające ją stado.
~ Cholerne szczęście. Jeszcze tego tylko brakowało.
Nie miała czasu zareagować, gdy jedna z bestii zabrała Rołdż, bo sama musiała się bronić. Posłała kulę energii w najbliższe zwierzę, które zawyło przeraźliwie i odsunęło się od niej. Niestety nie zniechęciło to reszty do ataku.
- Widziałam je już kilka razy, jednak nigdy nie przyszło mi z nimi walczyć. Nie mam pojęcia, jak to się nazywa.
Akayla
Problemy Cerro zauważyła po czasie. Gdy kopnięta przez niego bestia ryknęła, odruchowo obróciła się. Szybko ogarnęła sytuację i stęknęła, gdy coś mocno uderzyło ją w plecy. Runęła na śnieg, przygnieciona ciężarem potwora. Wokół nich uniosła się para, gdy jej płonące dłonie zostały wciśnięte w zaspę.
- Rees'ts ssaari! - zduszonym głosem wykrzyknęła zaklęcie podpalające, nieco na oślep. Odniosło ono skutek, bestia ją puściła. Natychmiast przewróciła się na plecy i syknęła z bólu, gdy śnieg dostał się do ran na jej plecach. Wstała i popatrzyła na potwora, który ją atakował. Właśnie próbował on ugasić swoją głowę. Nieco za nim, z boku, skwierczała kępa krzewów.
- Kss-k - warknęła, a krzaki posłusznie zgasły. Popatrzyła za Rołdż. Jedna z bestii ciągnęła ją w tylko sobie znanym kierunku; obie były już poza zasięgiem jej magii. No, może nie licząc zaklęć wywołujących wszelakiego kształtu eksplozje, ale to raczej niewiele mogło pomóc...
Zauważyła, że wcześniej kopnięta bestia znów atakuje Cerro. Gwałtownie poruszyła jedną ręką, a z jej palców wystrzeliła błyskawica, która sparaliżowała potwora, przynajmniej chwilowo.
Catherinne_
Starając się unikać magii Akayli próbowała używać skutecznie swojej własnej. W tej chwili tak bardzo żałowała, że odmówiła wstąpienia na szkolenie u Wiedźm. Gdyby została ich adeptką, nigdy nie doszłoby do czegoś takiego, mogłaby znacznie skuteczniej pomóc. Rzucała jednak jedno zaklęcie za drugim, starając się celować w atakujące je zwierzęta. Kątem oka dostrzegła, że trzy już padły na śnieg, jednak reszta nadal dzielnie walczyła.
Rołdż
Rołdż czuła, jakby coś chciało oderwać jej stopę. Powoli otworzyła oczy. Widziała tylko miliony płatków śniegu i część niebieskiego, ciemnego nieba. Śnieg wchodził jej pod kurtkę i koszulkę. Czuła jak ciało odmawia jej posłuszeństwa. Paraliż przejmował nad nim kontrolę.
~ Tak jak myślałam, wloką mnie... ~ Spróbowała podnieść głowę, aby zobaczyć, kto jest tak brutalny.
- Fur dåligt! Złe Futro!- chciała krzyknąć, widząc ogromną włochatą sylwetkę, ale głos uwiązł jej w gardle i dało się słyszeć tylko cichy jęk. Pazury bestii przebijały jej nogę. Chciała krzyknąć, zareagować. Cokolwiek! Nie mogła jednak nawet poruszyć palcami. Była zdana na łaskę Fur dåligta. Albo raczej na szybkość trojki jej przyjaciół.
Akayla
Rołdż oddalała się coraz bardziej, a tymczasem kolejna bestia związała Akaylę walką. Ignorując ból promieniujący z pleców na całe ciało, wszelakiej maści ciosami starała się odpędzać potwora.
~ Rołdż! Muszę coś zrobić... ale... a niech to, raz kozie śmierć!
Nienawidziła używać tego zaklęcia. Wypowiedziała je jeden jedyny raz podczas szkolenia i od tamtej pory usilnie starała się je zapomnieć. Nie chciało jednak opuścić jej umysłu, napawając ją obrzydzeniem za każdym razem, kiedy tylko przypominała sobie jego działanie. Nikomu nie życzyła trafienia nim, nawet takim bestiom jak te. Ale teraz nie miała wyboru. Ogarniało ją przerażenie- a co, jeśli trafi Cath albo Cerro? Nie, musiała. Inaczej Rołdż czeka pewna śmierć.
- Rees'ts ssaari keerha vassa, ear-nen kha! - wrzasnęła w owej syczącej mowie ognistych zaklęć, wyrzucając z umysłu wszystko, poza dwoma bestiami, które miały pecha znaleźć się bezpośrednio przed nią. Oba potwory nagle zawyły z bólu, choć zewnętrznie nie było widać, by cokolwiek im się stało. Padły na śnieg, ich mięśnie gwałtownie kurczyły się i rozprężały w bolesnej agonii. Jeden z nich to był ten, któremu Akayla wcześniej podpaliła głowę. Teraz w miejscu, gdzie futro spaliło się do skóry, widać było, że potwór powoli zaczyna zmieniać kolor. A w chwilę potem oba znieruchomiały, a ze wszystkich otworów ich ciała, również po sierści, zaczęły wypływać strumienie krwi. Akayla wzdrygnęła się i odwróciła wzrok. W tej chwili odczuwała nienawiść do siebie. Jednak szybko się pozbierała, pamiętając o wleczonej po śniegu Rołdż. Skupiła się i przejęła część energii od sparaliżowanego, powoli dochodzącego do siebie potwora leżącego w pobliżu Cerro. Szybkim spojrzeniem sprawdziła, czy nie trafiła któregoś ze swoich towarzyszy, ale z ulgą stwierdziła, że nie. Ostatnia trzymająca się na nogach bestia zaskowyczała z rozpaczą i cofnęła się w las, nie odeszła jednak.
- Zajmijcie się nim - wskazała na skołowanego potwora, krążącego między drzewami - i dobijcie tamtego - ogólnym ruchem wskazała drgające ciało, po którym wciąż przeskakiwały małe wyładowania elektryczne. Sama pognała co sił w nogach za Rołdż.
Cerro
Cerro miał ochotę zakląć. Nie zamierzał ganiać po lesie za bestią ani tym bardziej wbijać noża w ciało, po którym przeskakiwały wyładowania elektryczne. Pieszczoty pieszczotami...
Wstał, otrzepał się ze śniegu i zaczął krążyć po pobojowisku w poszukiwaniu swojego noża.
Catherinne_
Niesamowicie zdziwiło ją zaklęcie użyte przez Akaylę. Należało ono do gatunku tych najbardziej paskudnych, jednak w tej chwili nie miała czasu tego roztrząsać. Posłała kulę energii, dobijając jedno zwierzę, a następnie próbowała trafić drugie, jednak chybiła. Zirytowana zaczerpnęła więcej magii z siebie i posłała jeszcze raz pocisk, dzięki któremu zwierzę padło, jak rażone piorunem. Spowodowało to również utratę równowagi Cath, która upadła w kałużę krwi.
~ Wystarczyło trochę praktyki i moja magia znów stała się tak potężna, jak kiedyś.
Posłała następnie znaczące spojrzenie Cerro i nie czekając na niego, pobiegła za Akaylą. Po drodze nabrała trochę mocy i zaczęła powoli leczyć swoje obrażenia za pomocą magii uzdrowicielskiej.
~ Chyba jednak muszę iść na to szkolenie do Wiedźm, bo magia okazuje się być cholernie przydatna.
Cerro
Znalazł wreszcie nóż - diabelnie mocno nim rzucił, ostrze przeleciało ładny kawał drogi. Rozejrzał się i dostrzegł Akaylę oraz Cath biegnące ile sił w nogach tropem potwora, który porwał Rołdż. Ruszył ich śladem, pędząc ile sił w nogach. Wkrótce zrównał się z Cath, wyrównał krok, żeby nie tracić niepotrzebnie sił. Z przodu widział Akaylę. Miał nadzieję, że przynajmniej ona wie, dokąd biegną, bo potwór z Rołdż dawno już zniknął, zagłębiając się w las.
Akayla
Jej plecy przy każdym ruchu wywoływały rozprzestrzeniającą się na całe ciało falę bólu. Krew ściekała ze szram, pozostawiając na śniegu czerwony ślad. Mimo to nie poddawała się- nie teraz. Niby mogła się uleczyć, ale zajęłoby to zdecydowanie zbyt dużo czasu. Bestia już znikła w lesie, a Rołdż wraz z nią. Jednakże odnalezienie ich nie powinno być trudne- wleczone ciało pozostawiło za sobą głęboką koleinę. Taki ślad ciężko przeoczyć. Ale niewątpliwie drobnym problemem był nadchodzący zachód słońca- a następnego dnia rano może już być za późno, by pomóc Rołdż. Usłyszała kroki i obejrzała się przez ramię. Cerro i Cath biegli za nią. Dobrze. Po dłuższym biegu, w trakcie którego musiała wielokrotnie czerpać siły z otoczenia i niechlujnym zaklęciem zasklepić rany, żeby się nie wykrwawić, dotarła do podnóża gór. Zatrzymała się. Trop się urywał. Powoli zbliżyła się do ostatniego ze śladów, przykucnęła i przyjrzała się bliżej w słabnącym świetle dnia. Tak jakby potwór... skoczył? Popatrzyła w górę. Zbocze było pełne różnych występów skalnych, dziur, mniejszych i większych jaskiń. Żadnych ścieżek. Gdzieś tam musi być Rołdż... ale gdzie? Akayla wyrzuciła z siebie stek najgorszych krasnoludzkich przekleństw. Skały były pokryte lodem. By po nich skakać, bestia musiała używać pazurów. Z odnalezieniem tropu nie powinno być większych problemów, ale tylko, jeśli wyjść z założenia, że słońce stanie, albo wręcz się cofnie, a im uda się wyleźć na zbocze... iście karkołomne zadanie. Jeśli bestia zatrzymała się w którejś z jaskiń- tym lepiej, odnajdzie ją bez problemu. Ale wciąż pozostawał problem, jak mieliby się tam dostać?
Cerro
Cerro przeszedł kilka razy przy ścianie, nim wreszcie dostrzegł trop. W zapadającym zmierzchu krew, pokrywająca oblodzony, skalny występ, wydawała się czarna. Kiedy Cerro dotknął ją okrytymi rękawiczką palcami, okazała się już tężeć. Mężczyzna chwycił się okrwawionego występu, stopą namacał niewielką wyrwę pod nim i podciągnął się w górę. Znów sięgnął ręką do kolejnego sterczącego fragmentu ściany.
~ Jak ta bestia zdołała tam wleźć? ~ zastanawiał się, pamiętając, by nie spojrzeć w dół.
Wspiął się niemal do połowy wysokości skalnej ściany, nim wreszcie natrafił na szeroką półkę. Podparł się przedramieniem i podciągnął.
Spojrzał prosto w oczy bestii, która nisko zwiesiła głowę i przyglądała mu się z zainteresowaniem. Dotarł do niego smród jej oddechu. Wisząc na skalnej półce, ze stopą wspartą o oblodzoną wyrwę w kamieniu, niewiele mógł w tej sytuacji zrobić.
Stwór chwilę stał nieruchomo, chyba porażony zaskoczeniem. Nagle otrząsnął się, warknął i zaatakował, uderzając uzbrojoną w pazury łapą. Cerro odruchowo osłonił się, ostre pazury rozharatały jego przedramię. Najgorsze jednak, że stracił podparcie. Runął w dół skały. W rozpaczliwym odruchu próbował się czegoś złapać. Zaczepił palcami o gęste futro bestii, pociągając ją za sobą. Sczepieni w węzeł śmierdzącego futra i czarnych ubrań zaczęli spadać wzdłuż ściany. Potwór rozpaczliwie machał łapskami, usiłując zaczepić o coś pazurami. Cerro zdarł sobie rękę do krwi, szorując nią po skalnej ścianie. Zdołał wreszcie wczepić palce w wystający fragment skały. Jęknął z bólu, kiedy potwór uwiesił się jego nogi, wbijając w nią ostre pazury. Kopnął go kilka razy w pysk, z całej siły. Palce uślizgnęły się mu na występie, a bestia wciąż go trzymała.
~ No zdechnij wreszcie! ~ pomyślał z wściekłością, kopiąc raz jeszcze, z całej siły.
Potwór puścił wreszcie jego nogę i runął w dół, między Cath i Akaylę, wciąż stojące na dole, gdzie legł nieruchomo, wygięty pod nienaturalnym kątem.
Cerro znalazł podparcie dla stóp i przytulił się do zimnej skały, by uspokoić walące wściekle serce.
Akayla
Z niedowierzaniem patrzyła na karkołomne wyczyny Cerro. Gdyby nie widziała, że to możliwe, zapewne nawet nie spróbowałaby się tam wspiąć, a co dopiero walczyć, wisząc na stoku. Odskoczyła, gdy bestia runęła tuż obok niej.
~ Skoro Cerro tam wlazł, ja również dam radę ~ pomyślała ambitnie. Ostrożnie odnajdując uchwyty dla rąk i nóg, powoli wlazła na stok. Najpierw zrównała się z Cerro, a potem powoli, we wprost w ślimaczym tempie, nie odrywając tułowia od lodowatej ściany, skierowała się ku półce, na której Cerro znalazł bestię.
Rołdż
Rołdż wreszcie otworzyła oczy. Nie pamiętała nic, co stało się odkąd zauważyła bestię. Leżała na zimnym, twardym gruncie z szeroko rozwartymi oczyma. Czuła smród padliny i czegoś jeszcze, o czym myśleć nie chciała. Wgapiała się w ciemność i oczekiwała końca. Nie, nie! Jak to ona?! Ta, która radziła sobie sama tyle lat. Ta, która musiała przejść tyle kilometrów ze złamaną nogą! Spróbowała się unieść. Jej ciało intensywnie zmusiło ją do leżenia spokojnie. Co chwilę wstrząsały nią drgawki i dreszcze. Raz, czy dwa wypluła nawet krew. Wyglądała jak rozkładające się zwłoki. Nie wiedziała, co się z nią stanie, gdzie bestie, jej przyjaciele. Postanowiła krzyknąć. Przecież monstrum i tak wiedziało, gdzie ona jest. Kilka prób zawołania nie powiodło się. Zaczęła gwizdać. To jej, o dziwo, wychodziło. Gwizdała, a zaraz dławiła się krwią i kaszlała niesamowicie. Gwizd, kaszel, gwizd, kaszel. I tak w koło i koło. Nie wiedziała, ile już tak leży. Panująca ciemność powoli przytłaczała ją, przesiąkła smrodem, a w ciszy słyszała tętno krwi w żyłach. Od czasu do czasu do jamy wpadł powiew zimnego powietrza, który atakował jej ciało i wstrząsała nią kolejna fala dreszczy. Nie czuła ciała. Nie czuła bólu. Nie czuła siebie.
Cerro
Cerro na nowo podjął powolną, żmudną wspinaczkę, świadom, że nie może trwać przyklejony do ściany przez wieczność. Dotarł raz jeszcze do półki, podciągnął się na nią z wysiłkiem. Dojrzał ciemne wejście groty. Ze środka cuchnęło krwią i rozkładem. Pod przeciwległą ścianą dostrzegł jakiś tłumok.
~ To chyba Rołdż ~ pomyślał.
Poczuł, że coś ciepłego cieknie mu po nadgarstku. Zerknął. Krew z rozdartego przedramienia, oczywiście. Dostrzegł długie rozcięcia w aksamitnym rękawie wamsu.
To ubranie kosztowało go miesięczną wypłatę.
Miesięczną.
Wypłatę.
Za.
Znoszenie.
Naczelnej.
I.
Całej.
Tej.
Bandy.
Tworzącej.
Gazetkę.
Puścił potworną, absolutną wiązankę pod adresem potwora, całego świata i bogów, którzy go stworzyli.
Akayla
Cerro ją wyprzedził, ale w końcu również dotarła do półki, na którą wskoczyła zręczniej, niż można by przypuszczać po tempie wspinaczki. Odór krwi i zgnilizny natychmiast uderzył w jej nozdrza, niemal fizycznie. Zauważyła, że Cerro stoi i gapi się na swoją rękę. Właśnie miała zaproponować leczenie, kiedy powietrze przeciął gwizd, po którym nastąpił kaszel. Jeden z ciemnych kształtów wewnątrz jaskini zadrżał podczas ataku. Gdy mu przeszło, rozległ się kolejny gwizd.
- Rołdż!
Podbiegła do niej i uklękła obok, zupełnie ignorując cały ten brud, pokrywający skały.
- Nic nie mów - warknęła stanowczo, badając ją. Skały były niemożliwie zimne, a ubranie Rołdż przemoczone. Ona sama miała zdecydowanie zbyt niską temperaturę ciała. Do tego Akayla zauważyła obtarcia. Biorąc pod uwagę typ podróży, jaką Rołdż odbyła, z pewnością towarzyszyły im liczne siniaki...
- Nie jęcz mi teraz, że nie chcesz magii - rzuciła krótko. Dobrze wiedziała, że jeśli natychmiast nie wysuszy i nie ogrzeje Rołdż, ta umrze z wychłodzenia. Akayla usiadła po turecku. Nie umknął jej uwadze stan spodni na kolanach po krótkim kontakcie z podłożem.
~ Wszystkie elementy garderoby do wymiany. Cudownie.
Zaczęła nucić cicho, szukając oparcia dla swych czarów w gorącu podziemi. Rzadko zapuszczała się mentalnie w tamte rejony- to znacznie przedłużało zaklęcia. Ale nigdzie indziej nie znalazłaby dość energii, by rozgrzać Rołdż, nie wyziębiając przy okazji siebie i Cerro. Po około pięciu minutach rozpoczęła właściwą treść zaklęcia, które natychmiast zaczęło suszyć ubrania Rołdż i rozgrzewać jej ciało. Powietrze wokół nich wibrowało, przesycone energią, która powoli docierała do punktów docelowych. Akayla wciąż nuciła zaklęcia.
Catherinne_
Cath z irytacją popatrzyła, na spadające ciało bestii. Była już zmęczona ciągłą walką z potworami paskudnej maści. Zaciekawiona obserwowała poczynania Cerro i Akayli, o własnych siłach wdrapujących się na skalną półkę. Ona by tak nie potrafiła. Jej kondycja była beznadziejna, jednak na szczęście znała magię. Nie w takim stopniu, jak prawdziwe wiedźmy, ale w tym, co potrafiła, była najlepsza.
Wreszcie jej ciało skończyło się leczyć i mogła ponownie zaczerpnąć magii. Lewitacja nie była łatwa, jednak powoli unosiła się coraz wyżej. Najtrudniejsze w tej sztuce było opanowanie. Im wyżej ktoś chciał wzlecieć, tym bardziej musiał panować nad sobą, wyciszając się.
W końcu dotarła do celu. Szybko weszła do jaskini i zobaczyła pochyloną nad Rołdż Akaylę. Zaklęła. Stan obu dziewczyn był beznadziejny. Z Cerro było trochę lepiej, jednak też nie można było o nim powiedzieć, że jest cały. Zaczęła leczyć obrażenia Akayli, nie pytając jej o zgodę. Później będzie im łatwiej wspólnie leczyć Rołdż.
Akayla
Jakaś magia zaczęła na nią działać, wyrywając ją z transu. W panice pochwyciła uciekającą energię, prąd zaczął skakać jej po palcach. Obejrzała się. Cath leczyła jej plecy. W podziękowaniu skinęła głową i wróciła do swoich zaklęć, wypuszczając z rąk iskry. W miarę, jak działały zaklęcia Cath, czuła się coraz lepiej.
Catherinne_
Obrażenia Akayli nie były tak rozległe i głębokie, jak się jej na początku wydawało, więc już po chwili jej przyjaciółce wróciły siły. Jednak dopiero teraz czekało na nią prawdziwe wyzwanie. Rołdż była bliska śmierci i Cath wiedziała, że całkowicie nawet wspólnymi siłami nie będą w stanie jej uleczyć.
- Gotowa? - zapytała Akaylę, po czym przyłożyła ostrożnie swoją rękę na klatce piersiowej Rołdż.
Akayla
Spojrzała na nią spod na wpół zamkniętych oczu.
- Lecz... obrażenia - powiedziała pomiędzy wersami zaklęcia. - Jeszcze... nie... przywróciłam... odpowiedniej... temperatury...
Rołdż
Rołdż miała zaprotestować. Nie chciała magii i już! Jednak, na swoje nieszczęście, zemdlała. Obudziła się dopiero pod wpływem przyjemnego i kojącego ciepła.
- Żadnej magii. - Uśmiechnęła się krzywo widząc Cath i Akaylę, które miotały zaklęciami, żeby przywrócić ją do stanu używalności. Mimo, że nie chciała, aby leczono ją magią, to musiała przyznać, że tylko dzięki temu teraz może oddychać. Ale było źle, bardzo źle. Nie czuła nóg, a klatka piersiowa paliła ją. Do tego ta rana na biodrze.
~ Magia chyba nic tu nie da ~ pomyślała i znów straciła przytomność na skutek potężnej fali bólu.
Akayla
Nie odpowiedziała na komentarz Rołdż. W jej stanie zioła i tradycyjne metody to zbyt mało. Akayla nie wiedziała, jak długo siedziała i w kółko nuciła te same zaklęcia. Tak, jakby czas przestał płynąć. Wybudziła się z transu dopiero, gdy promienie zimowego słońca ją oślepiły. Przerwała zaklęcie i przez dobre dwie minuty jej zmęczony umysł zgłębiał problem pory dnia i czasu spędzonego nad ranną. Mogła być najwcześniej dziesiąta nad ranem, prawdopodobnie jednak później.
~ Siedziałam tu przez cały wieczór, noc i poranek! Rołdż, jeśli będziesz potem narzekać na to, że użyłam magii, obiecuję, że dostaniesz w twarz.
Przeciągnęła się, by rozruszać zastane kości. Czuła się tak, jakby jeszcze raz odbyła walki z Rykaczem i wilko-stworami, tyle że jedną po drugiej, bez przerwy.
Nagle uderzyła ją świadomość, że oto zajmuje się sobą, a nawet nie sprawdziła stanu Rołdż. Skupiła się na rannej. Ubrania wyschły, a nawet się rozgrzały. Dobrze, nawet bardzo. Delikatnie dotknęła czoła towarzyszki. Wciąż było nieco chłodniejsze, niż być powinno, ale Akaylę w pełni to usatysfakcjonowało. Wiedziała, że teraz temperatura powinna już sama się unormować, a organizm nie ucierpi z powodu różnicy jednego, czy pół stopnia. Poza tym, Akayla znała przypadki hipotermii, w których uzdrowiciele przywrócili w pełni właściwą temperaturę... Kończyło się to ostrą gorączką. Teraz nie powinna się już wtrącać w kwestię ogrzewania. I nie mogła powiedzieć, że nie przyniosło jej to ulgi. Padła na plecy, nie bacząc na kości i odpadki zaściełające dno jaskini. Przez chwilę oddychała głęboko, a smród wwiercał się jej w nos. Po chwili nie mogła już wytrzymać. Z pewnym trudem wstała i powlokła się do wyjścia. Usiadła na półce, nie bacząc na bijące z niej zimno, a nogi zwiesiła w powietrzu. Przez chwilę jedynie oddychała, krzywiąc się przy każdym wdechu. Lodowate powietrze przeszywało jej płuca. Popatrzyła na zimowe słońce.
- Kerss- vassa. Pomóż mi.
Zaczerpnęła energii. Jedyna magiczna technika, która nie męczy. Pobieranie energii.
~ Dlaczego magia musi być męcząca? ~ zastanowiła się. Nie znalazła odpowiedzi. Po chwili przerwała zaklęcie i wstała. Wprawdzie wciąż była obolała i głodna, ale przynajmniej nie miała wrażenia, że zaraz padnie na twarz i już się nie podniesie. Popatrzyła na Cerro.
- Wyleczyć ci rękę? - zapytała, pamiętając, że Rołdż nawet w skrajnie fatalnym stanie nie chciała uzdrawiania magią.
Cerro
~ Napraw mi ubranie ~ pomyślał ze złością, ale jedynie wzruszył ramionami i wyciągnął do Akayli okaleczoną kończynę.
Akayla
Chwyciła wyciągniętą rękę za nadgarstek i przyjrzała się ranie.
~ To nie powinno być trudne.
- Będzie szczypać - ostrzegła. Niezrozumiale mrucząc, wypowiedziała najpierw zaklęcie oczyszczające, które miało zapobiec zakażeniu, potem proste zaklęcie gojące. Na ich oczach rana zaczęła się zmniejszać, aż po chwili całkiem się zamknęła. Skinęła głową i wróciła do Rołdż. Po krótkim badaniu Akayla stwierdziła, że jej stan się nie pogorszył.
- Gdzie te wiedźmy?
W tym momencie do jaskini dotarły odbijane echem, skrzekliwe głosy. Już po chwili na niebie pojawiły się wyraźne kształty, a zaraz potem na półce wylądowały trzy wiedźmy na miotłach. Rayloth wleciał do środka, wylądował na ramieniu Akayli i zaskrzeczał z satysfakcją.
- Gdzie ta wasza ranna? - zapytała najstarsza z przybyłych.
Rołdż
Rołdż poczuła się lepiej. No, nie aż tak bardzo. Po prostu nie czuła już wszechobecnego bólu i nie miała mroczków przed oczyma. Nagle usłyszała znajomy, ostry głos.
~ Cholera, słuch też mi wysiada! ~ Ale z jej uszami nic nie było. Znajome Wiedźmy z Gór pofatygowały się... i to do niej. Poczuła wstyd, że przez nią musiały opuścić Wieżę. Pomyślą, że jest słaba i nie umie nawet dojść do ich posiadłości! Och, jakże jej było źle na sercu.
- Czarnokwiat? - powiedziała z nadzieją. Przywitała się już dawno. W myślach. Na dzień dobry dostała niezłą wiązankę przekleństw. I tak wiedziała, że złość Wiedźm minie, a ona dostanie upragnionego skręta. Nagle ścisnęło ją w żołądku. Wymiotowała żółcią. Dawno nie nie jada, ani nie piła.
Akayla
- Dłużej się nie dało? - mruknęła cicho do sokoła, patrząc, jak wiedźmy podchodzą do Rołdż. Obserwując sytuację z boku nie dało się nie zauważyć, że wiedźmy dobrze znają Rołdż. Nie zamierzała więc im przeszkadzać.
Rołdż czuła się coraz gorzej. Do rany na biodrze chyba wdarło się zakażenie. Czułą jak gorączka trawi jej organizm. Ale i tak najgorsze były żebra. Miała wrażenie, jakby przebijały płuca. Ale to mogło być wyjątkowo zimne powietrze. Tak, na pewno! Była jednak zadowolona, że Cath odpuściła. Ruszyła za nią wolnym i zmęczonym krokiem.
~ Wieża jest już blisko, będzie dobrze! ~ powtarzała w myślach.
Akayla
Dostrzegła plamę krążącą na niebie, ledwie widoczną. Gwizdnęła przeciągle. Plamka zaczęła się powiększać, a po chwili zmieniła się w pędzącego z zawrotną szybkością, średnio dużego ptaka, który gwałtownie wyhamował tuż przy nich i wylądował na jej ramieniu. Obrócił się dziobem w kierunku marszu i popatrzył ciekawie na pozostałe dwie kobiety. Sokół wędrowny. Pogładziła go po głowie.
- Ma na imię Rayloth.
Odczepiła od nogi ptaka mały zwój i przeczytała.
- Och, nie mam teraz czasu! Później im odpowiem... - Schowała kartkę za pazuchę.
Rołdż
- Piękny! - powiedziała tylko, patrząc na sokoła. Miała już drżący głos. A zamieć sprawiała, że wydawał się jak ciche pisknięcia myszy. Dawno nie wiedziała piękniejszego ptaka.
Catherinne_
Cath znowu popatrzyła na Rołdż i nagle ją oświeciło.
- Akayla, wy idźcie powoli z Rołdż, a ja pobiegnę szybciej do Wiedźm i sprowadzę pomoc. Mogę sobie pomóc przy tym magią i będzie jeszcze szybciej - powiedziała i rzuciła w ich stronę pytające spojrzenie.
Rołdż
- Nie trzeba. Jak was spowalniam, to możecie iść. Znam drogę. - Pogładziła pierścień. - Jakbym umarła, to Wiedźmy mnie znajdą. - Uśmiechnęła się szyderczo.
Akayla
- Cath, idź. Rołdż, nie ma mowy, nie zostawię cię samej w lesie.
Ptak przekrzywił głowę, popatrzył na Rołdż i skinął łebkiem w podziękowaniu za komplement.
Rołdż
Rołdż energicznie zaprzeczyła głową.
- Oszalałyście? Im bliżej Wiedźm, tym niebezpieczniej. Proponuję trzymać się razem. Albo wy idźcie i torujcie mi drogę. - To prawda. Zawsze jak tu szła, napotykała różne dzikie stworzenia, które myślą tylko o mięsie. A ludzie, to dla nich prawdziwa rozkosz. Najczęściej atakują samotnych ludzi. Wiedziała o tym.
Akayla
Akayla nigdy nie zapuszczała się w te okolice, ale była skłonna wierzyć Rołdż.
- Ma ktoś czysty kawałek papieru i coś do pisania? - zapytała, wymownie patrząc na Raylotha. Ptak zakwilił z oburzeniem.
- Tak, wiem, że dopiero co przyniosłeś wiadomość, że jest zimno i pada śnieg. Ale to ważne... - powiedziała cicho. Sokół syknął i nastroszył się. Akayla, starając nie dać po sobie poznać zdenerwowania, dodała jeszcze ciszej - Khaala nie miałaby nic przeciwko temu... - Ptak pisnął i od razu podstawił nogę. Argument "Khaala nie..." zawsze działał.
Rołdż
Rołdż zaczęła grzebać w kieszeni. Wyciągnęła tylko resztki po pudełku. Z żalem wyrzuciła je. Pokiwała przecząco do Akayli. Raczej nie przywykła do pisania wiadomości. Niepostrzeżenie wzięła kulkę śniegu i szybko wsadziła pod kurtkę. Przez nagły dotyk zimna drgnęła. Ale chłód rozszedł się po ranie kojąco. Odetchnęła.
Akayla
Z nadzieją popatrzyła na Cath. Wprawdzie zawsze mogła wypożyczyć od Rołdż strzałę i naskrobać coś na kawałku kory, lodu lub na kamyku, ale podejrzewała, że w najlepszym wypadku Rayloth nie byłby tym zachwycony...
Cerro
Oczywiście, zapomnieli o nim.
Biorąc pod uwagę sytuację, był to całkiem pozytywny obrót wydarzeń.
Zamieć, zbliżająca się noc, gadanie o wiedźmach...
~ Zdecydowanie usłyszałem dość ~ stwierdził.
Wyciągnął z buta nóż, obrócił go ostrzem do siebie i z całej siły zdzielił Rołdż za uchem, aż padła nieprzytomnie na śnieg. Podał Akayli ułamany kawałek grafitu - jedyne, co znalazł w kieszeni - po czym przerzucił sobie Rołdż przez ramię, spojrzał na Cath i znacząco skinął głową w kierunku, w którym szli do tej pory.
Rołdż
Rołdż zdążyła usłyszeć jedynie ostrze, przecinające powietrze. W innej sytuacji zdążyłaby zrobić unik. Ale nie teraz. Nie była sobą. W kolejnej chwili leżała już nieprzytomna.
Akayla
Skinęła głową w podziękowaniu i ostatecznie zdecydowała się na kamień. Na przetartym szlaku bez trudu znalazła jeden płaski, na tyle mały, by sokół mógł go unieść, a zarazem na tyle duży, żeby móc na nim coś napisać. Naskrobała parę słów, coś w rodzaju: "Mamy ranną, pomocy". Dała kamień Raylothowi. Zgodnie z przewidywaniami, sokół zakwilił z niezadowoleniem. Uciszyła protesty syknięciem i wskazała na znajdującą się przed nimi Wieżę Wiedźm. Ptak skrzecząc, uderzył skrzydłami i poleciał w tamtym kierunku. Wyraźnie było widać, że się ociąga. Akayla oddała Cerro kawałek grafitu i pomasowała obolałe ramię. Pazury Raylotha jak zwykle prawie przebiły się do skóry.
- Idziemy.
Nie oglądając się, ruszyła przodem.
Rołdż
Ktoś już od dawna przyglądał się czwórce wędrowców. Czarne małe ślepia nie ustępowały na krok od ludzi. Gęsta sierść była mokra od śniegu, a pysk brudny od rycia w ziemi. Dawno nie jadł ludzkiego mięsa. Zawoła tylko sześciu towarzyszy. Taaak, w siódemkę wreszcie się najedzą! Oblizał czarne wargi długim językiem. Zawył tak, jakby to tylko wiatr szumiał. Znak łowów. Czas na ucztę.
Akayla
Intuicja podpowiedziała jej, że coś jest nie tak. Tak, jakby byli obserwowani. Rozejrzała się, ale nic nie zobaczyła. Ponownie przestawiła swoje oczy na widzenie energii. I wtedy dostrzegła potwora. Z jej ust posypała się wiązanka przekleństw w różnych językach.
- Uwaga, potwory! - wrzasnęła, a wokół obu jej dłoni pojawiły się kule płomieni. Dobrze by było, gdyby wiedźmy były skłonne się jednak pojawić. Jak najszybciej.
Cerro
~ Wspaniale ~ uznał.
Miał przecież przy sobie nóż, którym zawsze mógł rzucić. Zawsze mógł też rzucić Rołdż. Później pozostawały mu pięści i buty.
~ Gdybym wiedział, że skończę walcząc na śniegu z dzikimi bestiami, wziąłbym z domu trochę więcej sprzętu. Praca w iNightwood zrobiła się ostatnio strasznie niebezpiecznym zajęciem ~ stwierdził z ironią.
Dostrzegł potwory, ciemne kształty majaczące w zadymce. Przysiągłby, że to zwykłe wilki, gdyby nie reakcja Akayli.
Ale polowały stadnie. Jak wilki. Może zachowywały się podobnie. W takim wypadku płomienie Akayli może byłyby w stanie zatrzymać je przez jakiś czas.
- Stańmy w kręgu - powiedział cicho.
Nie byłoby dobrze, gdyby te bestie zdołały ich rozproszyć i wyłapać.
Akayla
Lekko uniosła brew.
~ To on umie mówić? ~ pomyślała nieco ironicznie.
Skinęła głową i stanęła tam, gdzie powinna. Jednak nieustannie kręciła się, obserwując las.
- Siedem - szepnęła, na tyle głośno, by pozostali ją usłyszeli. Bestie zachowywały się jak wilki, ale dobrze wiedziała, że nimi nie są. Jednakże nie wiedziała, czym w takim razie są. Wilkołak w biały dzień, to wszak widok niespotykany.
Catherinne_
Cichy głos Cerro przyprawił Cath o gęsią skórkę. Nie słyszała go odkąd... Właśnie zdała sobie sprawę, że w ogóle go jeszcze nie słyszała. Jakoś przywykła do tego, że nigdy się nie odzywał. I tak reszta za niego nadrabiała, nawet z nadwyżką.
Jednak znacznie większy niepokój wywołały u niej zmiany w otoczeniu. Wyczuwała w pobliżu obecność kilku silnych źródeł energii. A to zawsze zwiastowało kłopoty. Nie wierzyła, że mogą być do nich przychylnie nastawione. Już nie była taka naiwna, jak dawniej.
Szybko wykonała polecenie Cerro i popatrzyła na niego z nadzieją. Chociaż w jej kieszeni spoczywał woreczek z pyłem niewidzialności, wiedziała, że nie wystarczy tego dla wszystkich.
Akayla
Niespodziewanie jeden z potworów wypadł z lasu naprzeciwko niej. Potworny pysk, bardziej świński niż psi, ubrudzony ziemią i zaschniętą krwią, wypełniony ostrymi jak brzytwa kłami znalazł się niebezpiecznie blisko. Z ręki Akayli wystrzelił ognisty bat, którym chlasnęła bestię po łbie. Stwór zaskomlał zaskoczony i cofnął się nieco, jednak tylko trochę poza jej zasięg. Jego ciało pokrywała gęsta, szaro biała sierść, długa, skudlona i całkowicie mokra. Poruszał się na łapach, którym najbliżej było do lwich- mocne, z wysuwanymi pazurami, umożliwiające szybkie i ciche przemieszczanie się. Z łba patrzyły na nią świdrująco małe, czarne oczka. Zauważyła brak widocznych uszu. Cały stwór był tylko trochę większy od wyrośniętego wilka.
- Czy ktoś wie, co to jest? - zapytała, wzrokiem nieustannie pilnując potwora. Wiedziała, że chwila nieuwagi wystarczy, by bestia ją zabiła.
Cerro
Kilka bestii podpełzło do zbitych w gromadkę towarzyszy. Rzucił nożem, trochę niezgrabnie, bo Rołdż na jego ramieniu lekko się poruszyła. Ostrze przeorało pysk jednego napastnika, rozcinając mu ryjek, policzek i wybijając oko. Potwór cofnął się. W tej samej chwili inny skoczył na Cerro, siłą uderzenia zwalając go w śnieg.
Cerro runął na plecy jak deska. Sapnął ciężko, chwytając za cuchnące futro na szyi potwora. Zaczął wściekle kopać obiema nogami w brzuch bestii, usiłując ją z siebie zrzucić. W końcu potężnym uderzeniem obu kończyn odrzucił od siebie bestię i na pożegnanie kopnął ją w pysk.
Dopiero wtedy zorientował się, że obok niego nie ma Rołdż. Jeden z potworów wlókł ją za kostkę przez śnieg.
Rołdż
Rołdż powoli odzyskiwała przytomność. I to baardzo wolno. Docierały do niej niektóre dźwięki, ale zaraz ucichały i dawały miejsce dzwonieniu w uszach. Czuła potworny ból w całym ciele. Widocznie źle ją nieśli, albo... wlekli ją. Tak, wcale by się nie zdziwiła. W końcu na pewno mieli jej dość. Znów ogarnęła ją ciemność i cisza.
Catherinne_
Cath z przerażeniem patrzyła na otaczające ją stado.
~ Cholerne szczęście. Jeszcze tego tylko brakowało.
Nie miała czasu zareagować, gdy jedna z bestii zabrała Rołdż, bo sama musiała się bronić. Posłała kulę energii w najbliższe zwierzę, które zawyło przeraźliwie i odsunęło się od niej. Niestety nie zniechęciło to reszty do ataku.
- Widziałam je już kilka razy, jednak nigdy nie przyszło mi z nimi walczyć. Nie mam pojęcia, jak to się nazywa.
Akayla
Problemy Cerro zauważyła po czasie. Gdy kopnięta przez niego bestia ryknęła, odruchowo obróciła się. Szybko ogarnęła sytuację i stęknęła, gdy coś mocno uderzyło ją w plecy. Runęła na śnieg, przygnieciona ciężarem potwora. Wokół nich uniosła się para, gdy jej płonące dłonie zostały wciśnięte w zaspę.
- Rees'ts ssaari! - zduszonym głosem wykrzyknęła zaklęcie podpalające, nieco na oślep. Odniosło ono skutek, bestia ją puściła. Natychmiast przewróciła się na plecy i syknęła z bólu, gdy śnieg dostał się do ran na jej plecach. Wstała i popatrzyła na potwora, który ją atakował. Właśnie próbował on ugasić swoją głowę. Nieco za nim, z boku, skwierczała kępa krzewów.
- Kss-k - warknęła, a krzaki posłusznie zgasły. Popatrzyła za Rołdż. Jedna z bestii ciągnęła ją w tylko sobie znanym kierunku; obie były już poza zasięgiem jej magii. No, może nie licząc zaklęć wywołujących wszelakiego kształtu eksplozje, ale to raczej niewiele mogło pomóc...
Zauważyła, że wcześniej kopnięta bestia znów atakuje Cerro. Gwałtownie poruszyła jedną ręką, a z jej palców wystrzeliła błyskawica, która sparaliżowała potwora, przynajmniej chwilowo.
Catherinne_
Starając się unikać magii Akayli próbowała używać skutecznie swojej własnej. W tej chwili tak bardzo żałowała, że odmówiła wstąpienia na szkolenie u Wiedźm. Gdyby została ich adeptką, nigdy nie doszłoby do czegoś takiego, mogłaby znacznie skuteczniej pomóc. Rzucała jednak jedno zaklęcie za drugim, starając się celować w atakujące je zwierzęta. Kątem oka dostrzegła, że trzy już padły na śnieg, jednak reszta nadal dzielnie walczyła.
Rołdż
Rołdż czuła, jakby coś chciało oderwać jej stopę. Powoli otworzyła oczy. Widziała tylko miliony płatków śniegu i część niebieskiego, ciemnego nieba. Śnieg wchodził jej pod kurtkę i koszulkę. Czuła jak ciało odmawia jej posłuszeństwa. Paraliż przejmował nad nim kontrolę.
~ Tak jak myślałam, wloką mnie... ~ Spróbowała podnieść głowę, aby zobaczyć, kto jest tak brutalny.
- Fur dåligt! Złe Futro!- chciała krzyknąć, widząc ogromną włochatą sylwetkę, ale głos uwiązł jej w gardle i dało się słyszeć tylko cichy jęk. Pazury bestii przebijały jej nogę. Chciała krzyknąć, zareagować. Cokolwiek! Nie mogła jednak nawet poruszyć palcami. Była zdana na łaskę Fur dåligta. Albo raczej na szybkość trojki jej przyjaciół.
Akayla
Rołdż oddalała się coraz bardziej, a tymczasem kolejna bestia związała Akaylę walką. Ignorując ból promieniujący z pleców na całe ciało, wszelakiej maści ciosami starała się odpędzać potwora.
~ Rołdż! Muszę coś zrobić... ale... a niech to, raz kozie śmierć!
Nienawidziła używać tego zaklęcia. Wypowiedziała je jeden jedyny raz podczas szkolenia i od tamtej pory usilnie starała się je zapomnieć. Nie chciało jednak opuścić jej umysłu, napawając ją obrzydzeniem za każdym razem, kiedy tylko przypominała sobie jego działanie. Nikomu nie życzyła trafienia nim, nawet takim bestiom jak te. Ale teraz nie miała wyboru. Ogarniało ją przerażenie- a co, jeśli trafi Cath albo Cerro? Nie, musiała. Inaczej Rołdż czeka pewna śmierć.
- Rees'ts ssaari keerha vassa, ear-nen kha! - wrzasnęła w owej syczącej mowie ognistych zaklęć, wyrzucając z umysłu wszystko, poza dwoma bestiami, które miały pecha znaleźć się bezpośrednio przed nią. Oba potwory nagle zawyły z bólu, choć zewnętrznie nie było widać, by cokolwiek im się stało. Padły na śnieg, ich mięśnie gwałtownie kurczyły się i rozprężały w bolesnej agonii. Jeden z nich to był ten, któremu Akayla wcześniej podpaliła głowę. Teraz w miejscu, gdzie futro spaliło się do skóry, widać było, że potwór powoli zaczyna zmieniać kolor. A w chwilę potem oba znieruchomiały, a ze wszystkich otworów ich ciała, również po sierści, zaczęły wypływać strumienie krwi. Akayla wzdrygnęła się i odwróciła wzrok. W tej chwili odczuwała nienawiść do siebie. Jednak szybko się pozbierała, pamiętając o wleczonej po śniegu Rołdż. Skupiła się i przejęła część energii od sparaliżowanego, powoli dochodzącego do siebie potwora leżącego w pobliżu Cerro. Szybkim spojrzeniem sprawdziła, czy nie trafiła któregoś ze swoich towarzyszy, ale z ulgą stwierdziła, że nie. Ostatnia trzymająca się na nogach bestia zaskowyczała z rozpaczą i cofnęła się w las, nie odeszła jednak.
- Zajmijcie się nim - wskazała na skołowanego potwora, krążącego między drzewami - i dobijcie tamtego - ogólnym ruchem wskazała drgające ciało, po którym wciąż przeskakiwały małe wyładowania elektryczne. Sama pognała co sił w nogach za Rołdż.
Cerro
Cerro miał ochotę zakląć. Nie zamierzał ganiać po lesie za bestią ani tym bardziej wbijać noża w ciało, po którym przeskakiwały wyładowania elektryczne. Pieszczoty pieszczotami...
Wstał, otrzepał się ze śniegu i zaczął krążyć po pobojowisku w poszukiwaniu swojego noża.
Catherinne_
Niesamowicie zdziwiło ją zaklęcie użyte przez Akaylę. Należało ono do gatunku tych najbardziej paskudnych, jednak w tej chwili nie miała czasu tego roztrząsać. Posłała kulę energii, dobijając jedno zwierzę, a następnie próbowała trafić drugie, jednak chybiła. Zirytowana zaczerpnęła więcej magii z siebie i posłała jeszcze raz pocisk, dzięki któremu zwierzę padło, jak rażone piorunem. Spowodowało to również utratę równowagi Cath, która upadła w kałużę krwi.
~ Wystarczyło trochę praktyki i moja magia znów stała się tak potężna, jak kiedyś.
Posłała następnie znaczące spojrzenie Cerro i nie czekając na niego, pobiegła za Akaylą. Po drodze nabrała trochę mocy i zaczęła powoli leczyć swoje obrażenia za pomocą magii uzdrowicielskiej.
~ Chyba jednak muszę iść na to szkolenie do Wiedźm, bo magia okazuje się być cholernie przydatna.
Cerro
Znalazł wreszcie nóż - diabelnie mocno nim rzucił, ostrze przeleciało ładny kawał drogi. Rozejrzał się i dostrzegł Akaylę oraz Cath biegnące ile sił w nogach tropem potwora, który porwał Rołdż. Ruszył ich śladem, pędząc ile sił w nogach. Wkrótce zrównał się z Cath, wyrównał krok, żeby nie tracić niepotrzebnie sił. Z przodu widział Akaylę. Miał nadzieję, że przynajmniej ona wie, dokąd biegną, bo potwór z Rołdż dawno już zniknął, zagłębiając się w las.
Akayla
Jej plecy przy każdym ruchu wywoływały rozprzestrzeniającą się na całe ciało falę bólu. Krew ściekała ze szram, pozostawiając na śniegu czerwony ślad. Mimo to nie poddawała się- nie teraz. Niby mogła się uleczyć, ale zajęłoby to zdecydowanie zbyt dużo czasu. Bestia już znikła w lesie, a Rołdż wraz z nią. Jednakże odnalezienie ich nie powinno być trudne- wleczone ciało pozostawiło za sobą głęboką koleinę. Taki ślad ciężko przeoczyć. Ale niewątpliwie drobnym problemem był nadchodzący zachód słońca- a następnego dnia rano może już być za późno, by pomóc Rołdż. Usłyszała kroki i obejrzała się przez ramię. Cerro i Cath biegli za nią. Dobrze. Po dłuższym biegu, w trakcie którego musiała wielokrotnie czerpać siły z otoczenia i niechlujnym zaklęciem zasklepić rany, żeby się nie wykrwawić, dotarła do podnóża gór. Zatrzymała się. Trop się urywał. Powoli zbliżyła się do ostatniego ze śladów, przykucnęła i przyjrzała się bliżej w słabnącym świetle dnia. Tak jakby potwór... skoczył? Popatrzyła w górę. Zbocze było pełne różnych występów skalnych, dziur, mniejszych i większych jaskiń. Żadnych ścieżek. Gdzieś tam musi być Rołdż... ale gdzie? Akayla wyrzuciła z siebie stek najgorszych krasnoludzkich przekleństw. Skały były pokryte lodem. By po nich skakać, bestia musiała używać pazurów. Z odnalezieniem tropu nie powinno być większych problemów, ale tylko, jeśli wyjść z założenia, że słońce stanie, albo wręcz się cofnie, a im uda się wyleźć na zbocze... iście karkołomne zadanie. Jeśli bestia zatrzymała się w którejś z jaskiń- tym lepiej, odnajdzie ją bez problemu. Ale wciąż pozostawał problem, jak mieliby się tam dostać?
Cerro
Cerro przeszedł kilka razy przy ścianie, nim wreszcie dostrzegł trop. W zapadającym zmierzchu krew, pokrywająca oblodzony, skalny występ, wydawała się czarna. Kiedy Cerro dotknął ją okrytymi rękawiczką palcami, okazała się już tężeć. Mężczyzna chwycił się okrwawionego występu, stopą namacał niewielką wyrwę pod nim i podciągnął się w górę. Znów sięgnął ręką do kolejnego sterczącego fragmentu ściany.
~ Jak ta bestia zdołała tam wleźć? ~ zastanawiał się, pamiętając, by nie spojrzeć w dół.
Wspiął się niemal do połowy wysokości skalnej ściany, nim wreszcie natrafił na szeroką półkę. Podparł się przedramieniem i podciągnął.
Spojrzał prosto w oczy bestii, która nisko zwiesiła głowę i przyglądała mu się z zainteresowaniem. Dotarł do niego smród jej oddechu. Wisząc na skalnej półce, ze stopą wspartą o oblodzoną wyrwę w kamieniu, niewiele mógł w tej sytuacji zrobić.
Stwór chwilę stał nieruchomo, chyba porażony zaskoczeniem. Nagle otrząsnął się, warknął i zaatakował, uderzając uzbrojoną w pazury łapą. Cerro odruchowo osłonił się, ostre pazury rozharatały jego przedramię. Najgorsze jednak, że stracił podparcie. Runął w dół skały. W rozpaczliwym odruchu próbował się czegoś złapać. Zaczepił palcami o gęste futro bestii, pociągając ją za sobą. Sczepieni w węzeł śmierdzącego futra i czarnych ubrań zaczęli spadać wzdłuż ściany. Potwór rozpaczliwie machał łapskami, usiłując zaczepić o coś pazurami. Cerro zdarł sobie rękę do krwi, szorując nią po skalnej ścianie. Zdołał wreszcie wczepić palce w wystający fragment skały. Jęknął z bólu, kiedy potwór uwiesił się jego nogi, wbijając w nią ostre pazury. Kopnął go kilka razy w pysk, z całej siły. Palce uślizgnęły się mu na występie, a bestia wciąż go trzymała.
~ No zdechnij wreszcie! ~ pomyślał z wściekłością, kopiąc raz jeszcze, z całej siły.
Potwór puścił wreszcie jego nogę i runął w dół, między Cath i Akaylę, wciąż stojące na dole, gdzie legł nieruchomo, wygięty pod nienaturalnym kątem.
Cerro znalazł podparcie dla stóp i przytulił się do zimnej skały, by uspokoić walące wściekle serce.
Akayla
Z niedowierzaniem patrzyła na karkołomne wyczyny Cerro. Gdyby nie widziała, że to możliwe, zapewne nawet nie spróbowałaby się tam wspiąć, a co dopiero walczyć, wisząc na stoku. Odskoczyła, gdy bestia runęła tuż obok niej.
~ Skoro Cerro tam wlazł, ja również dam radę ~ pomyślała ambitnie. Ostrożnie odnajdując uchwyty dla rąk i nóg, powoli wlazła na stok. Najpierw zrównała się z Cerro, a potem powoli, we wprost w ślimaczym tempie, nie odrywając tułowia od lodowatej ściany, skierowała się ku półce, na której Cerro znalazł bestię.
Rołdż
Rołdż wreszcie otworzyła oczy. Nie pamiętała nic, co stało się odkąd zauważyła bestię. Leżała na zimnym, twardym gruncie z szeroko rozwartymi oczyma. Czuła smród padliny i czegoś jeszcze, o czym myśleć nie chciała. Wgapiała się w ciemność i oczekiwała końca. Nie, nie! Jak to ona?! Ta, która radziła sobie sama tyle lat. Ta, która musiała przejść tyle kilometrów ze złamaną nogą! Spróbowała się unieść. Jej ciało intensywnie zmusiło ją do leżenia spokojnie. Co chwilę wstrząsały nią drgawki i dreszcze. Raz, czy dwa wypluła nawet krew. Wyglądała jak rozkładające się zwłoki. Nie wiedziała, co się z nią stanie, gdzie bestie, jej przyjaciele. Postanowiła krzyknąć. Przecież monstrum i tak wiedziało, gdzie ona jest. Kilka prób zawołania nie powiodło się. Zaczęła gwizdać. To jej, o dziwo, wychodziło. Gwizdała, a zaraz dławiła się krwią i kaszlała niesamowicie. Gwizd, kaszel, gwizd, kaszel. I tak w koło i koło. Nie wiedziała, ile już tak leży. Panująca ciemność powoli przytłaczała ją, przesiąkła smrodem, a w ciszy słyszała tętno krwi w żyłach. Od czasu do czasu do jamy wpadł powiew zimnego powietrza, który atakował jej ciało i wstrząsała nią kolejna fala dreszczy. Nie czuła ciała. Nie czuła bólu. Nie czuła siebie.
Cerro
Cerro na nowo podjął powolną, żmudną wspinaczkę, świadom, że nie może trwać przyklejony do ściany przez wieczność. Dotarł raz jeszcze do półki, podciągnął się na nią z wysiłkiem. Dojrzał ciemne wejście groty. Ze środka cuchnęło krwią i rozkładem. Pod przeciwległą ścianą dostrzegł jakiś tłumok.
~ To chyba Rołdż ~ pomyślał.
Poczuł, że coś ciepłego cieknie mu po nadgarstku. Zerknął. Krew z rozdartego przedramienia, oczywiście. Dostrzegł długie rozcięcia w aksamitnym rękawie wamsu.
To ubranie kosztowało go miesięczną wypłatę.
Miesięczną.
Wypłatę.
Za.
Znoszenie.
Naczelnej.
I.
Całej.
Tej.
Bandy.
Tworzącej.
Gazetkę.
Puścił potworną, absolutną wiązankę pod adresem potwora, całego świata i bogów, którzy go stworzyli.
Akayla
Cerro ją wyprzedził, ale w końcu również dotarła do półki, na którą wskoczyła zręczniej, niż można by przypuszczać po tempie wspinaczki. Odór krwi i zgnilizny natychmiast uderzył w jej nozdrza, niemal fizycznie. Zauważyła, że Cerro stoi i gapi się na swoją rękę. Właśnie miała zaproponować leczenie, kiedy powietrze przeciął gwizd, po którym nastąpił kaszel. Jeden z ciemnych kształtów wewnątrz jaskini zadrżał podczas ataku. Gdy mu przeszło, rozległ się kolejny gwizd.
- Rołdż!
Podbiegła do niej i uklękła obok, zupełnie ignorując cały ten brud, pokrywający skały.
- Nic nie mów - warknęła stanowczo, badając ją. Skały były niemożliwie zimne, a ubranie Rołdż przemoczone. Ona sama miała zdecydowanie zbyt niską temperaturę ciała. Do tego Akayla zauważyła obtarcia. Biorąc pod uwagę typ podróży, jaką Rołdż odbyła, z pewnością towarzyszyły im liczne siniaki...
- Nie jęcz mi teraz, że nie chcesz magii - rzuciła krótko. Dobrze wiedziała, że jeśli natychmiast nie wysuszy i nie ogrzeje Rołdż, ta umrze z wychłodzenia. Akayla usiadła po turecku. Nie umknął jej uwadze stan spodni na kolanach po krótkim kontakcie z podłożem.
~ Wszystkie elementy garderoby do wymiany. Cudownie.
Zaczęła nucić cicho, szukając oparcia dla swych czarów w gorącu podziemi. Rzadko zapuszczała się mentalnie w tamte rejony- to znacznie przedłużało zaklęcia. Ale nigdzie indziej nie znalazłaby dość energii, by rozgrzać Rołdż, nie wyziębiając przy okazji siebie i Cerro. Po około pięciu minutach rozpoczęła właściwą treść zaklęcia, które natychmiast zaczęło suszyć ubrania Rołdż i rozgrzewać jej ciało. Powietrze wokół nich wibrowało, przesycone energią, która powoli docierała do punktów docelowych. Akayla wciąż nuciła zaklęcia.
Catherinne_
Cath z irytacją popatrzyła, na spadające ciało bestii. Była już zmęczona ciągłą walką z potworami paskudnej maści. Zaciekawiona obserwowała poczynania Cerro i Akayli, o własnych siłach wdrapujących się na skalną półkę. Ona by tak nie potrafiła. Jej kondycja była beznadziejna, jednak na szczęście znała magię. Nie w takim stopniu, jak prawdziwe wiedźmy, ale w tym, co potrafiła, była najlepsza.
Wreszcie jej ciało skończyło się leczyć i mogła ponownie zaczerpnąć magii. Lewitacja nie była łatwa, jednak powoli unosiła się coraz wyżej. Najtrudniejsze w tej sztuce było opanowanie. Im wyżej ktoś chciał wzlecieć, tym bardziej musiał panować nad sobą, wyciszając się.
W końcu dotarła do celu. Szybko weszła do jaskini i zobaczyła pochyloną nad Rołdż Akaylę. Zaklęła. Stan obu dziewczyn był beznadziejny. Z Cerro było trochę lepiej, jednak też nie można było o nim powiedzieć, że jest cały. Zaczęła leczyć obrażenia Akayli, nie pytając jej o zgodę. Później będzie im łatwiej wspólnie leczyć Rołdż.
Akayla
Jakaś magia zaczęła na nią działać, wyrywając ją z transu. W panice pochwyciła uciekającą energię, prąd zaczął skakać jej po palcach. Obejrzała się. Cath leczyła jej plecy. W podziękowaniu skinęła głową i wróciła do swoich zaklęć, wypuszczając z rąk iskry. W miarę, jak działały zaklęcia Cath, czuła się coraz lepiej.
Catherinne_
Obrażenia Akayli nie były tak rozległe i głębokie, jak się jej na początku wydawało, więc już po chwili jej przyjaciółce wróciły siły. Jednak dopiero teraz czekało na nią prawdziwe wyzwanie. Rołdż była bliska śmierci i Cath wiedziała, że całkowicie nawet wspólnymi siłami nie będą w stanie jej uleczyć.
- Gotowa? - zapytała Akaylę, po czym przyłożyła ostrożnie swoją rękę na klatce piersiowej Rołdż.
Akayla
Spojrzała na nią spod na wpół zamkniętych oczu.
- Lecz... obrażenia - powiedziała pomiędzy wersami zaklęcia. - Jeszcze... nie... przywróciłam... odpowiedniej... temperatury...
Rołdż
Rołdż miała zaprotestować. Nie chciała magii i już! Jednak, na swoje nieszczęście, zemdlała. Obudziła się dopiero pod wpływem przyjemnego i kojącego ciepła.
- Żadnej magii. - Uśmiechnęła się krzywo widząc Cath i Akaylę, które miotały zaklęciami, żeby przywrócić ją do stanu używalności. Mimo, że nie chciała, aby leczono ją magią, to musiała przyznać, że tylko dzięki temu teraz może oddychać. Ale było źle, bardzo źle. Nie czuła nóg, a klatka piersiowa paliła ją. Do tego ta rana na biodrze.
~ Magia chyba nic tu nie da ~ pomyślała i znów straciła przytomność na skutek potężnej fali bólu.
Akayla
Nie odpowiedziała na komentarz Rołdż. W jej stanie zioła i tradycyjne metody to zbyt mało. Akayla nie wiedziała, jak długo siedziała i w kółko nuciła te same zaklęcia. Tak, jakby czas przestał płynąć. Wybudziła się z transu dopiero, gdy promienie zimowego słońca ją oślepiły. Przerwała zaklęcie i przez dobre dwie minuty jej zmęczony umysł zgłębiał problem pory dnia i czasu spędzonego nad ranną. Mogła być najwcześniej dziesiąta nad ranem, prawdopodobnie jednak później.
~ Siedziałam tu przez cały wieczór, noc i poranek! Rołdż, jeśli będziesz potem narzekać na to, że użyłam magii, obiecuję, że dostaniesz w twarz.
Przeciągnęła się, by rozruszać zastane kości. Czuła się tak, jakby jeszcze raz odbyła walki z Rykaczem i wilko-stworami, tyle że jedną po drugiej, bez przerwy.
Nagle uderzyła ją świadomość, że oto zajmuje się sobą, a nawet nie sprawdziła stanu Rołdż. Skupiła się na rannej. Ubrania wyschły, a nawet się rozgrzały. Dobrze, nawet bardzo. Delikatnie dotknęła czoła towarzyszki. Wciąż było nieco chłodniejsze, niż być powinno, ale Akaylę w pełni to usatysfakcjonowało. Wiedziała, że teraz temperatura powinna już sama się unormować, a organizm nie ucierpi z powodu różnicy jednego, czy pół stopnia. Poza tym, Akayla znała przypadki hipotermii, w których uzdrowiciele przywrócili w pełni właściwą temperaturę... Kończyło się to ostrą gorączką. Teraz nie powinna się już wtrącać w kwestię ogrzewania. I nie mogła powiedzieć, że nie przyniosło jej to ulgi. Padła na plecy, nie bacząc na kości i odpadki zaściełające dno jaskini. Przez chwilę oddychała głęboko, a smród wwiercał się jej w nos. Po chwili nie mogła już wytrzymać. Z pewnym trudem wstała i powlokła się do wyjścia. Usiadła na półce, nie bacząc na bijące z niej zimno, a nogi zwiesiła w powietrzu. Przez chwilę jedynie oddychała, krzywiąc się przy każdym wdechu. Lodowate powietrze przeszywało jej płuca. Popatrzyła na zimowe słońce.
- Kerss- vassa. Pomóż mi.
Zaczerpnęła energii. Jedyna magiczna technika, która nie męczy. Pobieranie energii.
~ Dlaczego magia musi być męcząca? ~ zastanowiła się. Nie znalazła odpowiedzi. Po chwili przerwała zaklęcie i wstała. Wprawdzie wciąż była obolała i głodna, ale przynajmniej nie miała wrażenia, że zaraz padnie na twarz i już się nie podniesie. Popatrzyła na Cerro.
- Wyleczyć ci rękę? - zapytała, pamiętając, że Rołdż nawet w skrajnie fatalnym stanie nie chciała uzdrawiania magią.
Cerro
~ Napraw mi ubranie ~ pomyślał ze złością, ale jedynie wzruszył ramionami i wyciągnął do Akayli okaleczoną kończynę.
Akayla
Chwyciła wyciągniętą rękę za nadgarstek i przyjrzała się ranie.
~ To nie powinno być trudne.
- Będzie szczypać - ostrzegła. Niezrozumiale mrucząc, wypowiedziała najpierw zaklęcie oczyszczające, które miało zapobiec zakażeniu, potem proste zaklęcie gojące. Na ich oczach rana zaczęła się zmniejszać, aż po chwili całkiem się zamknęła. Skinęła głową i wróciła do Rołdż. Po krótkim badaniu Akayla stwierdziła, że jej stan się nie pogorszył.
- Gdzie te wiedźmy?
W tym momencie do jaskini dotarły odbijane echem, skrzekliwe głosy. Już po chwili na niebie pojawiły się wyraźne kształty, a zaraz potem na półce wylądowały trzy wiedźmy na miotłach. Rayloth wleciał do środka, wylądował na ramieniu Akayli i zaskrzeczał z satysfakcją.
- Gdzie ta wasza ranna? - zapytała najstarsza z przybyłych.
Rołdż
Rołdż poczuła się lepiej. No, nie aż tak bardzo. Po prostu nie czuła już wszechobecnego bólu i nie miała mroczków przed oczyma. Nagle usłyszała znajomy, ostry głos.
~ Cholera, słuch też mi wysiada! ~ Ale z jej uszami nic nie było. Znajome Wiedźmy z Gór pofatygowały się... i to do niej. Poczuła wstyd, że przez nią musiały opuścić Wieżę. Pomyślą, że jest słaba i nie umie nawet dojść do ich posiadłości! Och, jakże jej było źle na sercu.
- Czarnokwiat? - powiedziała z nadzieją. Przywitała się już dawno. W myślach. Na dzień dobry dostała niezłą wiązankę przekleństw. I tak wiedziała, że złość Wiedźm minie, a ona dostanie upragnionego skręta. Nagle ścisnęło ją w żołądku. Wymiotowała żółcią. Dawno nie nie jada, ani nie piła.
Akayla
- Dłużej się nie dało? - mruknęła cicho do sokoła, patrząc, jak wiedźmy podchodzą do Rołdż. Obserwując sytuację z boku nie dało się nie zauważyć, że wiedźmy dobrze znają Rołdż. Nie zamierzała więc im przeszkadzać.
Opracowała
Akayla
0 komentarze:
Twój komentarz będzie widoczny po akceptacji administratorki gazetki.