610: Paczuszka Pandory: Ach te wieloznaczności, czyli o Avatarze.
Słowo "avatar" można rozumieć na kilka sposobów. W tym artykule przedstawię wybrane przeze mnie trzy.
Chyba najbardziej podstawowym znaczeniem pojęcia "avatar" jest niewielkich rozmiarów obrazek, najczęściej kwadrat, używany w internecie, wyświetlany pod nickami i rangami na forach oraz w informacjach profilowych. Avatar można znaleźć w internecie, wykonać samemu, bądź poprosić czy zlecić komuś jego wykonanie.
Avatary tworzy się dosyć łatwo. Wystarczy do tego odpowiedni program graficzny, na przykład darmowy Gimp i minimalna jego znajomość. Poniżej zamieszczam linki do dwóch poradników, w których dość przystępnie jest omówione, w jaki sposób wykonuje się avatary.
Poradnik Border.
Poradnik Lizy
Pod pojęciem "Avatar" można rozumieć także bardzo znaną i znakomitą produkcję Jamesa Camerona. Kto jeszcze nie oglądał tego filmu, powinien to uczynić. Jak najszybciej.
Reżyser przenosi nas do wymyślonej przez siebie rzeczywistości - świata przyszłości, w którym na Ziemi nie ma już ani jednego drzewa, a ludzie badają obce planety, w tym księżyc Pandorę. Pandorę porastają rozległe puszcze, a jej cechą szczególną jest to, że wszelkie występujące tam organizmy żywe są kilkakrotnie większe od spotykanych na ziemi. Od gigantycznych drzew po kolosalnych rozmiarów dzikie zwierzęta i... humanoidalne plemię.
Ludzie nie interesują się jednak Pandorą tylko przez wzgląd na jej niezwykłe piękno i ciekawą biologię. Ich celem jest nade wszystko pozyskanie rzadkiego i bardzo drogiego materiału - unobtainium. Co z tej nieopanowanej żądzy zysku wynika? Łatwo zgadnąć...
Fabuła "Avatara" nie należy do wybitnych. Za to zachwyt budzą efekty specjalne i towarzysząca całości muzyka. Kiedy włączyć ten film, przytłaczające piękno realistycznych krajobrazów po prostu wgniata w fotel. I nie puszcza do samego końca, aż do ostatniej sceny. Widz razem z bohaterami przemierza dzikie, jaśniejące nocą lasy, podgląda zwierzęta i lata na grzbiecie ikrana między lewitującymi masywami Gór Alleluja. Tego nie da się opisać. Tego trzeba doświadczyć.
A muzyka owe wrażenia tylko pogłębia. Fascynuje ciekawymi motywami, tworzy wspaniałe tło dla opowieści, skłania do puszczenia wodzy fantazji. Obraz i dźwięk idealnie ze sobą współgrają, tworząc prawdziwą symfonię wrażeń. Ścieżek dźwiękowych z tego filmu można słuchać i słuchać, i za każdym razem są tak samo zachwycające, jak za pierwszym.
Ale, jak już wspominałam, najsłabszą stroną filmu jest jego fabuła. Dlaczego? Jest prosta. I przewidywalna. A niektórym wręcz może się wydać znajoma. Skąd? Aby do tego dojść, należy przyjrzeć się jej szkieletowi.
Żołnierz przybywa na zupełnie nowy dla siebie ląd. Celem mieszkających w kolonii ludzi jest pozyskanie rzadkiego i cennego surowca. Rzeczony żołnierz jest początkowo po ich stronie. Wpada w tarapaty. Pomaga mu piękna kobieta, która okazuje się być córką wodza miejscowego plemienia. Żołnierz zbliża się do plemienia. I nagle okazuje się, że zakochał się w córce wodza. Ale ma zdradzić goszczące go istoty. Ostatecznie miłość i poczucie sprawiedliwości determinują jego decyzję. Zdradza swoich współrodaków. Dochodzi do bitwy między bardziej zaawansowanymi technicznie ludźmi i mieszkańcami nowego lądu. A potem happy end.
Dobrze. Jak wiadomo, córka wodza to Neytiri. Ale... czy aby na pewno? Bo, tak po prawdzie, równie dobrze można by ją nazwać... Pocahontas.
"Avatar" opowiada historię dosyć znaną, tyle że w wydaniu science fiction. Jest to opowieść piękna i wzruszająca, tego zanegować nie mogę. Czy może jednak zaskoczyć...? Wątpię. Ale efekty specjalne i udźwiękowienie ów mankament nadrabiają i na tyle skutecznie przykuwają do ekranu, że produkcję można uznać za pokaz kunsztu i prawdziwego mistrzostwa - przedstawić znaną, by nie rzec banalną historię tak, by widz nie mógł się od niej oderwać i za każdym obejrzeniem przeżywał film tak samo mocno.
Tak. A czym jeszcze jest "Avatar"?
Serialami anime.
"Avatar: Legenda Aanga" (tytuł oryginalny - "Avatar: The Last Airbender") oraz przedłużenie uniwersum "Avatar: Legenda Korry" (tytuł oryginalny - "Avatar: The Legend of Korra"). "Legenda Aanga" liczy sobie trzy sezony, "Legenda Korry" w tej chwili ma jeden, niedługo jednak ma zostać udostępniony drugi.
Pozwolę sobie skupić się na tym pierwszym serialu - dziele epickim (nie jest to bynajmniej określenie przesadzone), trzymającym przy ekranie nie słabiej niż film Camerona.
Akcja toczy się w świecie, który zamieszkują (czy raczej zamieszkiwały) żyjące ze sobą w pokoju Cztery Narody: Naród Ognia, Nomadzi Powietrza, Plemiona Wody i Królestwo Ziemi. Wszystko uległo zmianie na sto lat przed pokazywanymi wydarzeniami. Naród Ognia zaatakował inne, Nomadzi Powietrza zostali zmieceni z powierzchni ziemi...
Świat zamieszkują magowie i ludzie niemagiczni. A najpotężniejszym z nich wszystkich jest Avatar - mag zdolny do opanowania wszystkich czterech żywiołów, łącznik między Światem Ludzi i Światem Duchów. I tylko on mógł powstrzymać ekspansję Narodu Ognia. Ale kiedy był potrzebny - zniknął bez śladu.
Został odnaleziony po upływie stu lat, ostatni mag powietrza razem ze swoim latającym bizonem. Dwunastolatek, którego obowiązkiem jest zakończyć wojnę. Dwunastolatek, który umie władać jednym tylko żywiołem, a kontrolowania pozostałych musi się dopiero nauczyć. Na szczęście Avatar znajduje przyjaciół, wielu ludzi mu pomaga. Dzięki temu dzieciak, którego widzimy w pierwszym odcinku, dorasta, przygotowując się do spełnienia swojej powinności.
To właśnie jest jedna z najmocniejszych stron serialu. Wszystkie postaci przechodzą nieprawdopodobną przemianę. Dorastają, z rozwydrzonych dzieciaków stają się bohaterami. To naprawdę spory szok, po obejrzeniu ostatniego odcinka trzeciego sezonu włączyć pierwszy pierwszego. Człowiek patrzy i nie może uwierzyć, że to te same postaci, na początku i na końcu. A zmiany zachodzą wprost niezauważalnie.
Inną mocną stroną jest perfekcyjne wyważenie między powagą, a rozładowującymi napięcie scenami wywołującymi salwy śmiechu. Dzięki temu oglądanie nie męczy, a wręcz przeciwnie - można usiąść do komputera z zamiarem obejrzenia jednego odcinka, a obudzić się późno w nocy, po obejrzeniu całego sezonu, i czuć, że to jeszcze nie jest dość. Historia wprost zasysa i nie pozwala się od siebie oderwać. Fabuła jest ciekawa i rozbudowana, a po zobaczeniu każdego odcinka widz koniecznie chce znaleźć odpowiedź na pytanie - "no ale co dalej?!".
Dla osób, które chciałyby obejrzeć "Avatara" strona, na której znajdują się kompletne dwa pierwsze sezony Aanga i również kompletny pierwszy Korry:
KorraTV.tk
Chyba najbardziej podstawowym znaczeniem pojęcia "avatar" jest niewielkich rozmiarów obrazek, najczęściej kwadrat, używany w internecie, wyświetlany pod nickami i rangami na forach oraz w informacjach profilowych. Avatar można znaleźć w internecie, wykonać samemu, bądź poprosić czy zlecić komuś jego wykonanie.
Avatary tworzy się dosyć łatwo. Wystarczy do tego odpowiedni program graficzny, na przykład darmowy Gimp i minimalna jego znajomość. Poniżej zamieszczam linki do dwóch poradników, w których dość przystępnie jest omówione, w jaki sposób wykonuje się avatary.
Poradnik Border.
Poradnik Lizy
Pod pojęciem "Avatar" można rozumieć także bardzo znaną i znakomitą produkcję Jamesa Camerona. Kto jeszcze nie oglądał tego filmu, powinien to uczynić. Jak najszybciej.
Reżyser przenosi nas do wymyślonej przez siebie rzeczywistości - świata przyszłości, w którym na Ziemi nie ma już ani jednego drzewa, a ludzie badają obce planety, w tym księżyc Pandorę. Pandorę porastają rozległe puszcze, a jej cechą szczególną jest to, że wszelkie występujące tam organizmy żywe są kilkakrotnie większe od spotykanych na ziemi. Od gigantycznych drzew po kolosalnych rozmiarów dzikie zwierzęta i... humanoidalne plemię.
Ludzie nie interesują się jednak Pandorą tylko przez wzgląd na jej niezwykłe piękno i ciekawą biologię. Ich celem jest nade wszystko pozyskanie rzadkiego i bardzo drogiego materiału - unobtainium. Co z tej nieopanowanej żądzy zysku wynika? Łatwo zgadnąć...
Fabuła "Avatara" nie należy do wybitnych. Za to zachwyt budzą efekty specjalne i towarzysząca całości muzyka. Kiedy włączyć ten film, przytłaczające piękno realistycznych krajobrazów po prostu wgniata w fotel. I nie puszcza do samego końca, aż do ostatniej sceny. Widz razem z bohaterami przemierza dzikie, jaśniejące nocą lasy, podgląda zwierzęta i lata na grzbiecie ikrana między lewitującymi masywami Gór Alleluja. Tego nie da się opisać. Tego trzeba doświadczyć.
A muzyka owe wrażenia tylko pogłębia. Fascynuje ciekawymi motywami, tworzy wspaniałe tło dla opowieści, skłania do puszczenia wodzy fantazji. Obraz i dźwięk idealnie ze sobą współgrają, tworząc prawdziwą symfonię wrażeń. Ścieżek dźwiękowych z tego filmu można słuchać i słuchać, i za każdym razem są tak samo zachwycające, jak za pierwszym.
Ale, jak już wspominałam, najsłabszą stroną filmu jest jego fabuła. Dlaczego? Jest prosta. I przewidywalna. A niektórym wręcz może się wydać znajoma. Skąd? Aby do tego dojść, należy przyjrzeć się jej szkieletowi.
Żołnierz przybywa na zupełnie nowy dla siebie ląd. Celem mieszkających w kolonii ludzi jest pozyskanie rzadkiego i cennego surowca. Rzeczony żołnierz jest początkowo po ich stronie. Wpada w tarapaty. Pomaga mu piękna kobieta, która okazuje się być córką wodza miejscowego plemienia. Żołnierz zbliża się do plemienia. I nagle okazuje się, że zakochał się w córce wodza. Ale ma zdradzić goszczące go istoty. Ostatecznie miłość i poczucie sprawiedliwości determinują jego decyzję. Zdradza swoich współrodaków. Dochodzi do bitwy między bardziej zaawansowanymi technicznie ludźmi i mieszkańcami nowego lądu. A potem happy end.
Dobrze. Jak wiadomo, córka wodza to Neytiri. Ale... czy aby na pewno? Bo, tak po prawdzie, równie dobrze można by ją nazwać... Pocahontas.
"Avatar" opowiada historię dosyć znaną, tyle że w wydaniu science fiction. Jest to opowieść piękna i wzruszająca, tego zanegować nie mogę. Czy może jednak zaskoczyć...? Wątpię. Ale efekty specjalne i udźwiękowienie ów mankament nadrabiają i na tyle skutecznie przykuwają do ekranu, że produkcję można uznać za pokaz kunsztu i prawdziwego mistrzostwa - przedstawić znaną, by nie rzec banalną historię tak, by widz nie mógł się od niej oderwać i za każdym obejrzeniem przeżywał film tak samo mocno.
Tak. A czym jeszcze jest "Avatar"?
Serialami anime.
"Avatar: Legenda Aanga" (tytuł oryginalny - "Avatar: The Last Airbender") oraz przedłużenie uniwersum "Avatar: Legenda Korry" (tytuł oryginalny - "Avatar: The Legend of Korra"). "Legenda Aanga" liczy sobie trzy sezony, "Legenda Korry" w tej chwili ma jeden, niedługo jednak ma zostać udostępniony drugi.
Pozwolę sobie skupić się na tym pierwszym serialu - dziele epickim (nie jest to bynajmniej określenie przesadzone), trzymającym przy ekranie nie słabiej niż film Camerona.
Akcja toczy się w świecie, który zamieszkują (czy raczej zamieszkiwały) żyjące ze sobą w pokoju Cztery Narody: Naród Ognia, Nomadzi Powietrza, Plemiona Wody i Królestwo Ziemi. Wszystko uległo zmianie na sto lat przed pokazywanymi wydarzeniami. Naród Ognia zaatakował inne, Nomadzi Powietrza zostali zmieceni z powierzchni ziemi...
Świat zamieszkują magowie i ludzie niemagiczni. A najpotężniejszym z nich wszystkich jest Avatar - mag zdolny do opanowania wszystkich czterech żywiołów, łącznik między Światem Ludzi i Światem Duchów. I tylko on mógł powstrzymać ekspansję Narodu Ognia. Ale kiedy był potrzebny - zniknął bez śladu.
Został odnaleziony po upływie stu lat, ostatni mag powietrza razem ze swoim latającym bizonem. Dwunastolatek, którego obowiązkiem jest zakończyć wojnę. Dwunastolatek, który umie władać jednym tylko żywiołem, a kontrolowania pozostałych musi się dopiero nauczyć. Na szczęście Avatar znajduje przyjaciół, wielu ludzi mu pomaga. Dzięki temu dzieciak, którego widzimy w pierwszym odcinku, dorasta, przygotowując się do spełnienia swojej powinności.
To właśnie jest jedna z najmocniejszych stron serialu. Wszystkie postaci przechodzą nieprawdopodobną przemianę. Dorastają, z rozwydrzonych dzieciaków stają się bohaterami. To naprawdę spory szok, po obejrzeniu ostatniego odcinka trzeciego sezonu włączyć pierwszy pierwszego. Człowiek patrzy i nie może uwierzyć, że to te same postaci, na początku i na końcu. A zmiany zachodzą wprost niezauważalnie.
Inną mocną stroną jest perfekcyjne wyważenie między powagą, a rozładowującymi napięcie scenami wywołującymi salwy śmiechu. Dzięki temu oglądanie nie męczy, a wręcz przeciwnie - można usiąść do komputera z zamiarem obejrzenia jednego odcinka, a obudzić się późno w nocy, po obejrzeniu całego sezonu, i czuć, że to jeszcze nie jest dość. Historia wprost zasysa i nie pozwala się od siebie oderwać. Fabuła jest ciekawa i rozbudowana, a po zobaczeniu każdego odcinka widz koniecznie chce znaleźć odpowiedź na pytanie - "no ale co dalej?!".
Dla osób, które chciałyby obejrzeć "Avatara" strona, na której znajdują się kompletne dwa pierwsze sezony Aanga i również kompletny pierwszy Korry:
KorraTV.tk
Akayla
Scenariusz Avatara był opracowany wcześniej niż scenariusz Pocahontaz, ale wtedy nie było wystarczającej technologii do zrealizowania tego D: ale fakt piękny film. Mój ulubiony <3 czekam na drugą i trzecią część, być może powstanie czwarta - jako prequel jedynki. Na avatar.net.pl i forum.avatar.net.pl można się ciekawych rzeczy na ten temat dowiedzieć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń