681: Dokoła Nightwood: Dlaczego Polcon stał się Kolejkonem. Wspomnienia Smo.
Tegoroczny Polcon odbywał się w Warszawie. Organizowany przez Stowarzyszenie Avangarda gościł w budynkach Politechniki Warszawskiej. Trwał od 29 sierpnia do 1 września. - mogłabym zacząć w ten sposób i napisać piękną relację z konwentu. Jednak uraczę Was inną historyjką - otóż dlaczego jeden z większych polskich konwentów ochrzczony został Kolejkonem.
Powinnam zapewne napisać coś pokroju "Zaczął się niezbyt zachęcająco - bowiem pierwszy dzień oznaczał dla wielu osób ponad sześciogodzinne stanie w kolejce po akredytację.". Jednak nie odda to ogromu problemu - kilometrowej kolejki przesuwającej się kilka metrów na godzinę, gdzie ludzie przychodzący około drugiej po południu i stali jeszcze pół godziny po zapadnięciu zmroku. Tak wymęczeni uczestnicy skłonni byli raczej wrócić do domu wyklinając na organizację, niż korzystać z ostatnich czwartkowych atrakcji. Tym bardziej, że zabrakło akredytacji trzydniowej - kupowanie wejściówek na pojedyncze dni wypadało drożej od pełnej akredytacji, chociaż jeden dzień większość i tak spędziła pod drzwiami konwentu.
Nawet osoby, które dokonały przedpłaty stały w jednej kolejce z resztą oczekujących. System wpuszczania prowadzących prelekcje przed kolejką również zawiódł - część z nich i tak nie miała możliwości stawić się na swoich wykładach, zaś reszta zastała zapewne jedynie garstkę ludzi, którzy jakimś cudem przedarli się przez zabójczy system akredytacji.
Kolejka okazała się być problemem nie tylko dla uczestników konwentu, ale i prowadzących poszczególne punkty programu, przez co wiele prelekcji nie miało szans się odbyć. Sama w ten sposób przegapiłam przynajmniej dwa wykłady, na których bardzo chciałam być. Z drugiej strony - i tak zmuszona byłam za nie zapłacić. Dzięki temu dwa i pół dnia (w niedzielę konwent trwał jedynie do trzeciej) wyniosło mnie siedemdziesiąt złotych - a ta kwota wydawała się wszystkim wysoka nawet jak na czterodniowy konwent.
Kolejnymi wydatkami okazało się samo jedzenie (ludzie zdążyli się już zapoznać po kilku godzinach stania ramię w ramię) - organizowały się grupki, które zamawiały następnie chociażby pizzę. Jednak to pozwoliło w przyzwoity sposób przeczekać ten niewiarygodnie dłużący się czas. Już po dwóch-trzech godzinach każdy wyciągnął przyniesione gry, zapasy alkoholu i integrował się ze stojącymi w pobliżu osobami. Jednak fakt, że teraz patrzy się na to w ten sposób, w żaden sposób nie niweluje złości i zmęczenia wywołanego wyczekiwaniem na akredytację.
Wyobrażacie sobie stan ludzi, którzy od siedmiu godzin czekają na identyfikator, a po jego otrzymaniu nie mają nawet możliwości dostania się do toalety - bo w budynku nie ma doń strzałek, a na mapce konwentu nikt jej nie oznaczył? Wyobrażacie sobie ich irytację, kiedy osoby odpowiedzialne za organizację krzyczą na oczekujących, że przecież od jakiegoś czasu działa inny punkt akredytacyjny? Bo ja muszę przyznać, że mój próg tolerancji przekroczony został po tym, jak jeden z organizatorów - znajomy mojego kolegi z Kolejki - oświadczył z całym przekonaniem, że akredytacja przebiega sprawnie i bezproblemowo.
Zatem - kto by nie chciał udać się na niedzielną prelekcję zatytułowaną "Jak zorganizować konwent i uniknąć prostych błędów - spotkanie ze Stowarzyszeniem Avangarda"?
Smocza pani |
Zobacz też:
0 komentarze:
Twój komentarz będzie widoczny po akceptacji administratorki gazetki.