900: Siedem klasyków Disneya, które dla różnych powodów warto zobaczyć w wakacje
Wakacje to dobry czas, żeby robić rzeczy, które zazwyczaj nie przyszłyby nam do głowy. Na przykład, przypomnieć sobie i obejrzeć klasyki filmów animowanych. Dlatego tym, których najdzie na to ochota, przedstawiam dziś subiektywną listę siedmiu staroci (lub klasyków, jak kto woli) Disneya, zasługujących na uwagę.
Najbardziej na fali:
Śpiąca Królewna, 1959
"Na fali"? Animacja sprzed ponad pięćdziesięciu lat? Coś tu jest chyba nie tak...
Jednakże, obecnie świat filmów podbija Maleficient, o którym pisała na łamach iNWD aveCHOMIK. Prawdopodobnie większość osób wie, że film ten powstał... właśnie na podstawie Śpiącej Królewny z 1959 roku. Chociaż końcówka została zmieniona, bardzo wiele scen jest żywcem skopiowanych z animacji do świata aktorskiej kreacji - pojawienie się Czarownicy na chrzcie Aurory, przyjazd gości na tenże, zarastanie zamku zaklętymi pnączami...
Oczywiście, sama opowieść o Śpiącej Królewnie jest znacznie starsza od wytwórni Disneya - spisał ją Charles Perrault, tworzący w XVII wieku.
Warto przypomnieć sobie także klasyczną Śpiącą Królewnę, aby w pełni zrozumieć Maleficient i zmiany, jakie zaszły w twórczości Disneya od początków działania studia. Dla fanów filmu dodatkową frajdą będzie odnajdywanie scen, zapożyczonych z animacji. I... co jeśli powiem wam, że oryginał bywa momentami znacznie mroczniejszy od nowego filmu?
Najbardziej przerażający "zły":
Taran i magiczny kocioł, 1985
Nie Skaza, nie rozmaite wiedźmy i macochy, nawet nie Cruella de Mon. A jeśli o nowe produkcje chodzi... zapomnijcie o ogryzających nogi misiach (Merida Waleczna) czy wymuskanych książątkach, siostrzyczkach nieogarniających własnej mocy i lodowych stworkach (Kraina lodu). Dzieci w 1985 zalewały się łzami, przypominając sobie Rogatego Króla.
W przeciwieństwie do innych filmów Disneya, Taran... ominął bardzo wiele osób. Szczerze mówiąc, w historii studia to raczej niewypał. I trudno się dziwić. Scenariusz na podstawie książki Lloyda Alexandra, mroczny klimat, stwory z walijskich legend... to rasowe dark fantasy, które jednak nie przekona do siebie wszystkich.
Natomiast sam Rogaty Król... nadgniły szkielet z żółtymi zębiskami, zawsze pojawia się w sposób równie epicki jak mroczny, a w oryginale straszy dodatkowo niesamowitym, podrasowanym głosem Johna Hurta.
Najbardziej zdumiewająca inspiracja:
Dzwonnik z Notre Dame, 1996
Ktokolwiek czytał powieść Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu autorstwa Wiktora Hugo (niekiedy tłumaczoną także, niezbyt poprawnie, na Dzwonnika z Notre-Dame), z pewnością złapie się za głowę, gdy zda sobie sprawę, że Disney wyprodukował na jej podstawie bajkę dla dzieci. Nieprawdopodobne pokłady okrucieństwa, dwulicowości i biedy; rozbudowana tematyka społeczna; problem tolerancji; wreszcie - fabuła, w znacznej mierze krążąca wokół niegodziwości członka Kościoła Katolickiego... jak?
Przy takim pierwowzorze, nawet największe ugrzecznienie niewiele pomogło. Dzwonnik z Notre Dame zahacza zarówno o problematykę społeczną (choćby w Modlitwie Esmeraldy) jak i utrzymuje mroczny klimat powieści. Sędzia Frollo to przecież nie tylko morderca matki tytułowego bohatera, ale też człowiek opętany żądzami i okrutnymi ideami (jeszcze jedna piosenka-modlitwa - Z dna piekieł).
Najbardziej niezwykła opowieść o przyjaźni:
Lis i Pies, 1981
Niejednokrotnie zdarzyło mi się czytać recenzję którejś z nowszych produkcji Disneya, wychwalającą odejście od schematów "księżniczek, książąt i poszukiwania miłości". Zwykle, gdy na taką natrafiam, wiem po prostu, że autor tak zna animacje studia jak ja język filipiński. Czyli słabo. Naprawdę słabo.
Najlepszym dowodem na to jest chyba właśnie Lis i Pies. Ze świecą tu szukać jakiejkolwiek księżniczki czy choćby władcy zwierząt (których mamy w Królu Lwie i Bambie), a film na pierwszy plan wysuwa kwestię przyjaźni. Dość niezwykłej, bo tej zawartej przez... myśliwskiego psa i lisa. Najpierw dziecinnej, później wystawionej na ogromną próbę, na końcu zaś - oczywiście - zwycięskiej.
Jak i poprzednie, także ten film ma swoje źródło. Tym razem inspiracją jest cudowna książka Daniela Mannixa o tym samym tytule.
Wspominałam już, że smutna, szczenięca mordka psa Miedziaka podbije najtwardsze serce?
Najbardziej deliryczna scena:
Dumbo, 1941
"Zaraz, zaraz... czy to nie jest bajka o słoniku z wielkimi uszami, dziejąca się w cyrku?"
Owszem, jest.
Słonik przez cały film nie mówi słowa, za to potrafi latać. Na końcu tryumfuje dobro. Wszystko jest jasne, radosne i piękne.
Tym bardziej nie rozumiem, kto wpadł na pomysł wrzucenia tam Różowych Słoni. Scena jest zupełnie losowa, nie ma żadnego związku z fabułą i nigdzie nie zostaje wyjaśniona. Na ekranie nagle pojawiają się różowe słonie bez oczu, które zaczynają tańczyć, mnożyć się, zlewać, zmieniać kształty, wszystko do wtóru psychodelicznej muzyki.
Pamiętam, że gdy oglądałam film po raz pierwszy jako kilkuletni brzdąc na widok tych słoni wcisnęłam się w fotel, wybałuszyłam oczy i patrzyłam na ekran z wyrazem "wtf" na twarzy i dreszczami wzdłuż kręgosłupa.
Dziś działa to dokładnie tak samo.
Wtf, Disney?
Najstraszniejsza scena:
Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków, 1937
Film dostał Oscara i siedem jego miniaturowych kopii. Został narysowany, oczywiście ręcznie, klatka po klatce, przez ponad siedmiuset pięćdziesięciu artystów. Był jednym z pierwszych pełnometrażowych filmów animowanych na świecie. Wreszcie, nawet po uwzględnieniu inflacji, pozostaje dziesiątym najbardziej dochodowym filmem wszech czasów.
Naprawdę, wstyd go nie znać.
Królewna Śnieżka... zapisała się w kinematografii czymś jeszcze - prawdopodobnie najbardziej przerażającymi scenami w filmach dla dzieci, jak transformacja złej macochy czy - mistrzostwo wszech czasów w tym względzie - ucieczka Śnieżki przez las. Ta druga scena była tak straszna, że ostatecznie zdecydowano się na jej skrócenie do niespełna dwóch minut, a w niektórych wydaniach wycięto ją zupełnie.
Najbardziej znaczący film:
Fantazja, 1940
To nie jedynie moje widzimisię, lecz stwierdzony fakt - ta produkcja w ogromnym stopniu przyczyniła się do rozwoju kinematografii. Jest to pierwszy pełnometrażowy film z dźwiękiem stereofonicznym (to znaczy takim, którym dobiega z co najmniej dwóch różnych źródeł, na przykład głośników, co zapewnia jego "przestrzenność"). Otrzymał dwa Oscary Specjalne, nagradzające wybitne osiągnięcia poza głównymi kategoriami - za wybitny wkład w rozwój wykorzystania dźwięku w filmach i za unikatowe osiągnięcia w dziedzinie wizualizacji muzyki.
Tym bowiem jest Fantazja - wizualizacją. Nie ma tutaj fabuły. Całość podzielona jest na kilka części, każdą dopasowaną do wybitnego dzieła. Mamy abstrakcyjną feerię barw do wtóru Bacha, taniec natury z Czajkowskim w tle, usiłującą czarować przy dźwiękach Dukasa Myszkę Miki, początki świata z podkładem Strawinskiego, mityczną krainę wypełnioną brzmieniami Beethovena, komiczny balet zwierząt przy taktach Ponchiellego, wreszcie - niesamowicie mroczne zakończenie z muzyką Musorgskiego i Schuberta. To nawet większa gratka dla miłośników muzyki niż filmów.
Artykuł niesamowity i napisany w tak cudowny sposób, że sam dziwię się, iż znalazłem go akurat na łamach gazetki. Byłoby idealnie, gdyby lista wydłużona została o jakieś 2-3 inne pozycje, ale wszystkiego mieć się nie da.
OdpowiedzUsuńPS Mnie "Dumbo" zdziwił nie tyle sceną z różowymi słoniami, ile zakończeniem, którego jak dla mnie absolutnie nie było. Sprawia wrażenie, jakby 1/4 filmu po prostu wycięto.
Czemu nie pisze tu o Królu Lwie ? :(
OdpowiedzUsuń